SPRAWDŹ STATUS ZAMÓWIENIA
POMOC I KONTAKT
Ulubione
Kategorie

O Akcji

Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.
Dowiedz się więcej
  • Promocja
    image-promocja

film

Data wydania 2020
Nośnik Blu-Ray
Liczba płyt 2
  • Dostępność niedostępny
  • DPD dostawa za półdarmo

Opis produktu:

Hit kinowy w reżyserii Christophera Nolana, twórcy m.in. Trylogii `Mroczny Rycerz`, `Dunkierki` i `Incepcji`. Uzbrojony tyko w jedno słowo: Tenet bohater, znany jako Protagonista, przenika do mrocznego środowiska międzynarodowych szpiegów, próbując ocalić świat. Podczas swojej misji będzie musiał skorzystać ze zjawiska wykraczającego poza czas realny.

Płytę można odtwarzać w odtwarzaczach multimedialnych oraz na konsolach PlayStation 3, PlayStation 4, Xbox One.

S
Szczegóły
Dział: Filmy
Dystrybutor: Galapagos Sp. z.o.o.
Oprawa: miękka
Rok publikacji: 2020
Nośnik: Blu-Ray
Liczba płyt: 2
Czas trwania: 02:30:00
Dźwięk: Dolby Digital 5.1, DTS HD 5.1
Język dźwięku: polski lektor, angielski, czeski, węgierski
Napisy: polskie, chińskie, hiszpańskie, czeskie, duńskie, holenderskie, portugalskie, fińskie, węgierskie, koreańskie, norweskie, francuskie, szwedzkie, tajskie
Reżyseria:
W rolach głównych:
Obsada: Washington John David, Pattinson Robert, Debicki Elizabeth, Branagh Kenneth, Caine Michael
Wprowadzono: 16.11.2020

RECENZJE - Film (Blu-Ray) - Tenet

Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.

3.5/5 ( 2 oceny )
  • 5
    1
  • 4
    0
  • 3
    0
  • 2
    1
  • 1
    0

Wpisz swoje imię lub nick:
Oceń produkt:
Napisz oryginalną recenzję:

