SPRAWDŹ STATUS ZAMÓWIENIA
POMOC I KONTAKT
Ulubione
Kategorie

Gra Dungeons & Dragons: Tyrants of the Underdark (edycja polska) Gale Force Nine

O Akcji

Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.
Dowiedz się więcej
  • Promocja
    image-promocja

gry / zabawki

Producent Gale Force Nine
z serii Dungeons & Dragons
Wiek 10-14, >15
Ilość graczy 2 osoby,  3-4 osoby
  • Wysyłamy w 24h - 48h
  • DPD dostawa za półdarmo

Opis produktu:

Tyrants of Underdark - Przygoda w mrocznych ostępach D&D


Walcz o kontrolę w matriarchalnym świecie Underdark
Pozycja to paradoks świata mego ludu, ograniczenie naszej potęgi wynikające z głodu tej właśnie potęgi. Osiąga się ją przez zdradę, a ona czyni podatnymi na zdradę tych, którzy zdradzili wcześniej. Ci najpotężniejsi w Menzoberranzan spędzają całe dnie na oglądaniu się przez ramię, by ochronić się przed sztyletami, które mogłyby wbić się w ich plecy.

W Underdark śmierć czeka zwykle z przodu.

- Drizzt DoUrden, Ojczyzna R.A. Salvatore

Zajmij swoje miejsce jako jedna z przywódczyń domów drowów i walcz o kontrolę nad Underdark. Zbuduj swoją talię, aby rekrutować sługusów i wykorzystywać ich jako narzędzia do zabijania, infiltracji i kontrolowania domów przeciwników. Bądź ostrożny, ponieważ tylko jeden ród może rządzić !

Dungeons & Dragons: Tyrants of the Underdark to pełna rywalizacji gra strategiczna dla 2 do 4 graczy, w której wcielasz się w jedną z przywódczyń najznamienitszych rodów Menzoberranzan.
Jako mroczny elf, Twoim celem jest zdobycie potęgi, najwyższej pozycji w hierarchii rodów i uznania w oczach Lolth. W trakcie gry zbuduj talię sługusów z Twojego rodu i wykorzystaj ich do osiągnięcia swoich celów. Będziesz nieustannie udoskonalać swój deck, dodając nowe karty, starając się uczynić swoją talię potężniejszą!

Dungeons & Dragons: Tyrants of the Underdark zawiera dodatek Aberrations and Undead w języku polskim.

Zawartość pudełka:


- plansza
- instrukcja
- planszetki
- znaczniki
- żetony
- karty



S
Szczegóły
Dział: Gry / Zabawki
Rodzaj zabawki: Gry
Wiek: Gry dla 13, 14, 15 latków,  Gry od 16 lat
Ilość graczy: 2 osoby,  3-4 osoby
Gry: przygodowe
Serie: Dungeons & Dragons
Producent: Gale Force Nine
Numer producenta: 74007-L

Gry / Zabawki bestsellery z tych samych kategorii

Gra Zrzęda Alexander Alexander  Gry / Zabawki 48,67 zł
Dodaj do koszyka
Gra Brzdęk! Katakumby! Lucrum Games Lucrum Games  Gry / Zabawki 167,45 zł
Dodaj do koszyka
Gra Dixit: MNK Rebel Rebel  Gry / Zabawki 76,80 zł
Dodaj do koszyka
Gra Dinozaur w opałach Lucrum Games Lucrum Games  Gry / Zabawki 38,13 zł
Dodaj do koszyka

RECENZJE - Gry - Gra Dungeons & Dragons: Tyrants of the Underdark (edycja polska)

Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.

3.9/5 ( 10 ocen )
  • 5
    4
  • 4
    3
  • 3
    2
  • 2
    0
  • 1
    1

Wpisz swoje imię lub nick:
Oceń produkt:
Napisz oryginalną recenzję:

paj******************

ilość recenzji:6

1-06-2022 10:26

Zweryfikowany zakup

Autor tej opinii jest naszym klientem. Kupił ten produkt w naszym sklepie.

