Ma Wing-Jing nie jest mi znanym reżyserem. Dlatego przed obejrzeniem Hero nie miałem zielonego pojęcia, czego powinienem się spodziewać po jego filmie. Teraz już wiem... i wiem, że kolejne jego filmy będą mnie od siebie odstręczać, jeśli tylko na ich okładce zobaczę Ma Wing-Jing. Bo Hero okazał się filmem zdecydowanie kiepskim... Owszem, jest to film pełen niesamowitej, wręcz zawrotnej szybkości akcji, pełen jej zwrotów, pełen pięknych scen walki wręcz. Zresztą z czego ma słynąć kino azjatyckie, jeśli nie z pięknych scen walki? Ale przecież to nie wszystko, a mam wrażenie, że w Hero postawiono tylko na to – na cudowne wizualnie walki i strzelaniny gangów, bo i do takich tutaj dochodzi. Wydaje mi się, że w Hero zbyt mocno postawiono na ciągłe walki... jest ich zbyt dużo, są zbyt skomasowane, jest zbyt duże zagęszczenie tych walk i przemocy. Przemocy i agresji... Nie ma tu ciekawej fabuły, nie ma tu jakiegoś głębszego przemyślenia nad scenariuszem... no po prostu nie ma tutaj nic ciekawego!!! Wbrew swej ogromnego natężenia akcji... film jest nudny i żenujący. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak każdemu potencjalnemu chętnemu... odradzić tę żenadę.