- -21%
MP3
Dostawa | Czas dostawyod momentu wysłania | Płatność online | Płatność przy odbiorze | Powyżej 299zł |
---|---|---|---|---|
![]()
| do 3 dni roboczych | 6.99 zł gratis od 199 zł | - | Gratis |
![]() Brak opcji wyboru przy produktach oznaczonych jako "duży gabaryt" | 24-48h | 10.99 zł | 14.99 zł | Gratis |
![]() | 24-48h | 10.99 zł | 14.99 zł | Gratis |
![]() | 24-48h | 9.99 zł | 13.99 zł | Gratis |
![]() | 24-48h | 8.99 zł | 12.99 zł | Gratis |
![]() ul. Beskidzka 37, 91-612 Łódź | od pn do pt w godzinach 9:00 - 18:00 | Gratis | - | Gratis |
Dostawa | Czas dostawyod momentu wysłania | Płatność online | ||
---|---|---|---|---|
![]() | 5-7 dni | 20.00 zł + 12 zł za każdą sztukę | ||
![]() | 1-8 tygodni | 26.00 zł + 20 zł za każdą sztukę |
Możliwość zwrotu w 14 dni
Nad Łąką Ashford zapadła głęboka, pełna oczekiwania cisza. W odległości osiemdziesięciu jardów siwy ogier Aeriona parskał niecierpliwie i uderzał kopytami w błotnisty grunt. W porównaniu z nim Grom zachowywał się spokojnie. Był starszym koniem, weteranem kilkudziesięciu walk, i wiedział, czego od niego oczekują. Jajo wręczył Dunkowi tarczę.
- Niech bogowie będą z tobą, ser - rzekł mu.
Widok wiązu i spadającej gwiazdy podniósł młodzieńca na duchu. Dunk wsunął lewe ramię w rzemienną pętlę i zacisnął palce na uchwycie. `Dębino i żelazo, otoczcie mnie opieką, bo inaczej zginę i piekło mnie czeka`. Kopię przyniósł mu Stalowy Pate, ale Jajo się uparł się, ze to on musi ją włożyć Dunkowi w dłoń.
Po obu stronach jego towarzysze mieli już w rękach kopie i rozciągnęli się w długą linię· Po prawej miał księcia Baelora, a po lewej ser Lyonela, lecz wąska wizura hełmu pozwalała Dunkowi widzieć tylko to, co znajdowało się bezpośrednio przed nim. Trybuna zniknęła mu z oczu, podobnie jak tłoczący się za płotem prostaczkowie. Zostało tylko błotniste pole, blade kosmyki mgły, rzeka, miasteczko i zamek na północy oraz dosiadające siwego rumaka książątko z płomieniami na hełmie i smokiem na tarczy. Giermek wręczył Aerionowi bojową kopię, długą na osiem stóp i czarną jak noc. `Przebije mi nią serce, jeśli zdoła`.
Zabrzmiał róg.
Przez jedno uderzenie serca Dunk siedział nieruchomo jak mucha w bursztynie, choć wszystkie konie ruszyły z kopyta. Ogarnęła go panika. `Zapomniałem` – myślał jak szalony. `Zapomniałem, czego mnie uczono. Okryję się hańbą i stracę wszystko`.
Uratował go Grom. Wielki, kasztanowaty ogier wiedział, co trzeba robić, nawet jeśli nie wiedział tego jego pan. Ruszył naprzód powolnym kłusem. Dunk przypomniał sobie nauki starego. Spiął lekko rumaka ostrogami i pochylił kopię. W tej samej chwili uniósł tarczę, osłaniając nią większą część lewej połowy ciała. Trzymał ją pod kątem, by odbijała ciosy. `Dębino i żelazo, otoczcie mnie opieką, bo inaczej zginę i piekło mnie czeka`.
Krzyki tłumu przypominały łoskot odległych fal. Grom przeszedł w cwał. Zęby Dunka uderzyły nagle o siebie wskutek gwałtownego wstrząsu. Zacisnął ze wszystkich sił nogi, pozwalając, by jego ciało stało się jednym z ruchem konia. `Ja jestem Gromem, a on jest mną, jesteśmy jedną istotą; połączoną w całość`. Pod hełmem zrobiło się tak gorąco, że ledwie mógł oddychać.
