"Przybysz" to pierwsza część Zaginionego Dziedzictwa - 4-częściowej serii krótkich karcianek autorstwa Seiji Kanaiego. Projektant ten zasłynął przede wszystkim ze stworzenia "Listu miłosnego", będącego pierwowzorem "Zaginionego Dziedzictwa" i czerpiącego z niego pełnymi garściami w kwestii podstawowych zasad rozgrywki. Tym razem projektant przenosi nas z królewskiego dworu do mrocznego świata fantasy, gdzie ni stąd, ni zowąd pojawił się tajemniczy, uszkodzony statek kosmiczny, nazwany Przybyszem, a znalezienie jego rozrzuconych po świecie części jest zadaniem graczy.
Podobnie jak w "Liście miłosnym", również i tutaj mamy 16 kart w talii, oznaczonych cyframi i pozwalających przy zagraniu na wykonanie określonych czynności. Na początku każdy z graczy otrzymuje jedną kartę; inna losowa karta trafia obok talii jako tak zwane ruiny. Pierwszy gracz dobiera na rękę drugą kartę i zagrywa jedną z nich, wykonując określoną na niej czynność. Następnie swoją turę rozpoczyna kolejny gracz, a gra kończy się w chwili wyeliminowania wszystkich przeciwników albo gdy w talii skończą się karty. W tym drugim przypadku gracze, którzy przetrwali pierwszą fazę, rozpoczynają poszukiwanie Zaginionego Dziedzictwa (karty z nr 5) w ruinach, na ręce swojej lub w ręku innych graczy. Kto znajdzie Zaginione Dziedzictwo wygrywa. Prostota zasad wręcz powala na kolana.
Z początku "Przybysz" wydawał mi się grą przeciętną i mało dynamiczną. Doświadczeni lotnością "Listu miłosnego" siedzieliśmy we trójkę przy stole, niepewnie zagrywając kolejne karty i próbując odkryć podobny fenomen w "Przybyszu". Sednem "problemu" okazały się być opisy akcji na kartach - są dłuższe, bardziej skomplikowane, różne, a jednak czasem podobne, przez co ich ogarnięcie i zagrywanie z początku odbywało się dość ślamazarnie. Dopiero po kilku rozgrywkach, gdy wystarczyło spojrzeć na numer karty, by określić jej zdolność, szydło wyszło z worka - dynamika rozgrywki wzrosła niebotycznie, a wraz z nią przyjemność z gry. "List miłosny" leżakuje w szafie, a my zagrywamy się na śmierć poszukując Zaginione Dziedzictwo :)
Klimat w grze jest raczej średni, ale potęguje go piękna oprawa graficzna kart. Gdyby tak jeszcze wydawca pokusił się o dorzucenie do pudełka znaczników przyznawanych zwycięzcy danej rundy, byłoby prawie idealnie. Niestety tak ważnych drobnostek zabrakło, podobnie jak zabrakło kart pomocy dla każdego gracza z opisem poszczególnych kart (przy poznawaniu gry przydałyby się bardzo!). Innych minusów w tej grze nie widzę.
Przygotowanie partyjki zajmuje raptem 10 sekund, sama rozgrywka (po poznaniu kart!) przebiega szybko i sprawnie, zasady są proste i nie ma wśród nich żadnych niedomówień. Losowość w doborze kart może czasem dopiec, ale ogólnie da się z tym żyć, zwłaszcza że w trybie kampanii zawsze można się odkuć w kolejnej rundzie. Cóż chcieć więcej za te paręnaście złotych? "Przybysz" to kompaktówka idealna do pociągu, do poczekalni u lekarza, do łóżka przed śniadaniem, na plażę itd., itd. Polecam!