Opis produktu:
Na początku października na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego jakiś dowcipniś powiesił kartkę: Zebranie dla rodziców studentów pierwszego roku odbędzie się..., i tu data, godzina i sala. Sporo osób przyszło. Nie wszystkich rozśmieszył ten żart. Posmutnieli, bo zrozumieli, że stracili kontrolę, a przynajmniej jej część, nad życiem swojego dziecka. Ale niektórzy się śmiali, gdy dotarło do nich, że już nigdy nie pójdą na żadną wywiadówkę. Ja bym się śmiała, i to jak! Ze szczęścia i ulgi. Wywiadówki - co to był za koszmar. Rodzice dzielili się na dwie kasty - ta lepsza siadała z przodu i kartki ze stopniami kładła na widoku, ostentacyjnie. Ta gorsza przytulała się do ścian i cenzurki od razu wkładała do kieszeni albo torby. Dorosłe kobiety, poza tą przestrzenią często tzw. kobiety sukcesu (bo tatusiowie w tych czasach na wywiadówki nie chodzili), kuliły się w szkolnych ławkach. No i na końcu pani wyczytywała nazwiska uczniów, których rodzice mieli zostać. Wiadomo było, że nie po to, by przyjąć gratulacje. Zwykle byłam na tej liście i trochę zatroskany, a bardziej pouczający głos nauczycielki (bo nauczyciel był tylko od wuefu) informował o kolejnych zbrodniach mojego syna: że się kiwa na krześle, że ma dwie jedynki z biologii, że rzucał bułkami w stołówce itd., itp. I zamiast stać murem za swoim dzieckiem, przełykałam poczucie winy. A przecież mój syn - teraz już dorosły - nie był ani matołem, ani młodocianym bandytą. Ot, zwykły fajny, ruchliwy chłopak, który szybko tracił koncentrację w 30-osobowej klasie i robił błędy ortograficzne. Patrząc wstecz, mam straszne wyrzuty sumienia, że się tak dałam stłamsić tej szkole. A przede wszystkim, że w domu na mój powrót z wywiadówki czekało wystraszone dziecko.
Po przeczytaniu magazynu, który właśnie państwu polecam, widzę, że dobra zmiana w polskiej szkole to krok do tyłu, do czasów, które wspominam. Ale równocześnie - co znacznie ważniejsze i jaśniejsze - nastąpiła prawdziwie dobra przemiana w umysłach i sercach wielu rodziców i nauczycieli. I na tym się skupmy. Polecam opowieści o tym, jak fajna może być szkoła (nie tylko w Finlandii). A przede wszystkim - dla mnie to najważniejszy i najbardziej wzruszający artykuł - dekalog dla dorosłych napisany przez dziewczynkę. Dotyczy całego życia, nie tylko szkoły. Pierwszy punkt brzmi: Pamiętajcie o tym, aby nigdy nie mówić, że nasze problemy są błahe.
EWA WIECZOREK, REDAKTORKA NACZELNA WYSOKICH OBCASÓW