W walce turniejowej miałby przeciwnika z lewej strony, za barierką· Musiałby wtedy przełożyć kopię nad szyją Groma. Przy uderzeniu pod kątem drewno łatwiej się rozszczepiało. Dzisiaj jednak toczyli inny, bardziej morderczy bój. Nie dzieliły ich barierki i rumaki szarżowały prosto na siebie. Potężny karosz księcia Baelora był dużo szybszy od Groma i Dunk zauważył kątem oka, że już go znacznie wyprzedził. Pozostałych nie tyle widział, ile wyczuwał. `Oni się nie liczą. Ważny jest tylko Aerion tylko on`.
Wbił wzrok w zbliżającego się smoka. Spod kopyt siwka księcia Aeriona tryskało błoto. Dunk zauważył, że koń przeciwnika rozwarł chrapy. Czarna kopia nadal była uniesiona ku górze. Rycerz, który trzyma kopię w ten sposób i pochyla ją dopiero w ostatniej chwili, ryzykuje, że opuści ją za nisko. Tak tłumaczył mu to stary. Dunk wycelował kopię w sam środek piersi książątka. `Kopia jest przedłużeniem mojej ręki` – powtarzał sobie. `Jest moim palcem, drewnianym palcem. Muszę tylko dotknąć go długim, drewnianym palcem`.
Starał się nie patrzeć na ostry grot na końcu czarnej kopii Aeriona, który z każdym krokiem stawał się większy. `Smok, patrz na smoka` – myślał. Wielka, trójgłowa bestia obejmowała całą tarczę księcia swymi czerwonymi skrzydłami i złotym ogniem. `Nie, patrz tylko w miejsce, w które chcesz uderzyć` – przypomniał sobie nagle. Jego kopia zaczęła się już jednak przesuwać w bok. Dunk próbował ją wyprostować, ale było na to za późno. Jej koniec uderzył w tarczę Aeriona, między dwoma smoczymi głowami, zostawiając głęboką rysę w malowanym płomieniu. Rozległ się głuchy trzask i Grom zadrżał pod jeźdźcem wskutek nagłego wstrząsu. Pół uderzenia serca później coś trafiło Dunka w bok ze straszliwą siłą. Konie starły się gwałtownie ze sobą z trzaskiem i szczękiem zbroi. Grom się potknął i kopia wypadła Dunkowi z rąk. Potem minął przeciwnika, rozpaczliwie usiłując utrzymać się w siodle. Grom pośliznął się na błocie i Dunk poczuł, że tylne nogi jego wierzchowca się uginają. Pomknęli wirując w bok, aż wreszcie zad rumaka klapnął ciężko o ziemię.
– Podnieś się! - ryknął Dunk, spinając go ostrogami. – Podnieś się, Grom!
Jakimś cudem stare konisko zdołało się dźwignąć.
Dunk czuł pod żebrem ostry ból. Lewa ręka mu opadała. Kopia Aeriona przebiła dębinę, wełnę i stal. Z boku młodzieńca sterczały trzy stopy złamanego jesionu i ostrego żelaza. Dunk złapał prawą ręką drzewce kopii tuż za grotem, zacisnął zęby i wyszarpnął je jednym gwałtownym ruchem. Z rany popłynęła krew, która przesączała się przez kolczugę, barwiąc opończę na czerwono. Świat zawirował i Dunk omal nie spadł. Słabo, przez zasłonę bólu, słyszał głosy wołające go po imieniu. Jego piękna tarcza była teraz całkowicie bezużyteczna. Odrzucił ją na bok, wiąz i spadającą gwiazdę razem ze złamaną kopią, po czym wyciągnął miecz. Ból był jednak tak straszliwy, że Dunk nie wiedział, czy będzie w stanie zadawać ciosy.
Zawrócił Groma, zataczając ciasny krąg, i spróbował się zorientować, co się dzieje na polu walki. Ser Humfrey Hardyng trzymał się szyi wierzchowca, niewątpliwie ranny. Drugi ser Humfrey leżał bez ruchu w zmieszanym z krwią błocie, a z krocza sterczała mu złamana kopia. Książę Baelor pomknął cwałem dalej. Jego kopia była nietknięta i udało mu się wysadzić z siodła jednego z gwardzistów królewskich. Inny z białych rycerzy również padł już na ziemię, podobnie jak książę Maekar. Trzeci rycerz Gwardii Królewskiej odpierał ataki ser Robyna Rhyslinga.
`Aerion, gdzie jest Aerion?` Dunk odwrócił gwałtownie głowę, słysząc za plecami tętent kopyt. Grom zarżał i stanął dęba, tłukąc bezsilnie kopytami, gdy siwy ogier księcia uderzył weń w pełnym cwale.
