- -21%
MP3
Dostawa | Czas dostawyod momentu wysłania | Płatność online | Płatność przy odbiorze | Powyżej 299zł |
---|---|---|---|---|
![]()
| do 3 dni roboczych | 6.99 zł gratis od 199 zł | - | Gratis |
![]() Brak opcji wyboru przy produktach oznaczonych jako "duży gabaryt" | 24-48h | 10.99 zł | 14.99 zł | Gratis |
![]() | 24-48h | 10.99 zł | 14.99 zł | Gratis |
![]() | 24-48h | 9.99 zł | 13.99 zł | Gratis |
![]() | 24-48h | 8.99 zł | 12.99 zł | Gratis |
![]() ul. Beskidzka 37, 91-612 Łódź | od pn do pt w godzinach 9:00 - 18:00 | Gratis | - | Gratis |
Dostawa | Czas dostawyod momentu wysłania | Płatność online | ||
---|---|---|---|---|
![]() | 5-7 dni | 20.00 zł + 12 zł za każdą sztukę | ||
![]() | 1-8 tygodni | 26.00 zł + 20 zł za każdą sztukę |
Możliwość zwrotu w 14 dni
Każda z kawiarń ma swoją epokę. Najpierw dominowała Ziemiańska, później zaczyna ją zastępować IPS na zmianę ze Sztuką i Modą (zwaną SiM), a w ostatnim sezonie 1938/1939 prym wiódł będzie Zodiak3. Nie tylko IPS, ale i SiM, i Zodiak zdominowane są przez malarzy z pobliskiej Akademii Sztuk Pięknych i konserwatywnej wówczas galerii sztuki Zachęta. Dwie ściany IPS wymalowali karykaturami osobistości popularnych w Warszawie. Założony przez hrabinę Zofię Arciszewską SiM, pretensjonalnie wytworny, z niskimi modernistycznymi stolikami i adamaszkowymi fotelami, dywanami, kinkietami i kwiatami w wazonach przyciąga bardziej snobistyczną klientelę eleganckich pań, ale gdy i SiM się znudzi, oddech można znaleźć po drugiej stronie podwórka w Zodiaku, od strony Traugutta 6 (dzisiaj pusty skwer za hotelem Victoria). Z czasem ten lokal z szyldem ze znakami zodiaku powiewającym nad wejściem stanie się główną siedzibą Gombrowiczowskiego dworu. „Zodiakowy beżowo-popielaty salon, jak z eleganckiego mieszkania, ostro kontrastował z szarym od dymu papierosów wnętrzem Ziemiańskiej, wydawał się lokalem »ze wszech miar stosownym dla wyższych sfer«, jak by powiedział Gombrowicz, o ile tego nie powiedział”. Ten gustowny lokal jest prowadzony przez Jadwigę Kowarską, żonę malarza, więc na białych ścianach panoszą się obrazy jej męża Felicjana i Rafała Malczewskiego. Gombrowicz najczęściej zajmuje stolik zaraz przy szatni, której atrakcją jest Józef Diak – wysoki Murzyn w liberii, od 1917 roku mieszkający w Polsce, służący niegdyś w lotnictwie i mówiący czysto z warszawska. Zawsze uprzejmy, gdy komuś brakuje na rachunek czy na szatnię, potrafi wyłożyć ze swojej kieszeni. Drugim magnesem jest stojący za kotarą bilard. Po sali krążą uprzejme kelnerki w granatowych sukienkach z białymi lub złotymi fartuszkami. Gombrowicz wpada wieczorem to tu, to tam, by właśnie wśród plastyków formułować niechętne malarstwu uwagi.
Głównym bohaterem stolika jest PAN WITOŁD, czyli „szczupły blondyn średniego wzrostu, ubrany bardzo starannie, a nawet wykwintnie: rozpięty angielski płaszcz ukazuje ciemną wizytową marynarkę marengo, szarą dwurzędową kamizelkę z perłowymi guziczkami i spodnie w paski, tak zwane: sztuczkowe. Biała popelinowa koszula, idealnie zawiązana jedwabnym krawatem i kołnierzyk spięty złotym pręcikiem”. W pozostałych rolach występują:
GINA, ŚWIATEK, GMINIO, TADZIO-TADZIO (Tadeusz Wittlin, młody satyryk), JURKOWSKI (autor tanich romansów), BREZA, NOWICKI (niski blondynek z odstającymi uszami, lubujący się w makabrycznych dowcipach, który chodzi krok w krok za Zuzią Ginczanką), KELNERKA.
