Lubię czasami obejrzeć mocne kino. Gdy przed wielu laty po raz pierwszy zetknąłem się z serią "Piła", obejrzałem pierwszą część ze sporym zainteresowaniem, uznając ten film za w miarę spójny, logiczny, nie mający na celu zaserwowania widzowi jedynie kolejnej głupkowatej krwistej jatki. Na kolejne części czekałem dość niecierpliwie, ale przyznać trzeba, że każdy kolejny odcinek serii był pod każdym względem coraz słabszy. W roku 2010 na ekranach kin pojawiła się "Piła 3D", siódma część sagi o Jigsawie, rozczarowująca i w związku z tym nie dająca nadziei na dobrą kontynuację serii. Siedem lat później ukazała się jednak część ósma, "Piła: Dziedzictwo", którą (bez większego entuzjazmu) obejrzałem dopiero kilka dni temu.
Powiem od razu wprost: ten pociąg wykoleił się już dawno temu, a kolejne próby jego uruchomienia powodują jedynie staczanie się po równi pochyłej. Marketingowe slogany typu "Jedna z najbardziej przerażających, oryginalnych i popularnych serii grozy powraca w wielkim stylu" są mocno przesadzone, bo "Piła: Dziedzictwo" nie zaskakuje praktycznie niczym, a o wielkim stylu nie może tu być w ogóle mowy.
Akcja dzieje się na dwóch płaszczyznach. Na jednym planie toczy się gra o życie, oczywiście krwista i obleczona dość wymyślnymi cudami inżynierii mechanicznej. Drugi plan to śledztwo, które ma na celu wykrycie sprawcy serii brutalnych morderstw. Już po pięciu minutach seansu wiadomo, że oba wątki zmierzają ku wspólnemu finałowi, i że gdzieś w tym wszystkim pojawi się sam Jigsaw? nie żyjący od dziesięciu lat. No i faktycznie - John Kramer wraca do gry. Nie będę tu zbytnio spojlerować, ale scena z otwarciem trumny Jigsawa (na cmentarzu, przy świadkach, przy kamerach!) to najgłupsza scena w tym filmie, która zamiast efektu "wow!" wzbudziła we mnie zażenowanie. Jigsaw wraca, a wraz z nim coraz częstsze nawiązania do poprzednich części, ewidentnie pokazujące brak pomysłu na nową ciekawą fabułę. Z założenia miało to być pewnie zazębianie wątków, ale ja nazwałbym to raczej gmatwaniną, która w połączeniu z charakterologiczną bezpłciowością wszystkich (bez wyjątku) bohaterów spłyca ten film strasznie. To słabo przemyślana, nikomu niepotrzebna kontynuacja zrobiona tylko dla samej kontynuacji, bez polotu.
No cóż, zawiodłem się, i tak jak kiedyś czekałem na kolejne części, tak teraz mam nadzieję, że epizod dziewiąty nigdy nie ujrzy światła dziennego.