Tym razem Dunk nie miał szans utrzymać się w siodle. Miecz wypadł mu z dłoni, a ziemia pomknęła na spotkanie. Runął na nią z gwałtownym wstrząsem, który targnął jego kośćmi i pozbawił go tchu. Ból był tak ostry, że przez chwilę młodzieniec leżał tylko i łkał. Usta wypełnił mu smak krwi. `Dunk Przygłup, myślał, że może zostać rycerzem`. Wiedział, że musi wstać, bo inaczej zginie. Podźwignął się z jękiem na ręce i kolana. Nie mógł oddychać, nic nie widział. Wizurę hełmu zatkało błoto. Dunk podniósł się na oślep, wydrapując mokrą ziemię opancerzonym palcem. W porządku, już...
Zobaczył między palcami unoszącego się w powietrzu smoka i kolczastą kulę morgenszternu, wirującą na łańcuchu. Gdy spadła, Dunkowi wydało się, że głowa pęka mu na kawałki.
Kiedy otworzył oczy, leżał na wznak na ziemi. Cios strząsnął błoto z jego hełmu, ale teraz jedno oko zalewała mu krew. Nad sobą nie widział nic poza ciemnoszarym niebem. Jego twarz ogarnął pulsujący ból. Na policzku i skroni czuł dotyk zimnego, mokrego metalu. `Rozbił mi głowę i umieram`. Co gorsza, inni zginą razem z nim. Raymun, książę Baelor i cała reszta. `Zawiodłem ich. Nie jestem mistrzem. Nie jestem nawet wędrownym rycerzem. jestem niczym`. Przypomniał sobie, jak wcześniej książę Daeron przechwalał się, że nikt nie potrafi leżeć bez czucia w błocie lepiej od niego. `Ale nigdy nie widział Dunka Przygłupa, prawda?` Wstyd był gorszy od bólu.
Nagle ujrzał nad sobą smoka.
Miał trzy głowy i skrzydła jaskrawe jak płomień, czerwone, żółte i pomarańczowe. Śmiał się.
– Już cię zabiłem, wędrowny rycerzu? – zapytał. – Proś o łaskę i przyznaj się do winy, a może zadowolę się dłonią i stopą. Aha, i jeszcze zębami, ale cóż znaczy kilka zębów? Człowiek taki jak ty może przeżyć długie lata na przecierze z grochu. – Smok znowu się roześmiał. – Nie? No to zjedz to.
Kolczasta kula zawirowała na niebie i pomknęła w dół z szybkością spadającej gwiazdy.
Dunk przetoczył się w bok.
Znalazł gdzieś siłę, nie wiedział gdzie. Uderzył w nogi Aeriona, otoczył jego udo zakutym w stal ramieniem, obalił go z przekleństwem na ziemię i przygniótł własnym ciężarem. `Niech teraz spróbuje się zamachnąć tym cholernym morgenszternem`. Książę uderzył Dunka w głowę brzegiem tarczy, lecz poobijany hełm młodzieńca wytrzymał cios. Aerionowi nie brakowało siły, ale Dunk był od niego silniejszy, większy i cięższy. Złapał tarczę obiema dłońmi i nie przestawał ciągnąć, aż wreszcie rzemienie pękły. Potem zaczął tłuc nią w głowę książątka, raz za razem, roztrzaskując emaliowane płomienie. Ta tarcza była grubsza od należącej do Dunka, zrobiona z solidnej dębiny wzmocnionej żelazem. Jeden płomień odpadł, później drugi. Księciu zabrakło płomieni dużo wcześniej, nim Dunkowi zabrakło sił do zadawania ciosów.
Aerion wypuścił wreszcie z rąk bezużyteczny morgensztern i sięgnął po puginał, który miał u pasa. Zdołał go wysunąć z pochwy, ale gdy Dunk zdzielił go w dłoń tarczą, nóż poleciał w błoto.
`Mógł zwyciężyć ser Duncana Wysokiego, ale nie Dunka z Zapchlonego Tyłka`. Stary nauczył go posługiwać się kopią i mieczem, lecz ten sposób walki Dunk opanował znacznie wcześniej, w mrocznych zakamarkach i ciemnych zaułkach za szynkami miasta. Odrzucił na bok poobtłukiwaną tarczę i siłą uniósł zasłonę hełmu Aeriona. Zasłona to słaby punkt – przypomniał sobie słowa Stalowego Pate'a. Książę właściwie już przestał się opierać. Jego fioletowe oczy wypełniło przerażenie. Dunk poczuł nagłe pragnienie, by wyrwać jedno z nich i zmiażdżyć niczym winogrono między stalowymi palcami. To jednak nie byłby rycerski postępek.
