Jakie miasta są scenami powieściowych zbrodni? Topografia polskiego kryminału

Kryminały w polskich miastach Agnieszka
Napisane przez Agnieszka
Brak komentarzy
Udostępnij:

Światy przedstawione polskiego kryminału niewątpliwie są wciągające. Najpopularniejsze fabuły powodują zjawisko analogiczne do serialowego binge watchingu. Czytelnicy nie mogą oderwać się od akcji powieści przez długie wieczory i sięgają po coraz to nowe części historii tego samego bohatera. W odpowiedzi na te potrzeby autorzy tworzą długie serie fabularne. Ale czytelnik naprawdę przywiązuje się do polskiego kryminału dopiero wtedy, gdy umie rozpoznać topograficzne ślady akcji w rzeczywistości swojego miasta.

Marek Krajewski przedstawia historyczny Wrocław

Jednym z pierwszych autorów, którzy przywiązali swojego bohatera do konkretnego miejsca, jest Marek Krajewski. Jego cykl kryminałów o policjancie Eberhardzie Mocku jest ściśle związany z Wrocławiem. To związek pełen miłości i naukowej precyzji. Narrator bardzo szczegółowo opisuje topografię ulic miasta, wraz z detalami architektonicznymi. Akcja większości powieści z cyklu o Mocku toczy się w pierwszej połowie XX w., a więc w czasach, gdy Wrocław (Breslau) należał jeszcze do II Rzeszy Niemieckiej lub Republiki Weimarskiej. Świat przedstawiony polskiego kryminału jest więc zbudowany z ulic o obco brzmiących nazwach. Jednak w wersji przygotowanej do druku przez wydawnictwo Znak przypisy odnoszą rzeczywistość historyczną do współczesności i podpowiadają dzisiejsze nazwy własne opisanych zakątków Wrocławia. Marek Krajewski jest łacinnikiem, nie dziwi więc jego zamiłowanie do historii oraz operowania nieco staroświeckim językiem. Bywa, że antyczne maksymy brzmią niewiarygodnie w ustach wrocławskich policjantów lub pracowników niemieckiego wywiadu, ale cóż – nawet bardzo sprawni pisarze mają swoje osobiste fiksacje. Zresztą wykształcenie i pasja Krajewskiego w końcu wychodzi jego prozie na dobre. Prawdopodobnie dzięki naukowej skrupulatności potrafi być tak staranny przy weryfikowaniu faktograficznej strony swoich kryminałów. Sukces rynkowy nie spowodował, że zrezygnował z etyki akademickiej, by jak najszybciej produkować kolejne części serii.

Kryminalne wymiary polskich miat

Trzeba jednak przyznać, że to właśnie prostota konstrukcji fabularnej wrocławskich kryminałów łatwo zaskarbia sympatię czytelników. Mamy tu do czynienia z wykorzystaniem sprawdzonych schematów, które zapewniają pisarski sukces co najmniej od czasów stylistyki noir z połowy XX wieku. Główny bohater – Eberhard Mock jest twardym policjantem, który lubi prosto zjeść i nie wylewa za kołnierz. W tym wypadku słowo „twardy” nie oznacza jednak kopii stylu Sylvestra Stallone, ani Arnolda Schwarzeneggera. Jeśli Hollywood zdecydowałoby się na ekranizację polskiego kryminału, to Mocka zagrałby raczej Humphrey Bogart (lub jego hologram).

Zygmunt Miłoszewski, czyli kryminalny podróżnik

Zygmunt Miłoszewski prezentuje nieco inne oblicze polskiego kryminału. Jego bohater – prokurator Teodor Szacki – to raczej typ podróżnika. Narrator, śledząc jego przygody, odwiedza Sandomierz, Olsztyn, a nawet Warszawę. Można postawić tezę, że w pewien sposób oddaje to ducha czasów. Tak jak Krajewski-filolog klasyczny pisze o mrocznych zaułkach historycznych miast, tak współczesny bohater kryminałów Miłoszewskiego jeździ samochodem po całej Polsce. W ogóle Szacki to mężczyzna innego typu niż Mock – widać, że autor przepuszcza go przez filtr dzisiejszych wzorców kulturowych. Zaszła tu zmiana trochę jak u Jamesa Bonda. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że Sean Connery może popijać zwykłe piwo. Tymczasem Daniel Craig cierpi z powodu utraconych miłości z puszką Heinekena w ręku. Podobnie jest z Szackim, który stracił staroświecką (i rzeczywiście trochę nieludzką!) elegancję. Jest po rozwodzie, zawsze trochę wymięty i mocno depresyjny.

