Opis produktu:
To był szczególny rok. Historia pędziła do przodu jak 20 lat wcześniej. Spełniło się proroctwo Kaczmarskiego - runął mur, stół stracił kanty, a świat zbliżył się na wyciągnięcie ręki. Nawet w krakowskim mikrokosmosie czuć było wiatr zmian, jak dekadę wcześniej za wspaniałych czasów `Gazety Krakowskiej` Macieja Szumowskiego. Festiwal Piosenki Studenckiej wciąż był enklawą tego, co oddziela sztukę od rozrywki. Przyznam się bez bicia - z imprezy w 1989 roku zapamiętałem jedynie imię i nazwisko laureatki, która wzięła wszystko - i Grand Prix, i nagrodę dziennikarzy. Chwilę później nie skojarzyłem tej osoby z dziwną nazwą Ya Hozna - którą poznałem dzięki krakowskiemu profesorowi zappologii Piotrowi Markowi - myślałem, że ktoś po prostu wpadł na pomysł zmierzenia się z twórczością Franka w swoich interpretacjach. Okazało się, że nie byłem całkiem daleki od prawdy - zappowski eklektyzm Renaty Przemyk, nie tylko pokazał, że Tom Waits może być kobietą, ale pozwolił jej jako prawdopodobnie jedynemu artyście w historii branży wystąpić w tym samym okresie w Opolu, Sopocie, Jarocinie i na FAMIE. A zaraz potem na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Jarociński występ z Armią to zresztą, w moim subiektywnym odczuciu, jedno z najważniejszych wydarzeń w historii polskiej muzyki.
Moja muzyczna ciekawość po raz pierwszy została gruntowniej zaspokojona, kiedy jako dziennikarz pewnej dużej i kiedyś dość niepokornej artystycznie, komercyjnej stacji radiowej z Wolnego Miasta Kopiec Kościuszki zaproponowałem Artystce nocny program `na żywo". Od północy, od niej z podkrakowskiego domu. Na przełamanie lodów i strachu przed nieznanym, przywiozłem, jak pamiętam, skonsumowany potem wspólnie załącznik, choć to nie on zdecydował o radiowej magii tamtej nocy. Kraków (ponownie) - telewizyjne studio w Łęgu i swoiste podsumowanie pierwszej dekady lat dziewięćdziesiątych w polskiej muzyce - koncert `Kobiety w rocku` i 7 śpiewających Pań od Edyty Bartosiewicz z radykalnie nową fryzurą, przez Katarzynę Nosowską, już mającej pewnie w głowie poza "heyowe", solowe projekty po Renatę Przemyk, wprawdzie weterankę i laureatkę Opola i Sopotu, ale, jak pamiętam, ciut niewygodnie czującej się w ramach telewizyjnego show, którego pomysłodawcą i mózgiem był ktoś o zupełnie innych artystycznie celach. A był to już okres albumu `Tylko Kobieta` nagrodzonego Fryderykami, których piętno słychać z kolei na mojej ulubionej płycie - "Andergrant", pokazującej równocześnie niejednoznaczność terminu `piosenka poetycka" i niejednoznaczność terminu "komercja`, co w przypadku Renaty Przemyk oznacza ileś tam płyt w różnych kolorach kruszcu, a dla mnie jest koronnym dowodem, że autorskie, niekoniecznie łatwe w odbiorze płyty mają (tak było i jest do dziś) swoją wierną, dużą publiczność, która po pierwsze nie jest niewyszukana w potrzebach, jak z niezachwianą pewnością twierdzą medialni decydenci, a po drugie w wypadku swojej ulubionej artystki chcą posiadać jej dzieło w wersji fizycznej i namacalnej, a nie wirtualnego pliku w wirtualnej chmurze. Na telefonie można oglądać nawet `Odyseję Kosmiczną 2001` Kubricka (sam widziałem taki przypadek w krakowskim tramwaju), ale obcowanie ze sztuką wymaga odpowiednich narzędzi. Także odpowiedniego medium. Jak na przykład "Trójka", która nie tylko transmitowała na koniec ubiegłego wieku koncert Renaty z Przeglądu Piosenki Aktorskiej w Kolonii, ale chętnie gości ją w swoim magicznym studio imienia Agnieszki Osieckiej. Skoro jesteśmy przy roku 2001... koniec sierpnia, Muzeum Śląskie w Katowicach, koncert "Wyrwani życiu" - pierwsze zetknięcie z ponadczasową, uniwersalną, do dziś bardzo bliską memu sercu `Blizną`, z płyty, która wydaje się być równie ważna dla samej Artystki.
Od zawsze ciągnęło ją do teatru. Tego z muzyką. Ze wspaniałym efektem. "Balladyna`, "Monsters", "Odjazd`, "Szyc`, "Noce Waniliowych Myszy" i całkiem niedawne, wspaniałe `Boogie Street", przyklepane przez samego mistrza Cohena. To nic dziwnego. Przecież każdy koncert Artystki to spektakl z muzyką. I to się nigdy juz nie zmieni, podobnie jak kolejne, nieuniknione chyba flirty z teatrem. Ta podobno `Mało zdolna szansonistka` łączy w sobie rzeczy nie do połączenia. Jest równocześnie Juliette Greco i Pattie Smith, Tomem Waitsem i Frankiem Zappą. Ale przede wszystkim unikatową artystką - Renatą Przemyk. Jak wspaniały album o takim właśnie tytule "Unikat`. Byłem, jestem i zapewne będę fanem, może nawet psycho. I "Gites`.
Piotr Metz
P.S. Piosenki na tej płycie to wybór samej artystki.A ona wie najlepiej, co nam chce powiedzieć. Posłuchajmy z uwagą.