– PODDAJ SIĘ! - krzyknął.
– Poddaję się - wyszeptał smok, ledwie poruszając pobladłymi wargami. Dunk zamrugał powiekami. Przez chwilę niemal nie wierzył własnym uszom. Czy to już koniec? Pokręcił powoli głową w obie strony, starając się coś zobaczyć. Wizurę miał częściowo zamkniętą przez cios, który zmiażdżył lewą część jego hełmu. Zauważył księcia Maekara, który starał się przebić do syna z maczugą w ręku. Powstrzymywał go Baelor Złamana Włócznia.
Dunk podźwignął się ciężko, wlokąc za sobą księcia Aeriona. Szarpnął za rzemienie hełmu, zerwał go z głowy i odrzucił na. bok. Natychmiast zalały go widoki i dźwięki; stęknięcia i przekleństwa, krzyki tłumu; jeden ogier kwiczał głośno, a drugi gnał bez jeźdźca przez pole. Wszędzie wokół stal dźwięczała o stal. Raymun i jego kuzyn okładali się mieczami przed trybuną. Obaj walczyli pieszo. Ich tarcze popękały i porozszczepiały się pod ciosami oręża, a z zielonego oraz czerwonego jabłka zostały jedynie drzazgi. Jeden z rycerzy Gwardii Królewskiej znosił z pola rannego brata. W swych białych płaszczach i zbrojach wszyscy wyglądali tak samo. Trzeci z białych rycerzy padł i Roześmiana Burza przyłączył się do księcia Baelora w walce z księciem Maekarem. Maczuga, topór i miecz uderzały z brzękiem o siebie, odbijały się od tarcz i hełmów. Maekar otrzymywał trzy ciosy za każdy, który zadał, i Dunk widział, że walka nie potrwa już długo. `Muszę z tym skończyć, zanim zginie więcej ludzi`.
Wtem książę Aerion rzucił się w stronę morgenszternu. Dunk kopnął go w plecy i obalił na ziemię twarzą w dół, a potem złapał za nogę i pociągnął za sobą przez pole. Gdy dotarł do trybuny, na której siedział lord Ashford, Jasny Książę zrobił się brązowy jak wychodek. Dunk postawił go na nogi i potrząsnął nim mocno, opryskując przy tym błotem lorda Ashforda i piękną pannę.
- Powiedz mu to!
Aerion jasny Płomień wypluł garść trawy i ziemi.
- Wycofuję oskarżenie - oznajmił.
Dunk nie potrafiłby później powiedzieć, czy zszedł z pola o własnych siłach, czy też potrzebował pomocy. Wszędzie go bolało, w niektórych miejscach mocniej niż w innych. Pamiętał, że zadawał sobie pytanie: `Czy zostałem teraz prawdziwym rycerzem? Czy zostałem mistrzem?
Nagolenniki i naszyjnik pomógł mu zdjąć Jajo, na spółkę z Raymunem, a nawet Stalowym Pate'em. Młodzieniec był zbyt oszołomiony, by mógł ich od siebie odróżnić. Byli tylko palcami u rąk oraz głosami. Dunk wiedział jednak, że to Pate jest tym, który utyskuje.
- Patrzcie, co on zrobił z moją zbroją - skarżył się płatnerz. - Cała jest powgniatana, porysowana i podrapana. Ech, powiedzcie mi, po co właściwie się trudzę? Chyba będę musiał przeciąć tę kolczugę.
- Raymunie - odezwał się Dunk, chwytając nerwowo dłonie przyjaciela. - Co z innymi? Jak im się powiodło? - Musiał się tego dowiedzieć. - Czy ktoś zginął?
- Beesbury - odpowiedział młody Fossoway. - Donnel z Duskendale zabił go już podczas pierwszej szarży. Ser Humfrey również został ciężko ranny. Pozostali są tylko posiniaczeni i trochę krwawią. Oprócz ciebie.
– A oni? Oskarżyciele?
– Ser Willema Wylde'a z Gwardii Królewskiej Zniesiono z pola nieprzytomnego. Chyba też złamałem kuzynowi kilka żeber. Przynajmniej mam taką nadzieję.
– A książę Daeron? - zapytał Dunk. – Czy żyje?
