Cienie przedwojennej żydowskiej Europy Środkowo-Wschodniej przemykały do Ameryki od wielu lat. Tworzyły istniejące do dzisiaj potęgi bankowe, wytwórnie filmowe, marki jeansów. Umierały pośród strzępków wieczornych gazet na ławkach przy Time Square. Kilka cieni dotarło do pewnego mieszkania na West Side przez Berlin, Paryż, Hiszpanię, Algier, Casablankę i Hawaje, żeby na wygodnych kanapach i fotelach, z widokiem na West End Avenue, udawać zadowolenie z własnej pozycji towarzyskiej, majątkowej, rodzinnej. Z ich oczu wyziera nieokreślony ból, pustka. Na dnie ciemnych oczu Singer zawarł cały strach środkowoeuropejskiego żydostwa, który odzwierciedla nazistowską eksterminację i stalinowski terror. Oba ostrza śmiercionośnych bagnetów wbiły się w żydowskie ciała w kraju, który był dla Singera rodzinnym. Kilkoro kobiet i mężczyzn w różnym wieku, powiązanych ze sobą towarzysko lub spokrewnionych, poznajemy bliżej, gdy wychodzą na ulice Nowego Jorku. Każdej z postaci Singer poświęca wiele stron, czasami czyniąc osobnymi bohaterami rozdziałów. Dołącza do nich przynajmniej dwie ważne osoby poprzez związki z postaciami głównymi. Ci mężowie, ojcowie, córki, matki, synowie zostawili własne ciała gdzieś w zgli[...]h synagog. Wraz ze swoimi najbliższymi wsiadali do wagonów jadących do Treblinki, Oświęcimia. Dymy z ich ciał wspólnie unosiły się z kominów nazistowskich pieców nad Europą. Te dymy przywiały do Ameryki tylko ich cienie. A cienie krążą po ulicach, obijają się o mury kamienic, jak duchy płaczą z tęsknoty za miłością, szukają, nie znajdują. W obcym mieście w popłochu szaleją. Ból, tęsknota, strach sprawiają, że nie mogą zaznać ukojenia. Opadają z sił, gasną. Więc, żeby odnaleźć ogień życia oddają się nowym ideom, nowym żądzom. Ateizm, komunizm, spirytyzm, religijny fanatyzm, kolejne finansowe inwestycje, kolejne kobiety, kolejni mężczyźni, zmiany wyznania Chybione Dodają skrzydeł tylko na chwilę. Singer przenosi do Nowego Jorku aszkenazyjski świat. Co rusz dostarcza czytelnikowi kolejnych imion w jidysz, jak Szlojmełe, Dwojrełe, Hanełe z cudownym śpiewnym ukraińskim czy przedwojennym polskim, wymawianym z językiem przyklejonym do górnego podniebienia, Rejce, Baruch. Do tego hebrajskie Estera i Immanuel. Ten świat nie mógłby się obejść bez żydowskich świąt. Tyle, że pisarz nie ma najmniejszego zamiaru, żeby cokolwiek czytelnikowi tłumaczyć. Ten świat jest. Nie jest folklorem schowanym na głębokiej prowincji. Nie jest cepelią za witryną sklepową. Jeżeli miliony Żydów w Polsce, Rosji, Niemczech obchodziły co tydzień szabat, Pesach, Szawuot, Sukot, Rosz Ha-Szana, to równie dobrze ich setki czy tysiące mogły zapalać szabasowe świece w nowojorskich mieszkaniach i podążać ulicami Manhattanu do synagog. I tak właśnie dzieje się u Singera. Czy to Nowy Jork, czy Warszawa, Lublin, albo mazowiecki sztetl. Wszędzie Żydzi, nawet nie szczególnie religijni, zbierają się wspólnie w piątek wieczorem w poczuciu wartości ogniska domowego. Wszędzie, nawet w najbardziej zindustrializowanym mieście, Żydzi pamiętają o historycznych, duchowych i mistycznych znaczeniach świąt, odmierzających wedle nich swoje życie.