Pamiętam z dzieciństwa scenę z filmu o korsarzach, gdzie na małej tratwie dryfuje kapitan i drugi marynarz. Obaj wygłodzeni i nagle jeden z nich próbuje zjeść swojego kamrata.
Piraci! Od zawsze ich uwielbiamy: za umiłowanie wolności, waleczność i odwagę, wspaniałe manewry na morzu i widowiskowe bitwy wielkich okrętów, którymi dowodzą. My rodzice, wychowani na filmie Romana Polańskiego, którego początkową scenę opisuję otwierając niniejszy tekst, a wspominam jeszcze muzyczny motyw przewodni podczas starcia żaglowców. Nasze dzieci, oglądające naszpikowaną efektami specjalnymi serię filmów z Johnnym Deppem lub bardziej realistyczny, serial ? Piraci. Gra Bitwa o Tortugę wspaniale odwzorowuje starcie wielkich flot okrętów. Hiszpanie pod czerwoną banderą oraz Piraci z czaszką na maszcie spotykają się na planszy. Kto tym razem przejdzie do historii jako niepokonany, kto stanie się legendą?
W opakowaniu znajdziemy niewiele, bo jedynie planszę i 12 dużych klocków, na które naklejamy obrazki statków, jest też krótka instrukcja. Nie jest ważna jednak ilość komponentów, a jakość i niesamowite zasady gry, która wciąga jak kraken żaglowce w morskie głębiny.
Plansza jest prosta, z elegancką ilustracją wybrzeży Tortugi oraz polami tworzącymi krzyż. Pionki są drewniane i sporych rozmiarów, wygodne w użytkowaniu. Na naszą flotę składają się 3 pary okrętów ? punktowanych 1-3 oraz mających rozmaite możliwości manewrowania. Jednomasztowce płyną tylko do przodu, dwumasztowce na skos, a trzymasztowce łączą ruchy obu powyższych. Podczas rozgrywki wybieramy jedną akcję: wypatrywanie nowych okrętów (obracanie zakrytego pionka i jego nakierowanie na odpowiedni kurs), przemieszczenie statku swojej floty (?zakrywa? przeciwnika ? wygrywa starcie lub żegluje po morzu, nie może ?wejść? na swojego), obracanie widocznym okrętem płynącym pod naszą banderą o 90 st. Odkrywać możemy jedynie pionki, na których nie stoi inny statek. Wygrywa gracz, który jako pierwszy pokona flotę o wartości 7 punktów.
Wariant zaawansowany to turnieje. Ustalamy ilość potyczek. Pod koniec każdej rundy zwycięzca otrzymuje punkty będące różnicą między wynikami obu graczy.
Mamy tu losowość, ponieważ nigdy nie wiemy, czy odkryjemy swój statek, czy przeciwnika, zatem czasem możemy być z góry na straconej pozycji. W szczególnym przypadku mogą zostać odsłonięte wszystkie żaglowce jednego koloru i nie będzie wtedy potyczki, a jedynie walkower. Kiedy trafimy na swój okręt włącza się jednak myślenie i taktyka. Możemy poruszać się po morzu, atakować, uciekać, odkrywać kolejne punkty na nieznanych wodach ? wszystko zależy od naszej decyzji.
http://mlodygiercownik.pl/2016/06/18/recenzja-gry-planszowej-bitwa-o-tortuge/