"Przeszłość buduje nas jako ludzi. Blizny, które pozostawia, kształtują nas, a to, jak sobie radzimy z jej konsekwencjami, rzeźbi naszą duszę."
Życie Amber Moretti zmienia się nie do poznania. Osierocona outsiderka, która przez całe życie zmagała się z koszmarami dzieciństwa, pragnie za wszelką cenę rozpocząć nowe życie jako studentka. Kiedy pojawia się na uniwersytecie po raz pierwszy, spotyka dwóch mężczyzn, najlepszych przyjaciół, którzy wnoszą do jej mrocznej egzystencji kolor, świeży powiew powietrza i światło. Brock Cunningham jest uroczym, zielonookim uwodzicielem-gentlemanem, Amber nie może się oprzeć jego urokowi. Wkrótce ten intrygujący mężczyzna zaczyna wypełniać cały jej świat, każdą myśl i każdy oddech. Ryder Ashcroft ? niebieskooki wytatuowany ?zły chłopak?, natychmiast zniechęca ją do siebie, kiedy jednak udaje mu się ją pocałować, natychmiast kradnie część jej serca, duszy i umysłu. Ku swojemu ogromnemu zdumieniu i przerażeniu, Amber zakochuje się w nich obu. A potem następuje coś, co zmienia wszystko, i Amber nie wie, czy kiedykolwiek uda jej się powrócić do normalnego życia...
"Obaj stali się dla mnie kokainą, uskrzydlającym, a jednocześnie osłabiającym zawrotem głowy."
Rzadko kiedy sięgam po stricte romanse, a tym bardziej po literaturę erotyczną. A "Amber" zdecydowanie się do nich zalicza. Było to moje pierwsze spotkanie z tym gatunkiem i muszę przyznać, że jestem bardziej niż zaskoczona. Nie wiem czy pozytywnie czy negatywnie. W sumie to czego ja się spodziewałam po takiej tematyce? Jest na pewno intrygującą pozycją i w sumie bardzo szybko mi się ją czytało i nie powiem, że się nie wciągnęłam, bo owszem to zrobiłam. Przebrnęłam przez nią w dwa dni, a przecież ma prawie 600 stron! Kurczę, mam co do niej bardzo, bardzo mieszane uczucia, gdyż tak jak mówię podobała mi się, ale jednak nie przemawiają do mnie pozycje, w których główną tematyką jest seks. Ohh.. coś czuję, że to będzie długa recenzja...
"Od razu wiedziałem, że jest inna. Czułem to w kościach, w sercu, w duszy. Ona dosłownie zaparła mi dech w piersiach."
Jedno słowo - bohaterowie. To rzecz jednocześnie najlepsza i najgorsza w całej powieści. Dwóch facetów i jedna dziewczyna.. taa.. czy Wy też tak uwielbiacie trójkąty, jak ja? (sarkazm). W każdym razie główna bohaterka, tytułowa Amber, niemiłosiernie mnie denerwowała... Na początku mieliśmy wszystko z jej perspektywy przez co mogliśmy ją lepiej poznać i wczuć się w jej trudną życiową sytuację. Z kolei później zaczęły się rozdziały z perspektywy Rydera i Brocka, ale o nich później. Nie mam pojęcia dlaczego tak zawsze jest w książkach, ale zazwyczaj główne bohaterki uważają się za niedoskonałe, brzydkie, ale oczywiście faceci muszą uważać je za ósmy cud świata -,- Z Amber oczywiście jest tak samo. Ma problemy ze sobą, ze swoją psychiką (w sumie nie dziwię się), miała je wcześniej i będzie je mieć. Ale co jest najlepszym sposobem na oderwanie się od przeszłości? Zdaniem bohaterki, oczywiście seks. I tutaj pojawia się dwójka niezwykle przystojnych, seksownych facetów, których dziewczyna owija sobie wokół palca. Brock, czyli bogaty, gentlemen, w dodatku kapitan drużyny i Ryder typowy wygadany, wytatuowany "bad boy". Oczywiście jestem team Ryder od momentu kiedy tylko pojawił się w książce. Nie dlatego, że jest złym chłopcem, ale dlatego, że dużo bardziej podobała mi się jego relacja z Amber. Natomiast Brock... moim zdaniem wszystko psuł, był tutaj całkowicie zbędny. I tej jego chore pomysły!? Boże... trzymajcie mnie... Wracając, Ryder ma DUŻĄ przewagę nad swoim przyjacielem przez wygląd, inteligencje, nazwisko... nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Przyznaję się, że tylko czekałam aż w końcu bohaterka wybierze jego, ale w tym momencie pojawia się Brock i psuje całe przedstawienie. Tadadadam! No więc to w sumie cała fabuła. Dziewczyna, która kocha dwóch facetów jednocześnie i nie może się zdecydować, którego wybrać i faceci, którzy kochają jedną dziewczynę jednocześnie i modlą się, żeby wybrała właśnie ich. (Dla mnie wybór byłby oczywisty).
"Czas, złodziej życia, powstrzymywał mnie od przyznania się przed sobą samą, że ten moment był nam pisany."
Książka napisana jest dosyć mocnym językiem, nie brakuje tutaj wulgaryzmów, ale za to mamy dużą dawkę humoru i nie sposób się było nie zaśmiać. A jeżeli chodzi o sceny seksu, które były prawie co dwa rozdziały to... widać, że autorka bardzo lubi fantazjować w tych sprawach, mamy tutaj wszystko dokładnie opisane. Na pewno nie wszystkim się to spodoba. No i zakończenie.... BARDZO BARDZO cieszę się, że się tak skończyło.. BUAHAHAHA...
Podsumowując: Chyba nigdy nie miałam tak mieszanych uczuć wobec jakiejś książki. Nie wiem czy ją kocham, czy nienawidzę... Tak jak mówiłam wcześniej, jest to romans/erotyk, więc na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu, gdyż niektóre sceny były trochę przesadzone, wręcz obrzydliwe. Z tego co wiem, jest to pierwszy tom serii i powiem Wam, że chciałabym ją kontynuować, dla Rydera.