Któregoś dnia w różnych miejscach na Ziemi pojawiają się tajemnicze obiekty; to wysokie na czterysta metrów, wiszące tuż nad Ziemią podłużne elipsy - niewątpliwie statki obcych. Pierwszą próbę kontaktu z nieznaną cywilizacją podejmuje wojsko. Nie obejdzie się tu jednak bez pomocy specjalistów - lingwistki Louise Banks i fizyka Iana Donelly`ego. To właśnie oni mają porozumieć się z przybyszami i poznać prawdziwy cel ich odwiedzin...
Światowe kino nie raz serwowało widzom temat obcych pojawiających się nagle na naszym globie. Zazwyczaj były to obleczone patosem thrillery sci-fi, pełne walki, ofiar, krwi i historycznych zwycięstw nad (na pewno zawsze chcącymi nas zniszczyć) kosmicznymi najeźdźcami. "Nowy początek" to film, który obcych wreszcie potraktował właściwie - jako nieznanych, ciekawych, nastawionych pokojowo (no bo czemu nie?) i jako takich, którzy zamiast lasera w stronę ludzi wyciągają pomocną dłoń. Ale najważniejsze jest przede wszystkim obustronne porozumienie. I tu właśnie w roli głównej pojawia się lingwistka Louise Banks, zagrana przez Amy Adams po prostu rewelacyjnie. Otoczona wojskowymi, którzy oczywiście najchętniej zniszczyliby statki obcych, próbuje znaleźć z przybyszami nić porozumienia i cel ich odwiedzin na Ziemi.
Wszystko to dzieje się w niezwykle klimatycznej atmosferze niepewności, w niespiesznym tempie, krok po kroku, w otoczce mrocznej, lawirującej gdzieś w tle, bardzo skromnej, ale mającej ogromną siłę przekazu muzyce. Do tego piękna sceneria, niezwykłe panoramiczne ujęcia i ten dziwny lęk, ciekawość i niepokój, uczucia, które mimo że "Nowy początek" widziałem już ze cztery razy, towarzyszą mi podczas każdego kolejnego przeżytego seansu. No bo właśnie - tego filmu się nie ogląda. Ten film się przeżywa. I czuje. To nie jest kolejna banalna historyjka o UFO. To filozoficzne kino z najwyższej półki, melancholijne, stonowane i powolne, ale targające umysłem i emocjami do granic możliwości. Nie bójcie się, że twórcy filmu obarczą Was naukowym bełkotem, teoriami nie wiadomo czego, fizyką, efektami specjalnymi i tak dalej. Tutaj te sprawy schodzą na bardzo odległy plan, praktycznie nie istniejąc, a główne skrzypce gra rzecz fundamentalna - próba porozumienia pomiędzy dwoma obcymi sobie, różniącymi się istotami. Denis Villeneuve wyreżyserował ten proces idealnie; dosłownie widać tu tkaną przez Louise komunikacyjną pajęczynę, innowacyjne diagramy, czarno-białe grafiki, które dla widza (i dla obcych zresztą też) znaczą więcej niż tysiąc słów. Patrzysz i widzisz. A serce łomocze z prędkością odwrotnie proporcjonalną do tempa filmu.
Jak już mówiłem - ten film się przeżywa. Dla mnie jest to za każdym razem przeżycie niesamowite i gdybym to ja miał przyznawać Oscary, "Nowy początek" dostałby tę statuetkę praktycznie w każdej kategorii. W rzeczywistości dostał go tylko za najlepszy montaż dźwięku, no cóż, jeśli w oczach krytyków nie zasługuje na nic więcej, to przynajmniej w oczach widzów na pewno zasługuje na to, by go obejrzeć w ciszy i spokoju, by to, co ma do przekazania, trafiło prosto do serca.