To bynajmniej nie jest łatwa w ocenie pozycja. Jednych wciąga bez reszty, inni zarzucają fabularne braki po stronie tempa całej historii, żaden jednak nie wali w tę książkę na odlew. Nie jest to tym razem funkcją mody. Decydują jak zawsze w świecie literatury różne upodobania.
Lord Mord nie stylizuje się, a jest żywą i głęboką repliką Pragi końca XIX wieku z wszystkimi jej zakamarkami. Szlam, brud, prostytucja, plany asenizacyjne, coraz bardziej zbiedniała i zepsuta szlachta, żydowski Josefov, to dopiero ramy tamtej Pragi. Ma ona aspiracje, ale to głównie przecież aspiracje polityczno-miejskich kuluarów gotowych na wiele, byle wprzęgnąć do tego miejsca żywioł na miarę innych europejskich stolic. Głębiej jednak pływają pieniądze, partykularyzmy, zmierzchy opuszczających materialne status quo, i tych widzących jutrzenkę napchanych kabz.
Lord Mord w pobliżu jeszcze miota tym, co naznacza ukochaną starą Pragę Miloša Urbana jej sednem. To powszechne zepsucie. Ten świat jest zepsuty od skorupki, odchodząca w niebyt szlachta, heroina, ?narkotykowa dilerka?, wsadzanie, wyciąganie, obciąganie, pozory kupczenia kobiecym ciałem, gdy się je bezwstydnie bierze i rzuca wraz metryką.
W tej książce można zabłądzić, fabuła nie pędzi, w zasadzie drobi nie licząc bardziej dynamicznej końcówki, ale jednak wszechogarniający pejzaż epoki i miejsca, praskie genius loci, wydymają nam wargi w zdumieniu i dają poczucie olbrzymiej sytości.