W ostatnich latach nastąpił wysyp seriali typu "young adult" przeznaczonych dla dorastających nastolatków, bodaj w kategorii wiekowej 16+. Niestety nie wszystkie są jednak w stanie zaoferować widzowi rozrywkę na poziomie godnym naszego zainteresowania. Do wyjątków zaliczyłbym przede wszystkim "Riverdale".
Tak. "Riverdale" to kolejna telewizyjna adaptacja komiksowa. Luźna, ale jednak. Opiera się ona na postaciach Archie Comics zamieszkałych w tytułowym Riverdale. Jeśli nic wam to nie mówi, to wspomnę że po sąsiedztwie mieszkają czarownice z Greendale. Wróćmy jednak do meritum.
Wszystko zaczyna się od śmierci Jasona Blossoma, futbolisty, dziedzica fortuny, super ciacha, który jednak skrywał pewną tajemnicę. Rusza śledztwo w tej sprawie i jak to bywa w serialach o młodych ludziach, nastolatki próbują rozwikłać sprawę we własnym zakresie. Prowadzi to do całej lawiny sekretów, kłamstw i często nielogicznych z punktu widzenia przeciętnego widza decyzji.
Fakt, że mają tu miejsce niezbyt zrozumiałe wybory bohaterów nie powinien jednak nikogo dziwić. Jest to przecież serial. Osadzony w fikcyjnym miasteczku i przeznaczony dla rozrywki widza, więc nie powinniśmy wszystkiego brać na zupełnie poważnie, bo inaczej stracimy przyjemność z oglądania, a przyjemności jest tu co nie miara.
Przede wszystkim świetne są postacie. Mają bardzo mocno zarysowane charaktery. Powiązań między bohaterami jest coraz więcej i więcej, w zasadzie każdy ma jakiś swój sekret, a przede wszystkim poszczególne role są po prostu bardzo dobrze zagrane, co tym bardziej imponuje gdy przyjrzymy się wiekowi i doświadczeniu większości aktorów i aktorek.
Jednym z głównych bohaterów jest Archie Andrews, rudowłosy przystojniak, futbolista, ale także skryty piosenkarz, który nie zdaje sobie sprawy ze swoich mocy flirtu. Jego sąsiadką jest Betty Cooper, chodzący ideał można by wręcz rzec. Czego to ona nie potrafi. Ma również talent do wścibiania nosa w nie swoje sprawy. Tę cechę możemy też przypisać Jugheadowi, ponuremu odludkowi, który przez większość czasu chodzi w oryginalnej czapce, ma talent pisarski i co rusz rzuca nawiązaniami do różnych filmów. Jest też Veronica, córka Hairama Lodgea, bogacza z Nowego Jorku, który trafił do więzienia za malwersacje finansowe, przez co jego żona i córka przeprowadziły się do Riverdale. Jest nieco rozpieszczona, potrafi być przebiegła, ale generalnie wykazuje się większą normalnością niż inne dzieci milionerów.
Wokół tych czterech postaci kręci się większość wydarzeń w serialu, ale towarzyszy im mnóstwo innych postaci. Jeśli chodzi o samych aktorów i aktorki, to warto tutaj wspomnieć o obecności takich nazwisk jak Luke Perry (Beverly Hills 90210), czy Cole Sprouse (Nie ma to jak hotel) czy Madchen Amick (Twin Peaks).
Skoro już o tej ostatniej mowa, to trzeba powiedzieć że "Riverdale" jest takim młodzieżowym Twin Peaks nie tylko ze względu na klimat, ale mnóstwo nawiązań do serialu Davida Lyncha. Już sam fakt, że punktem wyjścia jest tutaj śmierć znanego i popularnego ucznia daje sporo do myślenia, ale to nie wszystko. Choćby dom rodziny Cooperów przypomina dom Palmerów, jest charakterystyczna kawiarenka, a czasem nawet niektóre ujęcia wyglądają jak żywcem wyciągnięte z kultowego tytułu.
Miasto jest jednak oryginalne samo w sobie. Najdziwniejsza jest w nim pogoda. Jedni chodzą w kurtkach, inni w koszulkach z krótkim rękawkiem i to nawet wtedy, gdy wokoło leży mnóstwo śniegu. Dodatkowo odnajdziemy stylizację na lata 50. czy 60. w których zresztą powstawały komiksy o bohaterach serialu. Trzeba docenić grę światłem i całą kolorystykę serialu, zdecydowanie wyróżniającą go na tle konkurentów.
Nie można zapomnieć o muzyce. W tle słychać nie tylko współczesne kawałki, co zresztą jest charakterystyczne dla seriali typu "young adult", ale także pojawiają się utwory nawiązujące do wspomnianego wyżej okresu czasu. Są nowe wersje starych piosenek, a często śpiewane są one przez samych bohaterów, w końcu Archie podąża za muzyką, a w szkole działa zespół o nazwie "Pussycats". Jak na moje ucho, raczej nie fałszują.
Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zacząć swojej przygody z "Riverdale", to ścieżki są dwie. Pierwsza prowadzi na Netflix, gdzie regularnie umieszczane są nowe odcinki serialu. Druga, i tą wybrałem ja, prowadzi do sklepu. W moje ręce trafiło wydanie na DVD, które oprócz samej produkcji pełne jest ciekawych dodatków dotyczących m. in. samej koncepcji serialu i tego jak wyniesiono go z kart komiksu. Znajdziecie też usunięte sceny, które często pokazują w jakim kierunku pierwotnie chcieli podążać twórcy.
1. sezon niezwykle mnie wciągnął. Był on dla mnie bardzo odprężającą, a jednocześnie angażującą rozrywką. Trzynaście odcinków minęło jak z bicza strzelił, historia podążała w niespodziewanych kierunkach, a twórcy na sam koniec zaserwowali widzowi niezłe niespodzianki. W "Riverdale" cały czas coś się dzieje, cały czas coś się zmienia i ta lawina wydarzeń, jakże obca w naszym codziennym życiu jest tu najbardziej intrygująca i zachęcająca do dłuższego seansu.
#gandalfekrecenzuje
Opinia bierze udział w konkursie