"Tyrants of the Underdark" to połączenie dosyć standardowego deck buildera z bardzo uproszczonym area control. W dużym skrócie, w grze występują dwa rodzaje zasobów. Pierwszy służy do zakupu nowych kart i rozwijania naszej talii. Drugi do rozlokowywania żetonów jednostek na dołączonej mapie, by w ten sposób uzyskiwać kontrolę nad kolejnymi terytoriami oraz do eliminowania jednostek przeciwników. Karty zawierają rozmaite efekty, wzmacniające zarówno pierwszy, jak i drugi aspekt rozgrywki. Koniec gry następuje, gdy skończą się dostępne do zakupu karty lub jeden z graczy wprowadzi na mapę swoją ostatnią jednostkę. Wtedy następuje podliczenie punktów za zdobyte terytoria oraz za zakupione karty i oczywiście wygrywa osoba, która uzbierała ich najwięcej. Dodatkowe punkty można zdobyć w trakcie rozgrywki poprzez kontrolę nad specjalnymi terytoriami - miastami oraz za truchła unicestwionych jednostek przeciwników, zgromadzone w naszej sali trofeów. Brzmi to bardzo prosto i rzeczywiście takie jest.

Z grą zapoznał mnie kolega i już po kilku partiach wiedziałem, że chętnie dołączyłbym ją do swojej kolekcji. Postaram się zatem w kilku zdaniach wyjaśnić, dlaczego, gdy zorientowałem się, że na mojej półce brakuje tytułu opartego na popularnej mechanice budowania talii, świadomie zdecydowałem się spośród mnogości opcji, właśnie na zakup "Tyrantsów Underdarku" (babol translacyjny zamierzony, o czym słów kilka poniżej).

Gra umiejscowiona jest w świecie opartym na klasycznej licencji Dungeons&Dragons. Nie miałem z nią wcześniej większej styczności, przynajmniej świadomie, gdyż jej wpływ na twórczość fantasy i świat gier planszowych jest nieoceniony. Nieznajomość tej mitologii nie przeszkadzała mi jednak w trakcie rozgrywki zupełnie. Niewiedza, kim są walczący o wpływy Drowowie, nie spowodowała ani cienia wrażenia, że straciłem coś z klimatu. Według mnie, umieszczenie logotypu D&D na pudełku, to jedynie sposób na sprzedanie kilku tysięcy egzemplarzy gry więcej, jednak przyznaję, że jest to zdanie ingnoranta, więc nie należy się z nim liczyć.

Zanim przejdę do zalet tego tytułu, postaram się uczciwie rozprawić z jego mankamentami, a niestety jest ich dosyć sporo. Szczególnie i słusznie, oberwie się polskiemu wydaniu gry, które nazwałbym budżetowym i niestety niechlujnym. Z wielu forów tematycznych wylała się rzeka pomyj w jego kierunku, którą postaram się pokrótce streścić i dodać kilka własnych obserwacji.

Pierwszym, co rzuca się w oczy po rozpakowaniu, jest oczywiście warstwa wizualna.
Plansza wygląda niezbyt zachwycająco, wręcz jak prototypowa i zupełnie nie buduje klimatu świata przedstawionego. Ot kilkadziesiąt pól, mniej więcej prostokątnych, połączonych liniami ścieżek i wypełnionych małymi kółkami pól do umieszczania jednostek. Dopiero w piątej rozgrywce zauważyłem, że jej rozmazane tło przedstawia tak naprawdę jakieś fantastyczne lokacje. Aby jednak zabawić się w adwokata diabła, prostota idzie tutaj w parze z czytelnością i łatwością zorientowania się w sytuacji na mapie.

Ilustracje na kartach są w większości w porządku, ale zdarzają się takie, które wzbudzają jedynie westchnięcie rozbawienia lub politowania, w zależności od poczucia humoru odbiorcy. Same karty są bardzo cienkie i niezbyt dobrze zalaminowane. Wyglądają, jakby miały nie przetrwać kilkunastu tasowań. Nie sprawdzałem tego przypuszczenia własnoręcznie, gdyż przezornie zaopatrzyłem się w protektorki. Ofoliowanie kart rozwiązuje problem ich kiepskiego wykonania, jednak oczywiście wiąże się z dodatkowymi kosztami. Ponadto powoduje kolejny problem.
Pudełko zawiera plastikowy insert, który sprawnie porządkuje wszystkie elementy gry. Niestety wytłoczki wykonano na wymiar, przez co karty w folii, które zwiększają swoją grubość prawie dwukrotnie, zwyczajnie przestają się w nich mieścić. Sytuację ratuje jedynie wyrzucenie insertu, zaopatrzenie się w kilka woreczków strunowych i zapakowanie wszystkiego luzem do pudełka.