Paweł

ilość recenzji:19

13-03-2021 18:55

Każdy film Christophera Nolana to duże wydarzenie zarówno dla widzów, jak i dla branży filmowej. Ten brytyjski mistrz współczesnego kina rozrywkowego od zawsze chadza własnymi ścieżkami i swoim świeżym, a często wręcz wizjonerskim spojrzeniem zadziwia widzów i inspiruje wielu innych filmowców. Nie inaczej jest w przypadku jego najnowszego obrazu - ?Tenet?.
Historia zaczyna się z charakterystycznym dla Nolana przytupem. Bezimienny główny bohater, który sam siebie określa mianem Protagonisty, zostaje zwerbowany po zaliczeniu ekstremalnego testu do specjalnej jednostki, której zadaniem jest uratowanie świata przed kolejną wojną i w efekcie zagładą ludzkości. Śmiertelne zagrożenie stanowią zagadkowi ludzie z przyszłości, którzy w jakiś nieznany sposób są w stanie wpływać na obecne wydarzenia. W tej krytycznej misji pomaga mu tajemniczy Brytyjczyk Neil. Swoją drogą dynamiczna, ciekawie zarysowana i podparta solidnym aktorstwem, ekranowa przyjaźń między nimi to zdecydowanie jasny punkt opowieści. Trop prowadzi duet naszych bohaterów do demonicznego rosyjskiego oligarchy i handlarza bronią Andrieja Satora.
O fabule nie ma co za dużo się rozpisywać, by nie zepsuć czekających na widza niespodzianek. W wielkim skrócie można powiedzieć, że motywem przewodnim jest zagadnienie natury czasu, możliwości manipulowania jego biegiem tak, aby wpływać na rzeczywistość i wszystkie związane z tym konsekwencje i paradoksy. Warto dodać, że scenariusz filmu został skonsultowany z fizykami w celu potwierdzenia naukowości zawartych w nim teorii.
Cała intryga jest niezwykle zagmatwana i pełna zwrotów akcji. W pewnym momencie ciężko jest już nadążać za pędzącymi na ekranie wydarzeniami. Zamiast analizować fabułę najlepiej jest dać się jej porwać i po prostu płynąć z nurtem. W innym przypadku można dorobić się bólu głowy.
?Tenet? daje nam też namiastkę tego, jak mogłyby wyglądać przygody Jamesa Bonda napisane i wyreżyserowane przez Christophera Nolana. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z klimatami rodem z klasycznego kina szpiegowskiego - tajni agenci, międzynarodowe wywiady, źli Rosjanie, handlarze bronią i gdzieś pośrodku piękna nieznajoma w opresji. Wszystko to doprawione jest jednak typowym Nolanowym sosem, tym razem w postaci akrobatycznych zabaw z czasem. Zresztą reżyser nigdy nie ukrywał swojej fascynacji produkcjami o agencie 007. ?Tenet? jest właśnie takim Bondem na sterydach. Pomimo blisko 2,5 godzinnego czasu trwania, tempo filmu utrzymuje się na wysokim poziomie.
Za stworzenie ścieżki dźwiękowej zabrał się, będący ostatnio na topie, szwedzki kompozytor i laureat Oscara Ludwig Göransson. Muzyka uderza w nas w potężny sposób w zasadzie już od pierwszych sekund filmu, sprawiając, że serwowana na ekranie adrenalina zaczyna się udzielać nam samym. Dużo jest w niej eksperymentowania z brzmieniem i wykorzystywania mocno przetworzonych elektronicznie dźwięków, takich jak syreny alarmowe czy nawet ludzki oddech. W nawiązaniu do motywu przewodniego filmu, niektóre utwory były nagrywane przez orkiestrę dosłownie od tyłu. Czasem słyszymy jak dwie nakładające się na siebie ścieżki - jedna grająca od przodu, druga od tyłu - przeplatają się wzajemnie.
Na osobny akapit zasługują spektakularne sceny akcji. Nolan po raz kolejny podniósł w tej dziedzinie poprzeczkę i przesunął granice tego, co w kinie jest możliwe. Oczywiście sama tematyka podróży w czasie otworzyła na tym polu ogromne możliwości. Niektóre sekwencje zamieniają się w wielopoziomowe układanki, które oglądamy raz normalnie, innym razem od tyłu, a często obserwujemy nawet, jak dwie linie czasowe rozgrywają się jednocześnie i krzyżują ze sobą w kulminacyjnym momencie. Do tego widzimy je czasem z perspektywy różnych bohaterów. Aktorzy musieli nauczyć się odgrywać niektóre partie od tyłu i mowa tu zarówno o choreografii, jak i nawet kwestiach dialogowych.
Nolan pozostał wierny swojej filozofii i przy produkcji wykorzystywano praktycznie tylko prawdziwe efekty specjalne - wszelkie wybuchy, kraksy, pościgi i strzelaniny były kręcone w istniejących lokacjach i z użyciem prawdziwych przedmiotów. Według samego reżysera ilość efektów komputerowych użytych w postprodukcji ?Tenet? jest mniejsza niż w typowej komedii romantycznej. Mówiąc w skrócie, jeśli w jego filmie widzimy rozbijający się samolot to wiemy, że mamy do czynienia z rzeczywistym obiektem, a nie wytworem pracy grafików komputerowych. To chyba jedyny w tej chwili filmowiec, który może sobie pozwolić na takie ekstrawagancje. Polecam obejrzenie dołączonych do wydania na osobnej płycie materiałów dodatkowych, które pozwalają nam poznać od kuchni tworzenie najbardziej spektakularnych momentów filmu.
?Tenet? to imponujący pokaz kreatywności i dowód na to, że można kręcić ambitniejsze kino sensacyjne w tych niełatwych dla niepokornych twórców czasach, zdominowanych przez ekranizacje komiksów i wielkie filmowe franczyzy. Na pewno warto obejrzeć go więcej niż jeden raz, choćby po to, aby wyłapać wszystkie poukrywane w nim smaczki. Pozwoli to też w pełni docenić tę zrodzoną w głowie Christophera Nolana, skomplikowaną lekcję fizyki dla widzów.

