Stephen jest studentem fizyki, a Jane swoją karierę chce poświęcić literaturze romańskiej. Nauki ścisłe i humanistyka? Czy te teoretycznie stojące po całkiem innych stronach światy mogą podążyć w jednym kierunku? "Teoria wszystkiego" pokazuje, że tak. Film ten jest biografią słynnego naukowca, Stephena Hawkinga, który w wieku 21 lat usłyszał straszną diagnozę - stwardnienie zanikowe boczne; jego życie miało trwać jeszcze nie dłużej niż dwa lata.
Zafascynowany grawitacją kwantową i czarnymi dziurami, w których czas zyskuje całkiem inne znaczenie, Stephen postanawia kontynuować studia i stawić czoła śmiertelnej chorobie. Jane, świadoma krótkiej wspólnej przyszłości, dzielnie staje u boku Stephena na ślubnym kobiercu. Postępująca choroba stopniowo niszczy ciało Stephena, ale jego umysł wciąż jest w stanie rozwiązywać najtrudniejsze zagadki wszechświata. Największą z nich jest bodajże sama choroba Stephena, która miała go ostatecznie pokonać w ciągu dwóch lat, a z którą fizyk dożył późnej starości, zyskując w świecie naukowców coraz większe uznanie. W tym czasie Jane wciąż jest tuż obok, będąc niezmordowanym filarem szczęśliwego, kwitnącego dzień w dzień małżeństwa.
Jednak nic nie trwa wiecznie. Jane jest coraz bardziej zmęczona wieloletnią chorobą męża, ponadto na horyzoncie pojawia się młody, atrakcyjny przyjaciel rodziny? Reszty tego wątku możecie się łatwo domyślić sami. Widz decyzję państwa Hawkingów o rozstaniu przyjmuje jednak dość gładko; nie ma tu niczyjej winy, nikt nie ma do nikogo żalu, a patrząc na wyczerpanie Jane i coraz bardziej wiotczejące ciało Stephena, decyzja taka wydaje się całkiem zrozumiała.
"Teoria wszystkiego" to film o heroizmie życia, o pokonywaniu barier z góry określonych jako do pokonania niemożliwe; to film o sile człowieka, niekoniecznie tej fizycznej, o miłości, będącej w stanie przenosić góry. Film ten łączy w sobie cechy biografii, romansu, dramatu i dzieła popularno-naukowego. Żadna z tych cech nie wybija się na pierwszy plan, wszystkie natomiast wzajemnie się przenikają, tworząc z "Teorii wszystkiego" dzieło naprawdę fascynujące. Całość obrazu idealnie dopełnia Eddie Redmayne, odtwórca roli Stephena Hawkinga, które bezbłędnie odtworzył postać człowieka-legendy - od błyskotliwego młodzieńca po stłamszonego chorobą dojrzałego naukowca.
"Teorię wszystkiego" osobiście mocno polecam - jako (nawet bardzo) dobry seans na wieczór i jako niezwykle bogatą biografię zasłużonego astrofizyka.