Starość. Wydaje się być ponurym żartem i groteską samego życia. Jest w niej coś wstydliwego, brzydkiego, gorzkiego. Wygodniej jest, więc odwracać twarz i zapominać, że istnieje. Dorota Kędzierzawska nie ucieka jednak od "nieprzyjemnego" tematu i filmem "Pora umierać" oswaja widza ze starością. Aniela Walter (w tej roli Danuta Szaflarska) to starsza pani, żyjąca samotnie w przedwojennej, warszawskiej willi otoczonej parkiem. Dni upływają jej na rozmowach z wierną towarzyszką - suką Filadelfią, na obserwowaniu sąsiadów i prostym, spokojnym życiu. Czas zwalnia, jakby świadomy tego, że przyszłość kurczy się nieuchronnie. A sama staruszka z przyjemnością zanurza się we wspomnieniach i wraca do przeszłości, kiedy to "lata były bardziej gorące, a zimy mroźne, śnieżne, piękniejsze..." Choć Aniela znajduje się u kresu życia, nie brak w nie pasji. Nie jest ani zgorzkniałą starszą panią, ani zdziecinniałą staruszką. Potrafi czerpać radości z drobiazgów i z poczuciem humoru podchodzić do przeciwności. Dostrzega swoją porażkę w wychowaniu swojego ukochanego synka. Ale tylko jedno pragnienie nie pozwala zamknąć ostatniego rozdziału w jej życiu. Pragnienie, alby jej ukochany rodzinny dom zalśnił dawnym blaskiem. "Pora umierać" to piękny i bardzo mocno poruszający film. Prosty i oszczędny w środkach, jednak przykuwający uwagę. Czarno-biały obraz bijący feriom barw, niesamowita muzyka i wybitna rola Danuty Szaflarskiej. Arcydzieło.