Wreszcie najgorsze, co trafia do naszych rąk, to żetony jednostek - drobne (mniej więcej pół centymetra średnicy), różnokolorowe krążki kartonowe, zawierające jedynie symbol gracza na awersie oraz informację o zdobytym punkcie na rewersie. Są one okropnie nieporęczne, zwłaszcza, że karton z którego są wykonane, jest cienki i dosyć szorstki. Łatwo wypadają z rąk, przez co zagubienie pojedynczego krążka wydaje się jedynie kwestią czasu, a wobec faktu, że jest ich 200, nietrudno taki brak przeoczyć. Boli to tym bardziej, że operacje na nich stanowią jedną z głównych aktywności w trakcie rozgrywki. Ponadto liczba żetonów stanowi jeden z warunków zakończenia partii, dlatego posiadanie ich kompletu jest kluczowe, a brak choćby jednego wiąże się z popsuciem całej gry.
Dopiero orientując się bardziej w temacie, doczytałem, że w anglojęzycznym oryginale, jednostki wykonano jako proste, jednak stylowe i różnorodne figurki plastikowe, a rzeczone krążki są właściwe naszej rodzimej lokacji produktu. Oczywiście wydanie gry z ogromną liczbą odlanych figurek z pewnością znacząco zwiększyłoby jej cenę, przez co negatywnie odbiło się na wynikach sprzedaży, stąd poniekąd rozumiem decyzję wydawców. Wciąż jednak nie opuszcza mnie wrażenie, że dało się to niewiele większym kosztem, zrobić znacznie lepiej (chociażby proste drewniane znaczniki), albo przynajmniej dodać po kilka zapasowych krążków w wyprasce.
Jeżeli planujemy zaprzyjaźnić się z tą grą na zabój, rozwiązaniem wydaje się druk 3D. Jednak dodatkowy koszt wydrukowania kompletu figurek, według aktualnych ofert drukarzy, oscyluje pomiędzy 60-180% ceny samej gry.

O ile powyższy mankament da się wyjaśnić względami finansowymi, o tyle kolejny brak w polskim wydaniu Tyrantsów jest dla mnie kompletnie niezrozumiały i trudny do wybaczenia.
Gra zawiera ciekawą mechanikę, zwaną "Wewnętrznym kręgiem", która stanowi jej wyróżnik na tle innych deck builderów. W trakcie rozgrywki możemy awansować kartę do wspomnianego kręgu, czyli w praktyce wyeliminować ją z talii, w zamian za znacznie większą liczbę punktów uzyskaną za nią przy finalnym sumowaniu. Im droższa, a zatem potężniejsza jest dana karta, tym więcej punktów otrzymamy za jej awans. Stąd mechanika ta wymaga od gracza podejmowannia trudnych wyborów i stanowi świetne i zdaje się główne narzędzie, służące budowaniu naszej talii.
Niestety, już przy pierwszej próbie awansu karty, gracz dozna niemałej konfuzji. Otóż na leżącej przed sobą planszetce, porządkującej układ kart na stole, odnajdzie pola o wielu nazwach, jednak żadnego z napisem "Wewnętrzny krąg". Gdyby ten przykładowy gracz miał przed sobą wersję anglojęzyczną, odnalazłby okrągłą planszetkę, której ramka odpowiada graficznie drugiej wartości punktowej na każdej karcie i wszystko byłoby jasne. Dlaczego polski gracz nie odnajdzie tego średniej wielkości, kartonowego kółka na swoim stole, nie wiem... Wiem za to, że odczuwalnie przeszkadza to w grze. Instrukcja sugeruje odkładanie awansowanych kart po lewej stronie planszetki, jednak wiem z autopsji, że w ferworze tasowania, łatwo można, przez pomyłkę, wmieszać je na powrót do talii.

