Ostatnimi laty mogliśmy cieszyć oczy wysokobudżetowymi produkcjami, których akcja dzieje się w kosmosie. "Grawitacja" Alfonso Cuarona, "Interstellar" Christophera Nolana i "Marsjanin" Ridleya Scotta to filmy, które łącznie zarobiły ponad dwa miliardy dolarów przy zainwestowanych niespełna czterystu milionach. Stopa zwrotu jak widać solidna i świadczy o sile i potencjale kina science-fiction. W recenzji spróbuję przybliżyć ostatnią wymienioną produkcję. Główny wątek fabularny oscyluje wokół tytułowego "Marsjanina", a konkretnie Marka Watneya (nagrodzony za tę rolę Złotym Globem Matt Damon), który został zostawiony sam sobie na Czerwonej Planecie przez własną załogę ekspedycyjną. Wydarzenie było dość niefortunne, bowiem załoga myślała, że Watney odniósł śmiertelne rany w wyniku burzy piaskowej, okazało się jednak, że żyje. Pojawił się szereg pytać, które de facto stanowiły o jego być albo nie być. To co należało zrobić na początku to zorganizować żywność, dalej nawiązać kontakt z NASA, a następnie podjąć decyzję o misji ratunkowej. Reżyser dość ciekawie prowadzi zespół aktorów. W oczywisty sposób to bohater, w którego wciela się Damon gra pierwsze skrzypce, tym bardziej, że rola jaką przyszło mu pełnić jest naprawdę ambitna i nacechowana pozytywnymi emocjami. Watney nie łamie się, nie narzeka na swój ciężki los, postawił sobie jasny cel jakim był powrót na Ziemię i tego się trzymał. Fakt, że jako członek misji badawczej posiadał ogromną wiedzę z nauk ścisłych i przyrodniczych spowodował, że był w stanie wyhodować żywność i wystrzelić kapsułę na orbitę Marsa, z której przechwyciła go załoga misji ratowniczej. "Marsjanin" mimo, że jest skierowany do masowego widza, to jednak nie wyzuto go z ambicji bycia czymś więcej niż kolejną lekkostrawną produkcją z Hollywood. Genialne zdjęcia, perfekcyjne ruchy kamery są czymś oczywistym w filmach Anglika. Film daje dużo do myślenia tym bardziej w kontekście współczesnych wydarzeń kiedy są ludzie chcący eksplorować Czerwoną Planetę. Tak więc wizja Scotta wcale nie jest tak odległa od realiów jakby mogło się zdawać na pierwszy rzut oka. Druga kwestia to człowiek postawiony przed ogromnym wyzwaniem przetrwania w obcym sobie środowisku. To nie są lasy Amazonii, piaski Sahary, czy śniegi Himalajów...to jest INNA PLANETA.