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

Łukasz K

ilość recenzji:2

16-03-2021 17:21

W fizyce zwrot wektora siły magnetycznej oraz kierunek przepływu prądu elektrycznego określa się, wykorzystując regułę odpowiednio lewej i prawej dłoni. Za ich pomocą, w bardzo prosty sposób można określić dwa podstawowe parametry charakteryzujące pole magnetyczne. Wspominam o tym dlatego, że nowy film Nolana przypomniał mi czasy liceum. Choć fizyka na tym etapie edukacji jest rzeczą relatywnie nietrudną, często pokazuje się ją jako demona, którym można straszyć niegrzeczne dzieci, nie do ogarnięcia dla większości społeczeństwa. Wszystko przez to, że łatwo ją sobie skomplikować. Tak, jak pewnego dnia, zrobiła to moja nauczycielka tego przedmiotu w szkole średniej. Wspomniane na początku dwie reguły urosły do poziomu trudności poważnego wykładu akademickiego na ostatnim roku studiów. Wszystko z jednego prostego powodu. Pani, którą serdecznie pozdrawiam, wspomniane zasady, konkretnie lewej i konkretnie prawej dłoni tłumaczyła, nie rozróżniając tych kierunków. Podobnie robi Christopher Nolan w Tenet.

Najdziwniejsze w twórczości Brytyjczyka jest to, jak bardzo podzieliła ona kinomanów na dwa obozy. Wśród odbiorców da się bowiem wyczuć mnóostwo opinii mówiących o tym, jak to jego filmy są arcydziełami, jak i totalnie z innego bieguna, wypominających, że to wydmuszki i przerosty formy nad treścią. Nie jestem w stanie opowiedzieć się po żadnej ze stron, bo postrzeganie Incepcji, Prestiżu czy Dunkierki mam zgoła inne. Nie są to arcydzieła, nie są to gnioty, a po prostu blockbustery, na które Warner Bros. wydaje grube pieniądze, po to by zarobić jeszcze grubsze. Nie znajdziemy w nich Bóg wie czego, bo to produkcje często bardzo proste, ani nie posiadające wybujałych ambicji, ani niemogące się równać z tymi z niższej ligi. Po prostu rozrywkowe, mimo nadawania im zarówno dodatnich, jak i umniejszających nadsensów. Dobrze więc, że jak wracaliśmy do kin z pierwszym dużym filmem, był to akurat dyskusyjny Nolan, aniżeli kolejny generyczny marvelek czy aktorska wersja animacji Disneya. Szczególnie, że Tenet tylko wspomniane podziały wzmocni.

Nowy film twórcy Incepcji to bowiem nagromadzenie wszystkich elementów stylu reżysera w ilości powodującej niestrawność. A właściwie nie wszystkich, a tylko tych, które jeśli nie sprowadzały jego twórczości w dół, to były co najmniej dyskusyjne. Zazwyczaj jednak miał asa w rękawie, z którym wiązał się cały fun płynący z oglądania jego filmów. Były to zimne, bo niepodgrzane relacją widza z ciekawymi bohaterami, ale jednak emocje. Emocje, które buzowały, a były związane z tym, że na ekranie dzieją się zwyczajnie interesujące rzeczy. Że opowiadana historia, ze wspomożeniem w postaci przemyślanych zabiegów narracyjnych zwyczajnie się broni. W Tenet miał kolejny pomysł oparty na jednej sztuczce, jednak nie umie go odpowiednio sprzedać. Albo inaczej, umie, ale pomysł prawdopodobnie lepiej wyglądał na papierze, niż wypada na ekranie. Całe to odwrócenie czasu zadziałałoby dobrze w jakimś kontekście, jednak tu rodzi się największy problem.

