- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.- Nie gadać! Na Bohusław! Łapcie go, szelmę! - Na Bohusław! Na polanie znowu rozległo się rżenie koni, brzęk uździenic i chrapanie wierzchowców. Nie minęła chwila, a cała wataha poderwała rumaki do biegu. Wypadli na trakt, a potem pomknęli na zachód. - O Całujcie psa w rzyć! - roześmiał się cicho Gedeon. - Na pewno będę w Bohusławiu. Odetchnął z ulgą. Schował krócicę za pas. Do karczmy wolał już nie wracać, więc cofnął się, odwiązał Kapera od drzewa i wszedł głębiej w las. Znalazł osłonięty od wiatru wykrot pod korzeniami pochylonego dębu, rozkulbaczył i spętał wierzchowca. Potem ułożył się pod drzewem, na stercie zeschłych liści, okrył się derką. Miał nadzieję, że do rana nic się nie zdarzy. Promienie słońca grzały twarz Gedeona. Żółty, łagodny blask przeświecał przez gęstwinę liści. Wstawał dzień. Jesienny, ale zarazem pełen ciepła i słodyczy. Kolejny dzień Ukrainy. Gdzieś tam, daleko, otwierały się zapewne o tej porze okiennice chałup, skrzypiały studzienne żurawie. Świat budził się ze snu. Drzewa szumiały w podmuchach wiatru. Czas ruszać w drogę. Gdy Gedeon wyjechał na trakt, poranek przeszedł w jasny, przepełniony złocistym blaskiem słońca i błękitem dzień. W gęstwinie drzew, wśród krzaków, bodiaków i porostów, trwała wspaniała, doprawdy niezwykła w tym roku jesień. Była akurat ta pora, gdy wszystko szykowało się już do zimowego snu, ale drzewa nie straciły jeszcze listowia, słońce długo gościło na niebie, a szary świt nie mroził chłodem i szronem. Gedeon minął karczmę, po czym wypuścił Kapera w skok. Za lasem pełnym starych, splątanych konarów, zapachu wilgoci i kurzu rozpościerał się step. Z pozoru uśpiony, usłany zamarłymi w bezruchu trawami. Step Ukrainy. A wszystko na Ukrainie było tak piękne, tak zapomniane i odległe, jak gdyby kraina owa nie stanowiła części Rzeczypospolitej, lecz jakiś nieznany, odległy ląd. Wszystko było tu inne. Trawy nie wyrastały nigdzie indziej tak wysoko jak tutaj. Lasy nie były tak splątane i mroczne, trakty nie gubiły się w stepach, w pustkowiach, gdzie od wieków ukryte pod dywanem kwiatów leżały stosy niepogrzebanych kości. Chwasty kryły ruiny po spalonych wsiach, zrównanych z ziemią grodach, polach bitew sprzed stuleci. Wiejskie chałupy - niskie, o spadzistych, słomianych dachach - były małymi twierdzami. Ufortyfikowanych dworów broniły palisady, zasieki i płoty. Już wkrótce dokoła traktu pojawiły się uprawne pola, wioski i małe, brudne miasteczka. Podążał przez nie wolno, z namysłem, gdy nagle droga poczęła opadać. Strzeliste wzgórza zarastał wiekowy las. W gęstym borze natrafiało się znienacka na parowy, ogromne jary wypełnione szumem potoków i wodospadów, skalne progi i zdradliwe bagna nęcące z dala świeżą trawą i kwiatami. Sienieński zjechał w dół, w ogromny stepowy jar, i zanim zdołał zorientować się, gdzie jest, dostrzegł mogiłę z trzema krzyżami, a dalej, w głębi doliny, miasto. I wtedy domyślił się, że dotarł do Korsunia. Minęła długa chwila, nim zjechał nad Roś i znalazł się na wprost blokhauzu. Na zwodzonym moście panował ruch. Wielkie, kupieckie wozy wjeżdżały do Korsunia ze skrzypieniem nienaoliwionych osi, trzeszczeniem spojeni. Za bramą Gedeon dostał się w sam środek zamieszania. W wąskich uliczkach pomiędzy drewnianymi ścianami domostw panował gwar i ścisk. Brodaci ormiańscy kupcy otwierali kramy, Żydzi szykowali wódkę i piwo, przekupnie wystawiali towary, a starzy bywalcy gospód pociągali z kielichów. Już wkrótce dotarł do rynku miasta. Plac w środku Korsunia był duży, o wiele większy niż rynki innych miast Korony czy Litwy, zatłoczony, pełen ruchu, wrzasków, ryku bydła, turkotu kół i tupotu stóp. Był początek jesieni, więc siromachowie kozaccy, wypasający bydło na stepach, gnali stada na targi. Ukraina, bogata w zboże, nigdy nie wywoziła go do dalekich, zamorskich krajów, jak czyniono to w innych częściach Rzeczypospolitej. Dlatego karmiono ziarnem bydło, a woły przepędzano na Podole, do Multan, a nawet do Budziaku. Była już prawie jesień, więc półnadzy lub poprzebierani w futra czabanowie pędzili stada wśród przekleństw, świstów batów, swarów i kłótni. Była jesień... Czas zbiorów i koniec kozackich chadzek za morze, zatem czumacy wykładali na straganach zwoje tureckich materii, pęki skór i zdobiony oręż. A między nimi kręcili się Żydzi, Tatarzy i chłopi wiozący w podwodach sól i wiśnie. Wszystko można było tutaj dostać, wszystko sprzedać... Gedeon przedarł się z trudem przez rozwrzeszczany tłum. Skierował się w stronę południowej strony rynku, gdzie wznosił się dwór starościński. Przed i wokół ganku prowadzącego do siedziby starosty czekało już kilkunastu panów braci. Wszyscy odziani byli w żupany i delie i najwyraźni
audiobook mp3 do pobrania
Lektor |
Czas trwania 11:11:00 |
Wydawnictwo Fabryka Słów |
Data wydania 2017 |
Zabezpieczenie Znak wodny |
Produkt cyfrowy |
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | fantastyka, fantasy, mroczna fantasy |
Wydawnictwo: | Fabryka Słów |
Rok publikacji: | 2017 |
Czas trwania: | 11:11:00 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Lektor: | Leszek Filipowicz |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.