Królowa Taramis obiecuje Conanowi z Cimmerii wskrzesić jego ukochaną Valerię, jeżeli ten podejmie się misji eskortowania siostrzenicy władczyni - księżniczki Jehnny w wyprawie po bezcenny róg. Conan wyrusza w drogę, nie wie jednak, że Taramis nie zamierza dotrzymać słowa, a za pomocą artefaktu chce przebudzić złego boga Dagotha. Tak przedstawia się zarys fabuły filmu fantasy "Conan Niszczyciel" z 1984r. w reżyserii Richarda Fleischera. Już początek filmu - głos narratora wprowadzającego widza w fabułę podobnie jak w "Conanie Barbarzyńcy" Johna Miliusa z 1982r., identyczne wzornictwo napisów w czołówce i towarzysząca jej muzyka - sugeruje, że kontynuacja filmowych przygód Conana będzie osadzona w tej samej stylistyce co dzieło Miliusa. I tak rzeczywiście jest, ale twórcy "Conana Niszczyciela" poszli dalej i zintensyfikowali pewne elementy, które tak świetnie sprawdziły się w filmie o dwa lata wcześniejszym. Jednak strategia ta nie przyniosła powodzenia i w efekcie powstał film ustępujący jakością pierwszej części przygód Conana z Cimmerii. Pomysł na fabułę i szybsze niż w "Conanie Barbarzyńcy" tempo akcji nie budzą zastrzeżeń. Natomiast problemem dla mnie była w pewnych momentach recepcja postaci, w których działania i dialogi tym razem wpleciono większą dawkę komizmu. I o ile w filmie Miliusa był on bardzo dyskretnym ornamentem doskonale wpasowanym w poczynania bohaterów i kwestie wypowiadane przez nich, to tym razem, sprawia wrażenie elementu wprowadzanego na siłę i bywa, że bardziej irytuje niż śmieszy. Humorystyczny aspekt "Conana Niszczyciela" można było ograniczyć, na przykład, na rzecz rozwinięcia słabej ekspozycji niektórych ważnych dla fabuły postaci. Nie zrobiono tego. Szkoda. W obrazie Fleischera zabrakło również przekonywującej gry aktorskiej ukierunkowanej na stworzenie głębszej dramaturgii pomiędzy postaciami. Motyw podróżującej grupy osób - Cimmeryjczyka i jego kompanii - stworzył idealną sytuację do wykreowania różnorodnych relacji między bohaterami. Niestety, to co osiągnięto na tym polu jest pobieżne lub mało interesujące. Aktorzy natomiast dają z siebie wszystko w scenach walk, których widowiskowość podkreślają różnorodne kostiumy i rekwizyty używane przez aktorów oraz charakteryzacja, jednak ilość takich scen w stosunku do czasu trwania filmu wydaje się być za duża i pod koniec seansu można poczuć nimi przesyt. Aktorskie niedostatki do pewnego stopnia rekompensuje widzom estetyka tła akcji - jeszcze bardziej efektownych i malowniczych scenerii niż te ukazane w filmie z 1982r. Ścieżka dźwiękowa została skomponowana przez Basila Poledourisa, autora muzyki do poprzedniej filmowej odsłony przygód Conana. Słychać w niej doskonałe muzyczne cytaty z filmu Miliusa i mimo, że nie urzeka już tak bardzo jak w "Conanie Barbarzyńcy" to jednak stoi na wysokim poziomie, jej fragmenty na długo pozostają w pamięci i jest zdecydowanie najmocniejszym punktem tej produkcji, na przykładzie której sprawdził się stereotyp "gorszej drugiej części".