Nolan ma bowiem swój trick, ale podbudowa go leży i kwiczy w każdym elemencie. Wszystko, co nie związane z zabawami odwracaniem czasu jest tu bowiem płytkie, średnio zarysowane i zwyczajnie nieciekawe. Sama główna zabawka jednak też trzyma się na dość wątłych wytłumaczeniach. Mamy scenę ze znaną z In Bruges czy Harry?ego Pottera Clemence Poesy, która dość zawile tłumaczy nam działanie świata i wysłańców przyszłości, jednak potem, zanim zabawa patentem rozkręci się na całego, mamy resztę historii. Jest ona, łagodnie mówiąc, opowiedziana po macoszemu i typowymi nolanizmami. Szkielet tej fabuły wygląda na podkradziony z Interstellar, tylko z narzuceniem wyraźnej roli czarnemu charakterowi. Poza tym standardowo, główny bohater z misją, jego kompan, dziewczyna wierząca w siłę miłości. Ot, kolejne postacie filmu Nolana. Otoczka nie dość, że jest najsłabsza z jego dotychczasowych dokonań, to jeszcze bardziej kole w oczy, gdy uwypukli ją słabość głównego wątku.

Kolejna rzecz to dialogi. Nolan nigdy nie pisał ich wybitnie i od zawsze mówi się, że scenariusze powinien oddać pod pióro kogoś innego, więc tu, zgodnie z przewidywaniami, znowu przegina. Mało w nich luzu, mnóstwo dużych mów i filozoficznych dyrdymałów. Moją absolutnie ulubioną sceną było ostrzeżenie bohaterki granej przez Elizabeth Debicki przed trzecią wojną światową, na które wypala ona, że zagłada całej ludzkości będzie niestety też dotyczyć również jej syna. Tak podkreślamy, jaka kochana z niej mama. Co prawda film ratuje się trochę pod koniec, wprowadzając do swojej intrygi nieco drugiego dna i komentarza społecznego, jednak w świetle poprzednich wydarzeń można uznać to tylko za sztuczne dointelektualizowanie. Aż się prosiło, żeby Kenneth Branagh swoje końcowe mowy wygłosił na samym początku.

W efekcie dwie i pół godziny spędzone z Tenet na sali kinowej dłuży się niemiłosiernie i można uznać za męczące. Nie pomaga też dyskusyjnie dobrana muzyka, pewna głośnego i patetycznego dudnienia. Nolan wcześniej miał wyczucie, a kawałki Zimmera (tutaj autor kompozycji się zmienił, odpowiada za nie Ludwig Göransson), choć nie przez wszystkich lubiane, nie były natrętne. Tutaj jest tego pewnie o jakąś połowę za dużo, przez co dudnienie w uszach słyszymy jeszcze na długo po seansie. Stwierdziłem kiedyś, że muzykę z Interstellar z powodzeniem możnaby puszczać na korowodach pogrzebowych. Ta z Tenet sprawdziłaby się natomiast idealnie na trybuny stadionu piłkarskiego.

Entropia, której odwróceniem tłumaczone są dziejące się w Tenet rzeczy jest w fizyce termodynamiczną miarą nieuporządkowania. Można o tej wielkości usłyszeć w liceum, jednak program szkół średnich za mocno się w wątek nie zagłębia, bo szybko wchodzi tam wyższa matematyka. W nowym filmie twórcy Mrocznego Rycerza wspomniane nieuporządkowanie sięga wartości tak wysokich, że przykrywa wszelkie atuty narracyjne, jakie pozwalały znakomicie bawić się na jego poprzednich filmach. I choć były to atuty naprawdę wyraźne, przy Tenet widać, jak bardzo osamotnione.

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?