Mimo, że światy przedstawione kryminałów Miłoszewskiego zahaczają o różne współrzędne geograficzne, nie znaczy to, że autor nie dba o detal. Choćby w ostatniej części trylogii pt. „Gniew” Olsztyn przedstawiony jest w pełnej krasie, ze szczególnym uwzględnieniem realiów Uniwersytetu Medycznego. Także Sandomierz i wspomniana już Warszawa są wiernie odwzorowane, a oddany sprawie czytelnik może po sąsiedzku odszukać miejsca, które odwiedzał prokurator Szacki.

Konserwatywna Łódź Konrada Lewandowskiego i płomienna miłość Katarzyny Bondy

Łódź pozazdrościła Wrocławowi kryminalno-historycznego powabu i wyczekiwała na swojego bohatera rozwiązującego zbrodnicze zagadki. W końcu powołał go do życia nie kto inny, jak rodzimy Warszawiak. Konrad Lewandowski umiejscowił akcję „Perkalowego Dybuka” z nadkomisarzem Jerzym Drwęckim w roli głównej właśnie w mieście czterech kultur. Autor słynie z prawicowej i konserwatywnej wrażliwości. Jego bohaterowie, w jakiekolwiek niuanse osobowościowe nie byliby wyposażeni, zawsze na końcu będą promowali patriotyczną hierarchię wartości, rozumianą zgodnie z retoryką powstańczą. Komisarz Drwęcki zresztą nie tylko nosi w sercu romantyczne ideały ojczyzny, ale ma na względzie także inne tradycyjne wartości. Obowiązki zawodowe stara się pogodzić z rolą ojca, a rodzinę stawia na bardzo ważnym miejscu. Trzeba przyznać, że świat przedstawiony Lewandowskiego otwiera się także na pewną etniczną egzotykę , o czym świadczy obecność w powieści Juliana Tuwima i społeczności żydowskiej. Nie można więc zarzucić pisarzowi uprawiania twardogłowej polityki. Mimo wszystko trochę dziwnie, że rewolucyjna Łódź w pierwszej kolejności doczekała się akurat konserwatywnego kryminału.

Jak Katarzyna Bonda widzi Łódź?

Zdecydowanie lepiej do współczesnego ducha Łodzi pasuje temperament pisarski Katarzyny Bondy. W wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej w maju 2016 r. Bonda twierdziła, że Łódź to nie miasto dla mięczaków. W zgodzie z tym rozpoznaniem, ulice i kamienice polskiego Manchesteru stały się tłem dla trzeciej części bestsellerowej tetralogii „Cztery żywioły Saszy Załuskiej”. „Lampiony” – bo taki właśnie tytuł nosi omawiana książka – to kryminalna zagadka bombera i podpalacza. Protagonistka o imieniu Sasza, która pracuje jako policyjna profilerka, stara się odnaleźć tropy kompulsywnego piromana. Zanim jednak do tego dojdzie, na kartach polskiego kryminału płoną łódzkie kamienice. Droga skojarzeniowa, która łączy Łódź z żywiołem ognia, wydaje się stosowna. Wreszcie czytelnik może odnaleźć nawiązania – choć niebezpośrednie – do tradycji rewolucyjnych. Migają też asocjacje z czasami fabrykanckimi, kiedy to podpalenia były popularną metodą spekulacji kapitałowej i ratowaniem się przed bankructwem. W książce Bondy widać więc powidoki po „Ziemi Obiecanej” Władysława Reymonta, a także ślady zupełnie świeżych historii o pożarach w zabytkowych posiadłościach Biedermannów. Autorka mówi o Łodzi z miłością, ale nie znaczy to, że wystawia miastu laurkę. Po prostu widzi ciekawe miasto z tożsamością lub – mówiąc kolokwialnie – z jajami.

