- -21%
MP3
Dostawa | Czas dostawyod momentu wysłania | Płatność online | Płatność przy odbiorze | Powyżej 299zł |
---|---|---|---|---|
![]()
| do 3 dni roboczych | 6.99 zł gratis od 199 zł | - | Gratis |
![]() Brak opcji wyboru przy produktach oznaczonych jako "duży gabaryt" | 24-48h | 10.99 zł | 14.99 zł | Gratis |
![]() | 24-48h | 10.99 zł | 14.99 zł | Gratis |
![]() | 24-48h | 9.99 zł | 13.99 zł | Gratis |
![]() | 24-48h | 8.99 zł | 12.99 zł | Gratis |
![]() ul. Beskidzka 37, 91-612 Łódź | od pn do pt w godzinach 9:00 - 18:00 | Gratis | - | Gratis |
Dostawa | Czas dostawyod momentu wysłania | Płatność online | ||
---|---|---|---|---|
![]() | 5-7 dni | 20.00 zł + 12 zł za każdą sztukę | ||
![]() | 1-8 tygodni | 26.00 zł + 20 zł za każdą sztukę |
Możliwość zwrotu w 14 dni
Huk. Łoskot. Brzęk.
I cisza. Wszystkie głowy powoli obracają się w stronę Magdy.
U stóp znieruchomiałej kelnerki piętrzy się sterta skorup, szkła, sztućców, resztek jedzenia. Wszystko to pływa w kałuży niedopitej herbaty i soków. Dłoń bezsensownie zaciska się na uchwycie pustej tacy. Facet, który potrącił Magdę i wywołał cały ten kataklizm, bąka „sorry” lub coś w tym rodzaju i szybko zajmuje miejsce przy swoim stoliku. (…)
– Nie stój tak, sprzątaj, ja za ciebie zamówień przyjmować nie będę – Chris, szef sali, ma zwyczaj wyrastania jak spod ziemi i to zawsze wtedy, kiedy nikt go nie zaprasza.
– A potem zajrzyj, musimy pogadać – rzuca przez ramię i już go nie ma.
(…)
– Co chciałby pan zamówić? – pochyla się ku nowemu klientowi, ciemnowłosemu, krępemu gościowi, siedzącemu samotnie przy dwuosobowym stoliku.
Klient unosi głowę znad menu. Ani przystojny, ani beznadziejny, taki sobie. Jakieś trzydzieści pięć lat.
– Po prostu stek z frytkami proszę. I colę – mówi łagodnie.
(…)
Wykształcony, to można poznać od razu, sama za bardzo nie wiem po czym. Ale nie biznesmen. Tylko marynarka, bez krawata.
– Wszystko dobrze, dziękuję – odpowiada przyjaźnie Magda, myśląc o czekającej ją rozmowie
z Chrisem. Gość uśmiecha się raptownie i Magda, która już odchodziła z zamówieniem, zatrzymuje się wpół kroku. Tylko na chwilę. Tak samo uśmiechał się Artur wtedy, na schodach pod dziekanatem. Już dwa lata temu.
Magda, lat dwadzieścia sześć, absolwentka Instytutu Geografii Uniwersytetu Warszawskiego. Plany: nieznane. Języki obce: angielski, ostatnio na poziomie dobrym.
Tamtego dnia, kiedy wchodziła do niewielkiego pokoju na wydziale, by bronić swojej pracy magisterskiej, była tak zdenerwowana, że nie wiedziała, co ma zrobić z płaszczem, przewieszonym przez ramię.
(…)
Jakiś czas później wolno, krok za krokiem, schodziła po schodach dziekanatu swojego wydziału. Lekko gładziła torebkę, w której przed chwilą schowała dyplom. „Koniec” – myślała, walcząc jednocześnie ze smutkiem i z chęcią wykrzyczenia swojej radości miastu i światu. Ukończyła studia, zamknęła ten etap życia.
Zamknęła – wraz ze wszystkim, co zawierał.
Dopiero w ostatniej chwili zauważyła, że Artur zastąpił jej drogę.
– Gratuluję – powiedział i uśmiechnął się, jak to on potrafił: szeroko, ciepło. – Już słyszałem. Pani magister.
– Dziękuję. A co u ciebie? – uśmiechnęła się powściągliwie, zawstydzona, że mimo wszystko trochę miękną jej kolana, może nie aż tak jak dawniej, może. Na ten swój uśmiech Artur nabrał niejedną. Dziewczyny na całym wydziale sikały po nogach na widok drania, który w tej sytuacji zachowywał się racjonalnie i brał kogo chciał i kiedy chciał. To ich wina, rozpaskudzały go. Ona sama go rozpaskudzała. Szczęśliwa na trzecim roku, wściekle zazdrosna na czwartym, zrozpaczona i szukająca ucieczki w pracy po kilkanaście godzin na dobę – na piątym.
(…)
– Może się kiedyś spotkamy – powiedział miękko i znowu się uśmiechnął. Ten jego uśmiech.
Och, Artur.
(…)
– Bardzo mi przykro, nie mam wolnego etatu geografa – widać było, że dyrektorce naprawdę jest przykro.
– Zależy mi, żeby poziom dydaktyczny w tym liceum był wysoki – podjęła po chwili. – Myślę, że pani byłaby cennym nabytkiem. (…)
Zmęczona jestem, pomyślała dyrektorka. Której to już tak odmawiam. Przychodzą tutaj po studiach, młodzi, zapaleni do roboty, nawet takiej, najgorzej płatnej. Wyuczyli się, chcą dać coś z siebie. Ale nikt nie wie, co z nimi zrobić. Ta jest ładna, jakoś sobie poradzi. Pójdzie do biznesu na sekretarkę,
a może wyjedzie za granicę. Tylko po co do tego studia wyższe?
Zmęczona jestem, pomyślała Magda. Od jednej szkoły do drugiej, od Annasza do Kajfasza
i ciągle nic. Trzecia szkoła, czwarta, piąta. Licea, gimnazja, nawet podstawówka, którą ktoś polecił jej ojcu. Nie ma etatów.
Rodzice prawie zmusili Magdę, żeby na razie machnęła na wszystko ręką i wyjechała na spływ kajakowy. Po powrocie siedziała apatycznie w swoim pokoju, wpatrując się w ścianę. Tak, miała przed sobą ścianę.
Kończył się sierpień. Zadzwonił telefon. Każdego by się spodziewała, tylko nie Grubego.
– Madzia! – ryknął znajomym basem w słuchawkę jej dawny korepetytor z fizyki. – Potrzebuję cię na wczoraj!
Godzinę później siedziała z nim w kawiarni i opychała się lodami. Gruby nie opychał się. Gadał.
– Założyliśmy prywatne gimnazjum. Kajzer i ja – huczał. – Kajzer jest dyrektorem, ja wice. Ruszamy za parę dni. (…) Od wczoraj szukamy geografa. Chyba znalazłem, co? (…)