Niemała - zauważalna na rynku kinematograficznym popularność telewizyjnej sagi Zmierzch zadziwia. Może rzeczywiście ta seria filmowa wręcz wampirycznie hipnotyzuje widza? Sprawdźmy... Na wstępie powiedzmy sobie o czym tak właściwie jest ten film - a mianowicie traktuje on o wampirach. Nic nowego i oryginalnego w historii światowego kina, wszak postaci wysysające krew towarzyszą nam już od początków XX wieku, kiedy to Nosferatu gościł na ekranach kin XX-lecia międzywojennego. Jednakże nie jest to typowa opowieść pełna krwi i ofiar, nie jest to produkcja z dreszczykiem emocji, z dużą dozą strachu. Saga Zmierzch to opowieść o wampirycznej miłości, dlatego nie powinno nikogo dziwić wciągnięcie na listę płac przystojnego Roberta Pattisona (w roli przykładnie bladego Edwarda). A w związku z tym nie powinna nikogo dziwić niemała popularność Zmierzchu wśród kobiet, ich pogłowie wśród fanów sagi jest znacznie większe niż populacji męskiej. Ale i to nie powinno nikogo dziwić, wszak seria powstała w oparciu o treść książek opracowanych przez żywy kobiecy umysł. Kobieca stylistyka, kobieca estetyka, no i przystojni mężczyźni w rolach głównych - to wydaje się wyjaśniać wszystko. Ale co z fabułą? Co z bohaterami? No cóż, te elementy są jakie są, szczerze powiedziawszy mnie nie porywają ani trochę. Fabuła jest miałka (w końcu kobieca) i nijaka, a przede wszystkim niezbyt oryginalna, co mówię jako znawca kina i literatury. Nie ma tu niczego, co nas wiarygodnie zaskoczy, bądź przestraszy. Niespecjalnie też trzyma w napięciu. Zresztą, kupy też nie trzymają się fakty na temat wampirów, które to niespecjalnie korespondują ze swoimi słowiańskimi, ludowymi, a przede wszystkim oryginalnym odpowiednikami. Wzorami! Nie przypadła mi również do gustu wizualizacja Zmierzchowych wampirów - ich charakteryzacja - wyglądają niezbyt wampirycznie, co mocno degraduje całość obrazu. Zresztą, cała saga Zmierzch jest, w moim przekonaniu, pełna różnej maści niedociągnięć, przeoczeń, przeinaczeń, błędów, które mnie - widza świadomego i oczytanego - mocno rażą i bolą. Ale rozumiem, że film ten jest po prostu przez fanów traktowany jako luźna odskocznia od szarej codzienności? Powiedzmy sobie szczerze - jest to odskocznia niezbyt ambitna, niezbyt udana, odskocznia stracona. Dlatego wszelkie słowa zachwytu jej poświęcone - to słowa zmarnowane. Nie marnujmy już, proszę, więcej słów, ani też czasu i pieniędzy na tę jakże niebywale mizerną produkcję.