Jako nastolatek w tradycyjne Monopoly "dla dorosłych" zagrywałem się z kumplami całymi godzinami. Teraz, w dobie współczesnych planszówek, ta gra nie budzi już we mnie takich emocji, ale mając okazję zagrać w jej dziecięcą wersję, ?Monopoly Junior?, chętnie zasiadłem do stołu. Ogólnie bardzo lubię gry dla dzieci, pod warunkiem jednak, że są to tytuły, które choć trochę zmuszają do ruszenia głową, a zwycięstwo nie zależy tylko i wyłącznie od ślepego losu. Niestety już samo przeczytanie zasad ?Monopoly Junior?, jeszcze przed rozłożeniem planszy, zapowiadało w pełni losową, nudną rozgrywkę. Bo o co w tej grze chodzi? Każdy z graczy otrzymuje na start określoną ilość banknotów, żetony własności oraz pionka. Owe pionki gracze przesuwają po planszy o ilość wskazaną na kostce. Po wejściu na jakieś pole gracz albo przymusowo kupuje to pole (jeśli jest wolne), albo płaci czynsz innemu graczowi (właścicielowi), albo ciągnie kartę "Szansy". Na planszy tradycyjnie znalazły się również pola "Idziesz do więzienia", "Odwiedziny" oraz "Darmowy parking". Gra kończy się, gdy któryś z graczy zostanie bez grosza przy duszy, a wygrywa ten, kto zebrał najwięcej gotówki.
Dystrybutorzy do zakupu gry "Monopoly Junior" zachęcają tak: "Szybka gra w zarządzanie atrakcjami! Graj mądrze, a zdobędziesz wszystkie atrakcje! To prosta gra w zarządzanie majątkiem, przygotowana specjalnie z myślą o najmłodszych". Oczywiście dobra reklama jest dźwignią handlu, ale w tym przypadku opis zachęcający do zakupu nijak się ma do realiów rozgrywki. Spójrzmy po kolei: "zarządzanie atrakcjami". Nie ma go tu w ogóle; gracz przymusowo kupuje pole lub płaci czynsz, zero zarządzania. Dalej: "Graj mądrze, a zdobędziesz wszystkie atrakcje!" Kłamliwy banał! Można mieć IQ Einsteina i przegrać z czterolatkiem, bo o wszystkim w tej grze decyduje tylko i wyłącznie kostka k-6, a gracz nie ma tutaj wpływu dosłownie na nic. Co dalej? "To prosta gra w zarządzanie majątkiem". Przymusu kupowania i płacenia czynszu nie da się nazwać zarządzaniem. Rzut kostką, przesunięcie pionka, zakup lub opłata, Szansa lub Więzienie - nic ponadto się z tej gry nie wyciśnie. Więcej kombinowania znajdziecie w "Chińczyku".
Nudne zasady to niestety nie jedyny minus tej gry. Kiepskie jest również jej wykonanie: nijakie, czarno-białe banknoty, zbyt cienkie karty szans, mało atrakcyjna plansza (zarówno pod względem estetycznym, jak i jakościowym). No i ta cena! Za jej połowę można kupić o niebo lepszą grę.
W "Monopoly Junior" zagrałem dwa razy z małolatami w wieku 6 i 7 lat. Pierwszą partię rozegraliśmy całą, ale dzieciaki trzeba było trochę pilnować - zamiast grać (rzucać kostką) wolały bawić się pionkami w postaci kotka i pieska. Drugiej partii skończyć się nie dało - piesek i kotek postanowili zdezerterować z planszy. I wcale się nie dziwię - nawet ja, jako ktoś, kto bardzo lubi wszelkie gry planszowe, chętnie odszedłem od stolika.
Wersji gry "Monopoly Junior" jest kilka. Akurat tej nie polecam nikomu; szkoda każdej złotówki.