Kto powiedział, że bajki są przeznaczone tylko i wyłącznie dla dzieci? Niektórzy tak niestety uważają, a to ogromny, wręcz karygodny błąd. Ja osobiście bardzo lubię oglądać bajki, dzięki nim wracam do czasów dzieciństwa, które kojarzy nam się z beztroską i poczuciem bezpieczeństwa. Bajka "Mała syrenka" to jedna z moich ulubionych bajek Disneya, gdy pierwszy raz ją obejrzałam byłam dzieckiem i w tamtej właśnie chwili się w niej zakochałam. Oczarowała mnie. Jest w niej bardzo ciekawa i wciągająca fabuła opowiadająca o tytułowej małej syrence Ariel, która miała niezwykłą szanse zobaczyć świat z całkowicie innej perspektywy. Początkowe zauroczenie jakie się w niej pojawiło, gdy po raz pierwszy zobaczyła księcia zamieniło się w uczucie dla niej trochę niezrozumiałe, miała ochotę na niego bez przerwy patrzeć, chciała z nim przebywać... Czyżby to zakochanie? Pierwszy szok, niedowierzanie, miliony pytań, co powie ojciec? I wreszcie końcowa akceptacja sprawiła, że nasza bohaterka wraz z wybraniem się do złej wiedźmy zaczęła nowe życie ignorując to, że przysługa Urszuli będzie ją wiele kosztowała. W tym właśnie nowym życiu pomagał odnaleźć się jej wierny przyjaciel Sebastian. W bajce tej pojawiają się zarówno łzy rozbawienia jak i te ze wzruszenia. Oglądając "Małą syrenkę" dobrowolnie skazujemy się na odczuwanie wszystkich znanych nam emocji w tak krótkim czasie, bo gdy wciągniemy się w film to te 83 minuty jego trwania mijają nam niepostrzeżenie szybko. Co mnie najbardziej zachwyciło w bajce? Otóż sympatyczni bohaterowie w których losy się wczuwamy, doskonała animacja, przyjemne dla oka ciepłe kolory oraz przepięknie opowiedziana nam historia o prawdziwej miłości bez względu na pochodzenie, rasę a nawet wypowiadane słowa, lub ich brak. Czasami drobne gesty wyrażają nam dużo więcej i własnie to w tej bajce jest zauważane. Cóż więcej mogę rzec? Zostało mi tylko jedno, gorąco ją polecam zarówno tym dużym jak i małym.