Kolejne problemy dotykają polskiej lokacji w związku z jakością przekładu. Nie da się ukryć, że nasz język jest bardziej rozwlekły niż angielski. Stąd polscy wydawcy natrafili na trudność edycyjną w postaci zbyt długich opisów efektów kart. Niestety kilka z nich nie wyszło z tego pojedynku zwycięsko. Szczególnie widać to w symbolach zasobów. W pełnym wymiarze są łatwo rozróżnialne, jednak na wielu kartach, w których sztucznie poniejszono czcionkę, stanowią małe plamki, powodujące oczopląs i konieczność wielokrotnego przeliczania dostępnych zasobów na ręce.
Ogólnie miałem wrażenie, że tłumacz nie był zbyt biegły w swoim fachu, czego koronnym przykładem jest przełożenie frazy "choose one" dla kart z wyborem opcji zagranego efektu, na "wybierz raz", zamiast "wybierz jedno z", co przy pierwszym zetknięciu spowodowało niemały zamęt i potrzebę sięgnięcia do instrukcji.
Wisienkę na torcie w tym aspekcie stanowi, wspomniane we wstępie, przetłumaczenie tytułu gry na "Tyrantsi Underdarku", które słusznie postanowiono jednak usunąć z wersji ostatecznej. Problem jest taki, że babol ten pozostał w najbardziej widocznym miejscu na planszy gry i myślę, że stanowi pieczątkę dla podsumowania niechlujstwa przy procesie powstawania polskiego wydania tej gry.

Ostatnim problemem zauważonym zarówno przeze mnie, jak przez kolegów, którzy na grach planszowych zjedli zęby, a wszystkie półki w ich domach uginają się od kartonowych pudełek, jest stosowane w grze nazewnictwo. Karty posiadają pulę dosłownie sześciu efektów, dzięki którym możemy rozmieszczać jednostki na mapie, bądź eksterminować jednostki przeciwnika. Są one bardzo proste i oczywiste co do zasad, jednak ich nazwy są tak niewiele mówiące i mylące, że nawet po kilku partiach wciąż sięgaliśmy do instrukcji, by przypomnieć sobie, na co właściwie dana karta nam pozwala. Nie jest to wina tłumacza, który akurat nazwy efektów przetłumaczył wiernie. Być może powiązane są one jakoś z mechaniką D&D, ciężko powiedzieć... Fakt, że utrudniają życie i aż proszą się o posiadanie krótkich kart pomocy, których w grze oczywiście brak.

Myślę, że na tym etapie recenzji, czytelnik może śmiało stwierdzić, że oszalałem, inwestując swoje pieniądze w ten tytuł i to już po zapoznaniu się z jego wadami. Dlatego myślę, że czas najwyższy pochylić się nad tym, co "Tyrants of the Underdark" robią naprawdę dobrze.

Chciałbym w tym aspekcie być tak konkretny, jak do tej pory, jednak mogę posiłkować się głównie subiektywnymi wrażeniami, bowiem największą zaletą gry jest fakt, że gra się w nią po prostu szalenie przyjemnie. Jej twórcom udało się połączyć proste i niezbyt oryginalne mechaniki w sposób, który zwyczajnie działa i sprawdza się doskonale.
Pojedyncza rozgrywka nie trwa zbyt długo: czterech zapoznanych z zasadami graczy powinno spokojnie uwinąć się w mniej niż godzinę, więc o syndrom "zagrajmy jeszcze raz" nietrudno. Rozłożenie gry na stole jest bardzo szybkie, więc pokusie poświęcenia grze kolejnej godziny ulec nietrudno.

Gra przeznaczona jest dla 2-4 graczy i miałem okazję sprawdzić ją w każdym z tych wariantów. Najlepiej bawiłem się przy komplecie graczy, jednak szybki, pólgodzinny pojedynek również dostarczył mi sporo rozrywki.

Do każdej pojedynczej partii, poza kartami podstawowymi, wybiera się dwie dodatkowe talie, spośród dostępnych sześciu. Jak łatwo obliczyć, daje to aż 15 różnych konfiguracji, co na pewno wpływa na regrywalność tytułu. Tutaj pierwsze słowo uznania należy oddać polskiemu wydaniu, ponieważ oryginalnie gra zawierała jedynie cztery talie w wersji podstawowej. Pozostałe dwie trzeba było dokupić w dodatku.
Talie różnią się, poza rodzajami fantastycznych stwórów i bestii, którymi wypełnione są ilustracje, dostępnymi w nich efektami i taktykami. Niektóre są skupione na negatywnej interakcji i podrzucaniu przeciwnikom kart zapychaczy (zwanych Szalonymi Wyrzutkami). Inne zachęcają do kupowania kart z konkretnych typów, co poprzez ich skumulowanie na ręce, pozwala wzmocnić efekty ich działania. Moja ulubiona talia demonów posiada zaś potężne efekty, jednak potrafiące zwrócić się przeciwko graczowi, który je zagrał.
Są też wreszcie dwie talie, które można traktować jako szkoleniowe. Ich efekty są łatwe w użyciu, co pozwala szybko wdrożyć się mniej doświadczonym graczom w inne mechaniki gry, bez zbytniego głowinia się nad zastosowaniem odpowiedniej taktyki.

