Powiem szczerze, że sięgając po ten film, miałam ogromne obawy. Co gorsze - obawy te były jak najbardziej uzasadnione. Wszak to David Yates reżyserował dwie poprzednie części, a każda z nich była kinową porażką. Jakże miałam się zdziwić! Cały obraz skojarzył mi się z przekrojem ziemi. W roli skorupy ziemskiej występuje wszechobecna groza spowodowana nadejściem Voldemorta, płaszcz ziemski to naprawdę ładnie ukazane sceny akcji (przeniesienie Harry'ego do Nory, atak Nagini w Dolinie Godryka, ucieczka w ministerstwie), a jądro ziemi to nieoczekiwane przeze mnie perełki(naprawdę duże brawa za taniec w namiocie i hipnotyzującą opowieść o trzech braciach!). No, z przyjemnością mogę stwierdzić, iż David Yates naprawdę się wyrobił! Kto wie, może jak tak dalej pójdzie, druga część "Insygniów Śmierci" doczeka się nie tylko nominacji do Oscara, ale i statuetki? Mocno trzymam za to kciuki, a póki co, z czystym sumieniem polecam wam "Harry'ego Pottera i Insygnie Śmierci część I". Ja oglądając go bawiłam się znakomicie!