– Od chwili, gdy ser Robyn wysadził go z siodła, leżał na ziemi i nie ruszał się z miejsca. Może mieć złamaną stopę, bo nadepnął go własny koń, biegając swobodnie po polu.
Choć Dunk wciąż jeszcze był oszołomiony, poczuł przemożną ulgę.
– To znaczy, że jego sen się nie sprawdził. Ten o martwym smoku. Chyba że Aerion zginął. Ale on żyje, prawda?
– Żyje - potwierdził jajo. – Oszczędziłeś go. Nie pamiętasz?
– Chyba pamiętam. – jego wspomnienia o walce zaczynały się już zacierać. – W jednej chwili czuję się jak Pijany, a w następnej boli mnie tak, jakbym miał za chwilę umrzeć.
Położyli go na plecach i mówili do niego cały czas, gdy wpatrywał się w zachmurzone, szare niebo. Dunkowi wydawało się, że jest jeszcze ranek. Zadał sobie pytanie, jak długo trwała walka.
- Bogowie, bądźcie łaskawi, grot kopii wbił mu kolczug głęboko w ciało - usłyszał głos Raymuna. - Rana będzie się paskudziła, jeśli nie...
– Upijcie go i zalejcie ją gotującym olejem – poradził ktoś.
– Tak właśnie robią maesterzy.
– Winem. – Głos miał głuche, metaliczne brzmienie. – Nie olejem, bo to by go zabiło. Winem. Przyślę maestera Yormwella, żeby się nim zajął, kiedy już opatrzy mojego brata.
Stał nad nim wysoki rycerz, którego czarną zbroję powgniatały i porysowały liczne ciosy. `Książę Baelor`. Szkarłatny smok na jego hełmie stracił głowę, oba skrzydła i większą część ogona.
– Wasza Miłość – odezwał się Dunk. – Jestem twoim sługą. Proszę. Twoim.
– Moim sługą. – Czarny rycerz wsparł się dłonią o ramię Raymuna. – Potrzebuję dobrych ludzi. Królestwo...
Jego głos był dziwnie niewyraźny. Być może książę ugryzł się w język.
Dunk był bardzo zmęczony. Trudno mu było zachować przytomność.
– Twoim sługą – wyszeptał raz jeszcze.
Książę pokręcił powoli głową.
– Ser Raymunie... mój hełm, jeśli łaska. Zasłona... zasłona pękła, a palce... palce mam jak z drewna...
– Natychmiast, Wasza Miłość. – Raymun ujął hełm księcia w obie dłonie i stęknął głośno. – Kumotrze Pate, pomóż mi…
Stalowy Pate przyniósł ze sobą stołek.
– Hełm wgniótł się z tyłu, Wasza Miłość, po lewej stronie. Wbił się w naszyjnik. To dobra stal, skoro zatrzymała taki cios.
– To na pewno była maczuga brata - wybełkotał Baelor. – On jest silny. – Wzdrygnął się nagle. – Dziwnie... dziwnie się czuję..
– Już idzie. - Pate uniósł wgnieciony hełm. – Dobrzy bogowie. Och, bogowie, bogowie, bogowie, ratujcie...
Dunk zobaczył coś mokrego i czerwonego, co wypadło z hełmu. Ktoś krzyczał, strasznym, przenikliwym głosem. Na tle szarego nieba chwiała się sylwetka wysokiego księcia w czarnej zbroi. Miał tylko połowę czaszki. Dunk widział czerwoną krew i białą kość pod nią, a także coś innego, coś miękkiego i niebieskoszarego. Twarz Baelora Złamanej Włóczni przybrała na chwilę dziwny, zakłopotany wyraz, jakby chmura przesłoniła nagle słońce. Książę uniósł dłoń i dotknął leciutko swej potylicy dwoma palcami. A potem upadł.
Dunk zdążył go złapać. Mówili mu potem, że wołał: „Podnieś się, podnieś”, tak jak do Groma podczas walki, ale on tego nie pamiętał, a książę już nie wstał.
Baelora z rodu Targaryenów, księcia Smoczej Skały, królewskiego namiestnika, protektora królestwa i dziedzica Żelaznego Tronu Siedmiu Królestw Westeros oddano płomieniom na dziedzińcu zamku Ashford, na północnym brzegu Cockleswentu. Inne wielkie rody mogły grzebać swych zmarłych w czarnej ziemi albo topić w zimnym, zielonym morzu, ale Targaryenowie byli krwią smoka i u kresu życia czekał ich ogień.