Chyba ten aspekt przesądził w moim przypadku o zakupie właśnie tego tytułu. Prawie wyłącznie grywam w towarzystwie zapalonych graczy, których największym problemem jest fakt posiadania takiej liczby gier, których nie uda im się ograć nawet przez najbliższe kilka lat, więc posiadanie własnej, bardzo rozbudowanej kolekcji byłoby dla mnie zupełnie zbędne. Jednak czasem zdarza mi się gościć ludzi, którzy grają sporadycznie, stąd bardzo cenię tytuły, które potrafią zachęcić zarówno graczy okazjonalnych, jak i usatyswakcjonować tych bardziej wytrawnych. "Tyrants of the Underdark" posiada obie te cechy. Talie szkoleniowe odpowiadają za niski próg wejścia dla nowicjuszy, a talie zaawansowane pozwalają grze rozwinąć skrzydła i ucieszyć wyszkolonych taktyków. Chociaż dla tych drugich będzie ona stanowić raczej relaksujący przerywnik pomiędzy trudniejszymi i bardziej rozbudowanymi tytułami.

Na koniec postaram się wyliczyć cechy gry w tradycyjnej liście wad i zalet:

- warstwa wizualna nie powala,
- elementy kartonowe, szczególnie karty, są niskiej jakości,
- żetony jednostek to porażka w każdym calu i generalnie nie dało się ich wykonać gorzej,
- polskie tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia,
- problemy z edycją tekstu i czytelnością symboli zasobów na kartach spowodowane zbyt małą czcionką,
- brak kilku przydatnych dla płynności rozgrywki elementów, które występują w anglojęzycznym oryginale,
- niejasne nazewnictwo, zmuszające do częstego zaglądania do instrukcji,
- podczas gry na mniejszą niż pełna liczbę graczy, pewne terytoria wypadają z użycia - niestety na mapie ich granice są zaznaczone niezbyt wyraziście,
- instrukcja jest napisana w stylu encyklopedycznym, więc zmusza do częstego wracania kilka stron wcześniej.

+ proste zasady, które świetnie sprawdzają się w praktyce,
+ talie wspierające różnorodne taktyki i posiadające różny stopień trudności,
+ niski prób wejścia dla nowicjuszy,
+ spora regrywalność, poprzez możliwość dobrania 15 różnych zestawów talii,
+ przejrzysta instrukcja, chociaż nie idealna, o czym wspomniałem wcześniej,
+ polskie wydanie posiada już w wersji podstawowej karty z dodatku,
+ bardzo zabawne opisy kart, przybliżające LOR świata,
+ rozsądna cena za tak sporą liczbę kart (ponad 300),
+ ogromna przyjemność z gry i gwarantowany syndrom "Zagrajmy jeszcze raz!".

Podsumowując, "Tyrants of the Underdark" jest grą znakomitą, dostarczającą sporo rozrywki, jednak przy jej produkcji popełniono masę nietrafionych decyzji. Jej liczne problemy dotykają jednak głównie warstwy projektu elementów, co niestety ma negatywny wpływ na wygodę rozgrywki, ale nie na rozgrywkę samą w sobie. Ich liczbę potęguje dodatkowo nieudana polska lokacja. Z każdą kolejną partią przeszkadza to jednak coraz mniej i pozostaje już tylko radość z zakupu ciekawych kart, przechytrzania przeciwników i odbierania im najlepszych terytoriów.
Grę polecam szczególnie osobom, chcącym zapoznać się z mechaniką budowania talii, jednak zaawansowani gracze też będą się przy niej bawić świetnie. Zakup odradzałbym pewnie osobie, posiadającej już sporo deck builderów na swojej półce, gdyż ta gra nie wniesie na nią wiele świeżości i nowych rozwiązań.

Moja ostateczna ocena, to 4,5 gwiazdki, gdyż w zgodzie z własnym sumieniem nie mógłbym wystawić noty maksymalnej, a nie chciałbym 4 wiazdkami odstraszyć niezdecydowanych i pozbawić ich przyjemności obcowania z tym tytułem.

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?