Sięgając po tę książkę spodziewałam się czegoś innego, lżejszego, a zostałam mile zaskoczona. Otrzymałam książkę mądrą, trudną, ważną, budzącą skrajne emocje, z którymi ciężko było mi przejść do porządku dziennego. Tu nic w tej książce nie jest proste, jednoznaczne. A sam tytuł jest metaforą chłodu bojącego z serc ludzkich. To obraz społeczeństwa zaściankowego, zapatrzonego w siebie, zamkniętego na wszystko to, co inne i nowe.
Autorka w "Mieście z lodu" porusza szereg trudnych i ważnych tematów. Jednym z nich jest problem choroby afektywnej dwubiegunowej. Skłania nas przy tym do refleksji, do zastanowienia się nad tym czy osoba dotknięta tą chorobą powinna mieć dziecko. Oraz do tego, co znaczy pojęcie "dobra matka". Teresę oskarżano o niedopilnowanie córki, gdy ta znalazła się w górach, gdzie dochodzi do tragedii. Mamy tu również problem odrzucenia, gdzie zdarza się, że ludzie którzy różnią się od innych, zostają odtrąceni przez resztę społeczeństwa.
Bardzo interesujący okazał się wątek dziennikarzy, który zwłaszcza w kontekście medialnych nagonek lub też zamiatania niektórych spraw pod dywan, daje do myślenia. Drugim był wątek związany z hejterami internetowymi, którzy swoimi komentarzami sami wydają wyrok, tak naprawdę nie znając prawdy i danej osoby, a mogą tym samym skrzywdzić, zniszczyć niewinną osobę. Tu nasuwa się pytanie: czy mamy prawo kogokolwiek oceniać?
"W różnych sytuacjach ludzie różnie myślą. (..) Nie wszystko da się wyjaśnić. Z boku coś wygląda inaczej, niż jest naprawdę."
Bohaterowie są dobrze wykreowani, niebanalni, interesujący. Moje serce zdobył Aleksander - mężczyzna wyrozumiały, dobroduszny, o wrażliwym sercu. A to jak postąpił, czy w ogóle mógł postąpić inaczej... zastanawiam się do tej pory.
Małgorzata Warda postanowiła poprowadzić narrację przez 13-letnią Agatę - córkę Teresy. Uważam, że to trafiony i ciekawy zabieg. Pojawiają się tu liczne retrospekcje z lat dzieciństwa oraz młodzieńczego życia, które na zawsze zdefiniowały to, kim i jaka jest Teresa.
Książka została dopracowana w najdrobniejszym szczególe, wszystko do siebie pasuje, nic nie jest naciągnięte czy przekombinowane. A zakończenie mocno szokuje. Nie takiego się spodziewałam, ale najwidoczniej takie miało być.
To książka o odpowiedzialności, walce z chorobą, relacjach matki i córki, tolerancji, sile przetrwania oraz wrażliwości społecznej. Zmusza do głębszych refleksji nad ludzkimi relacjami, tolerancją wobec inności czy choroby. Powieść przygnębiająca, smutna, po prostu wieje chłodem. Jak w tytule. Przez cały czas czułam to napięcie i emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury. Tę książkę trzeba przeczytać.
sza-terazczytam.blogspot.com