"Zupełnie jak miłość" to film opowiadający o dwójce ludzi, którzy zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia ale chyba sami o tym na początku nie wiedzieli. Dopiero upływ kolejnych lat sprawiał, że w głowach głównych bohaterów Olivera (Ashton Kutcher) i Emily (Amanda Peet) zaczęła pojawiać się myśl o wspólnej przyszłości. Miłość jako taka a już w szczególności ta od pierwszego wejrzenia dla wielu wydaje się być czymś absolutnie abstrakcyjnym, nierealnym i w gruncie rzeczy niedorzecznym. W końcu jak można pokochać kogoś kogo widzi się pierwszy raz w życie i poczuć do tej osoby coś tak intymnego i osobliwego jak miłość. Reżyser "Zupełnie jak miłość" nie poszedł na skróty, pokazuje nam relacje między Oliverem i Emily w całej złożoności. Nie ma tu łatwych odpowiedzi, są dylematy, rozterki, plany na przyszłość jednym słowem prawdziwe życie ale czegoś w nim brak. Brak trwałego związku albowiem przelotne romanse nic nie wnoszą, są swego rodzaju odskocznią dla naszych bohaterów, próbą załatania wszechogarniającej pustki ale za każdym razem próba nawiązania bliższej znajomości kończy się fiaskiem. Okazuje się, że spotkanie na lotnisku w Mieście Aniołów a następnie lot do Nowego Jorku potrafi zdefiniować przyszłość i sprawić, że całe nasze plany będą krążyć wokół jednego z pozoru błahego wydarzenia. Film w reżyserii Nigel Cole ogląda się nadzwyczaj dobrze a to przez wyśmienity dobór aktorów i nietrywialny scenariusz, który potrafi przykuć uwagę widza i sprawić, że losy głównych bohaterów wcale nie są nam takie obojętne i w pewnym stopniu można się z nimi utożsamiać. Z pewnością każdy z nas miał w swoim czasie mętlik w głowie jaki wybór partnera jest właściwy, jak on wpłynie na naszą przyszłość i czy rzeczywiście nie ma innej alternatywy, ten film pokazuje, że czasem pierwszy wybór jest tym najlepszym.