Lublin w 10 tomach. Kresowe kryminały Marcina Wrońskiego

Marcin Wroński pisze polskie kryminały na podobnym szablonie fabularnym, co Marek Krajewski. Drugi z pisarzy co prawda szczególnie upodobał sobie Ziemie Odzyskane, a serce Wrońskiego zdecydowanie bije na wschodzie Polski. Jednak zarówno dla jednego, jak i drugiego myślą przewodnią jest pewnego rodzaju retromańska atrakcyjność międzywojnia. Losy bohaterów spowite są tajemniczą mgłą II Rzeczpospolitej, która z jednej strony posiada wszystkie rozpoznawalne atrybuty modernizmu (samochody, gazety itp.), ale z drugiej dalej charakteryzuje się pewnym zacofaniem cywilizacyjnym. Taka mieszanka powoduje, że świat przedstawiony jest bardziej sexy, a bohaterowie zawadiaccy jak młody Vito Corleone z przedwojennego Nowego Jorku. To samo dzieje się z komisarzem Maciejewskim, który swoich sukcesów i rozterek nieustannie doświadcza w Lublinie. Marcin Wroński, zdobywca Nagrody Wielkiego Kalibru, jest tak przywiązany do tego miasta ze swojej wyobraźni, że uczynił je niemalże samodzielnym bohaterem na kartach 10 tomów swojej serii kryminalnej. Z całą pewnością urozmaica to świat przedstawiony o wiele faktograficznych smaczków, takich jak walka medialna pomiędzy „Głosem Lubelskim” a „Kurierem Lubelskim” w polskim kryminale pt. „Morderstwo pod cenzurą” lub wpływy międzynarodówki komunistycznej w Polsce wschodniej.

Która stolica jest fajniejsza? Wojna między Warszawą Remigiusza Mroza a Krakowem Wojtka Miłoszewskiego

Ledwo skrywane antagonizmy pomiędzy salonowo-konserwatywnym Krakowem, a nowoczesną Warszawą są dobrze znane fanom dowcipów i anegdot. Czasami jednak walka o prymat najfajniejszego polskiego miasta przenosi się na karty powieści. W takim kluczu możemy interpretować polskie kryminały, które Remigiusz Mróz wypuszcza jak serie z karabinu. Także ten pisarz często wykorzystuje realia międzywojenne jako budulec dla swoich światów przedstawionych. Przykładem może być choćby „Świt, który nie nadejdzie” opisujący drogę boksera Ernesta Wilmańskiego na szczyty światka przestępczego stolicy. Ciekawe, czy nazwisko bohatera (brzmiące tak podobnie do nazwiska piłkarza Ernesta Wilimowskiego, który reprezentował w swojej dyscyplinie najpierw Polskę, a potem III Rzeszę), nie sugeruje podwójnych standardów moralnych?

Z kolei w przypadku Krakowa z książek Wojtka Miłoszewskiego mamy do czynienia z inną dwoistością. Kraków zazwyczaj rozpamiętuje swoją przeszłość i chwali się zabytkami sprzed wieków. Trochę na przekór tej tendencji, polski kryminał opisuje duchologiczną rzeczywistość dawnej stolicy z czasów transformacji ustrojowej. Lata dziewięćdziesiąte w książce Wojtka Miłoszewskiego o tytule „Kastor” sprawiają, że symbolem Krakowa staje się nie tylko Smok Wawelski, ale też stary, dobry polonez.

Niewinni bibliofile czytają polskie kryminały!

Niewinni Bibliofile czytają polskie kryminały!

Powyżej przedstawione polskie kryminały to tylko ślad, który wierny czytelnik może rozpoznać i ruszyć dalej tą samą drogą. Na swojej ścieżce spotka na pewno Wrocław Krajewskiego i Warszawę Mroza. Prawdodpobnie zachęcony świetnymi polskimi kryminałami postanowi pobiec dalej tą drogą. Zanim jednak prędkość będzie oszołamiająca, a każdy wieczór spędzony przed książką, warto dobrze się przygotować i wyruszyć na zwiady. Dużo łatwiej będzie, gdy czytelnik weźmie ze sobą przewodnik. Dlatego polecamy uważną lekturę naszych map po świecie kryminałów i literatury. Tę niepozorną podróż zawdzięczamy wszystkim niewinnym bibliofilom, którzy wspierają Gandalfa w promowaniu jakościowego czytelnictwa w Polsce. Akcja „Czytanie to nie zbrodnia” ma na celu ukazanie arcyciekawego spektrum literatury Polskiej i światowej. Działania popularyzatorskie Gandalfa na kryminale się nie kończą, ale na pewno właśnie tu się zaczynają.

Udostępnij:
5 lutego 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W przypadku naruszenia Regulaminu Twój wpis zostanie usunięty.