Pan Witołd wchodzi do Zodiaku. Zostawia płaszcz w szatni i kieruje się w stronę swojego stolika, przy którym siedzą już Gina i ekipa. Po drodze słychać, jak Gminio rzuca do kolegów:
GMINIO: Patrzcie! Idzie Wituś, żeby przysiąść się tylko na chwileczkę na najbliższych pięćdziesiąt minut”.
Pan Witołd na szczęście nie słyszy uwagi, podchodzi do stolika, klęka przed Giną, całuje ją w dłoń i pyta:
PAN WITOŁD: Czy można?
GINA: Naturalnie.
PAN WITOŁD: O czym rozmowa?
Tak mniej więcej rozpoczynają się kawiarniane wieczory.Albo wchodzi Światek Karpiński i na pytanie „co słychać?” odpowiada:
ŚWIATEK: Ą ne pe pa żame sawe, keske piszczy dą le trawe.
GMINIO: Światek… Czy masz złocisza?
ŚWIATEK: Bo co?
GMINIO: Zamówiłbym jeszcze jedną kawę z jakimś ciastkiem na twój rachunek.
KELNERKA Z ZODIAKU (do Pana Witołda): A co pan zamawia?
PAN WITOŁD: Nic, dziękuję. Wpadłem jedynie na chwileczkę i zaraz uciekam. Szalenie się spieszę.
Ginczanka wymienia znaczące spojrzenie. Wiadomo, że potwornie skąpy Gombrowicz nigdzie się nie spieszy i wcale nie wpadł na chwileczkę, tylko będzie siedział z nami przez godzinę lub dwie, lecz jedynie pragnie się wymigać od zamówienia pół czarnej za 45 groszy.
JURKOWSKI (w stronę Pana Witołda): Szkoda, że nie jestem fakirem i nie mam przy sobie fujarki.
PAN WITOŁD: A co chciałbyś na niej zagrać?
JURKOWSKI: Nic. Tylko za pomocą takiego czarodziejskiego instrumenciku muzycznego wywabiłbym węża, którego masz w kieszeni.
PAN WITOŁD (zniesmaczony): Głupi dowcip.
Tego wieczoru roku 1936 rozmowa toczy się o Nagrodzie Młodych, którą dla autorów poniżej trzydziestego roku życia ustanowiła Polska Akademia Literatów, obok Złotego i Srebrnego Wawrzynu przyznawanego od 1935 roku zasłużonym pisarzom. Na rynku literackim trwają spekulacje i zakłady.
NOWICKI: Robimy domysły, kto dostanie Nagrodę Młodych PAL.
TADZIO-TADZIO (do Pana Witołda): Szkoda, że swój Pamiętnik z okresu dojrzewania wydałeś parę lat temu. Moim zdaniem jest to tak świetna książka, że gdyby wyszła w zeszłym roku, miałbyś nagrodę murowaną.
PAN WITOŁD: Dzięki za tak wysokie mniemanie o moim talencie, lecz nic się nie stało. Drobnostka. Piszę obecnie rzecz jeszcze bardziej epokową, a co się odwlecze, to nie uciecze.
Wchodzi BREZA. Zazwyczaj poważny i nieco pochylony, dziś jaśnieje radością i stąpa wyprostowany jak podchorążak na świątecznej paradzie.
BREZA: Przychodzę prosto z księgarni Hoesicka. Pomagałem urządzić okno.
GMINIO: Nie wiedziałem, że zaangażowali cię tam na subiekta.
BREZA: Jeszcze nie. Ale ustawiałem tam kilkanaście egzemplarzy mego Adama Grywałda i to tak, żeby wkrótce udało się tam umieścić moje zdjęcie w ramce.
JURKOWSKI (z powagą): Czy zamierzasz popełnić samobójstwo?
BREZA (zdziwiony): Ani mi to w głowie! A dlaczego?
JURKOWSKI: Myślałem, że przygotowujesz swoją pośmiertną wystawę.
BREZA: Nic podobnego! Lecz przecież niedawno wyszedł mój Adam Grywałd…
GINA: Bardzo ciekawa powieść, ale wiemy o tym.
BREZA: Tylko widocznie nie bierzesz pod uwagę, moja kochana Zuziu, że niedługo Akademia Literatury ogłosi Nagrodę Młodych za najlepszy utwór wydany w zeszłym roku, a ja coś niecoś wiem z miarodajnego źródła.
NOWICKI: No, to gratulacje.
Nagrodę dostanie jednak nie Breza, tylko Światek Karpiński za tom Trzynaście wierszy i – jak się będzie mówiło – „pełgł, pełgł, aż dopełgł Karpiński Światopełk”. Reklamiarski Karpiński ma widocznie lepsze dojścia od Brezy, mimo posady tegoż w MSZ.