Opowieść stylizowana na rosyjską bylinę. Toczy się powoli, bohaterowie są niemalże magiczni, a ruski chłop czapkuje szlachcie i bojarom. A przy tym przemyśliwuje jakby tu tych bezwzględnych panów okpić. Niestety jakoś nie mogłam się do tej historii przekonać. Nie pomógł spryt Dymitra Samozwańca, wiejskiego chłopaka z bagien Prypeci ani jego nietuzinkowe życie. Nie pomógł kapitan Tobias Hume, szkocki najemnik, który przypadkiem zabłąkał się w te okolice. Nie pomógł nawet głos jednego z moich ulubionych lektorów, czyli Rocha Siemianowskiego. Może przeszkadzała mi chaotyczność opowieści, a może brak odniesień historycznych, umiejscowienia akcji na osi czasu. A może jękliwy głos matki Dymitra mnie irytował. Nie wiem. A ponieważ książce nie udało się zdobyć mojej pełnej uwagi, to porzuciłam w połowie bez większego żalu.