Dawno, dawno temu na ziemiach zwanych Polską Rzeczpospolitą Ludową rozwijał się przemysł kinematograficzny, który każdego roku wydawał na świat dzieci, z których wiele uznaje się po dziś dzień za istne filmowe perełki. Część z nich została otoczona fanowskim kultem, który mimo upływu wielu długich i ciężkich lat trwa po dziś dzień. Tak też stało się z dzieckiem Tadeusza Chmielewskiego noszącym długie i złożone imię: Jak rozpętałem II wojnę światową. Jakie talenty posiadało owe dziecko, że tak zachwyciło (i wciąż zachwyca) miliony widzów przez telewizorami? Może zacznę od tego, że opiszę, jak wspomniane dziecko wygląda. Mianowicie film ten opowiada o komicznych, niekiedy fajtłapowatych, ale i innym razem także bohaterskich wyczynach szeregowego Franciszka Dolasa, który miał to nieszczęście uczestniczyć w wydarzeniach wybuchu wojny polsko-hitlerowskiej we wrześniu 1939 roku. A konkretniej miał tego pecha, że przez zupełny przypadek tuż przed rozpoczęciem działań militarnych znalazł się po niemieckiej stronie granicy i oddał z karabinu kilka strzałów w kierunku hitlerowskiego oficera. Zaraz potem ruszyła nazistowska machina zniszczenia... W ten oto sposób Franek Dolas uwierzył, że to on naważył nieziemskiego bigosu, tj. rozpętał II wojnę światową. Dalsze losy tego nieszczęśnika są różne i rzucają go po całym świecie Jugosławii, Austrii, Syrii... Lecz gdzie by się nie znalazł, tam musi naważyć sobie kolejnej, większej bądź mniejszej, porcji bigosu. Czasem zjada go sam, innym razem oddaje kilka porcji przyjaciołom napotkanym po drodze. Ostatecznie jednak udaje mu się powrócić do Polski i zostać bohaterem zwycięskiej dla aliantów wojny. Jak rozpętałem II wojnę światową to wyjątkowe dziecko PRL-owskiej kinematografii. Owszem, tamte czasy wydawały na świat wiele perełek, ale film Tadeusza Chmielewskiego błyszczy blaskiem, który nie przygasa ani trochę po dziś dzień, mimo nieubłaganego upływu czasu. A to wszystko za sprawą licznych zalet tego obrazu. Oczywistym jest to, że główną zaletą będzie dobry humor (bo w końcu to jest komedia), który jest efektem licznych gagów sytuacyjnych, zabawnych scenek, przypadków losu i dialogów. Jak na żołnierską komedię przypada budzi ona liczne salwy śmiechu, wręcz artyleryjskie kawalkady chichotu. Jednak sukces ten to nie tylko zasługa scenarzysty, który rzecz jasna spisał się wyśmienicie. Znaczny kęs tej ogromnej porcji chwały należy się także Marianowi Kociniakowi, który w swoją rolę (tj. rolę Franka Dolasa) wkomponował się wręcz idealnie, jak gdyby się dla niej urodził, ale i także z roli tej potrafił wyciągnąć maksymalnie wiele esencji, sprawiając w ten sposób, że główny bohater jest postacią wyrazistą, jest rozpoznawalną ikoną filmu Jak rozpętałem II wojnę światową. Dziś ciężko wyobrazić sobie by to jakiś inny aktor został kucharzem we francuskim forcie umiejscowionym gdzieś w głębi Syrii, czy też partyzantem, który zdołał uratować ważny dla aliantów ze strategicznego punktu widzenia most. Ta arcymistrzowska rola tworzy więź pomiędzy ekranem a widzem, tak że ten ostatni nie jest w stanie choćby w najmniejszym stopniu oderwać się od szklanego obrazu. Nawet jak wyskoczą napisy końcowe... będzie oczekiwał części drugiej, a później trzeciej (bo całość tego filmu składa się właśnie z trzech odrębnych kawałków). I oczywiście tych części się doczeka, bo niniejsza kolekcja zawiera kompletny obraz Jak rozpętałem II wojnę światową, a co ważne obraz ten w przeciwieństwie do swojego oryginału jest kolorowy. A to wbrew pozorom dość istotna kwestia. Co prawda nie można wierzyć naiwnym reklamom, że pokolorowane czarno-białe filmy są śmieszniejsze od pierwowzorów, ale z całą pewnością ogląda się je lepiej, z nieco większą przyjemnością. A przyjemności tej nie braknie w trakcie projekcji Jak rozpętałem II wojnę światową. Nie braknie, bo jest to film arcymistrzowski, na którym szkolić się powinni współcześni twórcy komedii. Zdaję sobie sprawę, że wyrażam się o nim bezustannie w samych superlatywach, ale ja na prawdę nie mogę powiedzieć o tym filmie złego słowa. Może niekiedy przewijają się przez niego migawki z PRL-owskiej propagandy, a raczej komunistyczna poprawność polityczna (oczywiście rozumiana przez pryzmat ówczesnej rzeczywistości politycznej), ale nie zmienia to faktu, że film ten jest śmieszny, zabawny, humorystyczny... To trzeba obejrzeć, to trzeba mieć w swojej kolekcji. Kult tej PRL-owskiej perełki trzeba przekazywać dalszym pokoleniom. Bo szkoda, żeby stracili tak wyśmienitą rozrywkę.