Na fali przenoszenia na ekran rozmaitej maści bohaterów literatury (głównie komiksu, swoją drogą, kiedy doczekamy się adaptacji filmowej świata Thorgala?), doczekaliśmy się także nowej wersji najsłynniejszego chyba detektywa, Sherlocka Holmesa. Co prawda zagadka kryminalna zafundowana nam przez twórców filmów nie powala może na kolana kunsztem czy arcyprzemyślnym planem arcyłotrów (film nie ma na celu „zmęczyć” intelektualnie widza), to jednak na pewno warto sięgnąć po tę pozycję. Chociażby z jednego powodu – jest to przede wszystkim dobry kawał solidnego kina rozrywkowego, połączenie dwóch jego najlepszych elementów: wartkiej akcji przeplatanej poczuciem humoru głównych bohaterów, prawdziwych mistrzów ciętej riposty. Taka Szklana pułapka osadzona w realiach Londynu końca XIX wieku, a któż z nas, obecnie trzydziestoparolatków nie zachwycał się Brucem Willisem, którzy za z taśmy starego dobrego Vhs-u rozwalał w drobny mak wieżowiec, czy lotniska z uśmiechem na twarzy przez cały czas. Podobnym cudakiem jest nowy Sherlock Holmes, który równie łatwo wpada w tarapaty, a wychodzi z nich nie tyle wysiłkiem intelektu, (choć sprytu na pewno nie można mu odmówić), co raczej silną pięścią i solidnym boksem; tu warto wspomnieć o naprawdę kapitalnej scenie boksu w jakiejś spelunce w zaułkach Londynu (kilka minut filmu, które obejrzałem chyba z pięć razy, naprawdę bomba, żadne tam kung – fu karate mistrz, tylko porządna bijatyka jeden na jednego). Film momentami przypomina teledysk, cóż taka maniera, ale w niczym nie traci, a tylko powoduje, że akcja wręcz galopuje i prawie dwie godziny filmu mijają, jak porządny guiness z pianką w gardła nasze. Dobre kino przygodowe (w swojej klasie gatunku filmowego naprawdę dobra gra aktorska, bez żadnej sztuczności), dobra rozrywka, mile spędzone dwie godziny. Polecam!