Harlequiny – czym są i dlaczego je czytamy?

Harlequiny - co to za książki Gandalf.com.pl
Napisane przez Gandalf.com.pl
4 komentarze
Udostępnij:

Przyciągnął ją do siebie i całował tak jak mężczyźni całują kobiety w podobnych sytuacjach.

Uniósł ją trochę wyżej i pocałował jak zdobywca.

A przecież liczyła, że zdąży jeszcze wziąć prysznic, porządnie się ubrać i odegrać rolę prawdziwej damy – przynajmniej żeby wywrzeć dobre wrażenie. Teraz będzie mogła najwyżej stanąć pod wiatr i liczyć na to, że jej nowy sublokator ma przytępiony węch.

Harlequin – co to jest?

     Harlequiny kojarzą nam się z jednym: z literackim tanim gniotem, zarezerwowanym dla gospodyń domowych. A jednak je czytamy. I to nie tylko gospodynie! Dziś w autobusie widziałam mężczyznę (!), który z purpurową czerwienią na policzkach pochłaniał kolejne strony „Romansu z szejkiem„. Wprawdzie książka była skrzętnie opakowana dla niepoznaki w okładkę „Dramatów” Strindberga, ale moje wnikliwe oko dostrzegło, że fabuła nic wspólnego z dramatem nie ma… On, bogaty pan z wyższych sfer, ona nieśmiała, biedna, ale jędrna… Z reguły czytają jednak kobiety. Częściej na okładkach takich książek można spotkać roznegliżowanych mężczyzn aniżeli kobiety. To wiele wyjaśnia.

Jednak czym tak naprawdę są harlequiny?

    Harlequiny – co to jest? To nic innego jak książki o miłości, romansach czy zakochaniach, które często owiane są nutą sentymentalizmu i symbolizmu. Daleko im jednak do erotyków, które mają w sobie znacznie więcej dosłowności. Harleqiny to po prostu powieści o uczuciach, wciągające i poruszające, mimo że czasami wydające nam się nieco naiwne.

Jeśli książki o emocjach czy relacjach międzyludzkich są Ci bliskie, koniecznie sprawdź nasz artykuł pt. Zagraniczni autorzy bestsellerów dla kobiet!, w którym przybliżyliśmy najbardziej poczytnych twórów literatury kobiecej.

    Miesięcznie wydawnictwo Harlequin Enterprises wydaje ok. 110 książek w 28 językach w 114 krajach na 6 kontynentach. To żmudna praca, wymagająca dużego zaangażowania. Ale w dobie tak dynamicznie rozwijającej się blogosfery, pisanie o miłosnej przygodzie, gdzie cała fabuła kręci się wokół bohaterki i jej myśli „kocha mnie czy nie kocha?”, przynosi nam wielką łatwość i przyjemność. Skoro tak się tego wstydzimy, to dlaczego wciąż czytamy romanse? Owoc zakazany? Niedozwolony przecież nie jest. Powiedziałabym, że „50 twarzy Greya” już prędzej pretenduje do tego tytułu…

    Postaram się więc rozwikłać tę zagadkę wszechświata, która fascynuje od dawna. Zebrałam 10 najważniejszych motywów, dla których czytamy harlequiny. Od lat nie schodzą z list bestsellerów. Dziś mają mniej jednoznaczne tytuły i bardziej oględne okładki (dla niepoznaki). Wciąż jednak zdarza się, że golizna okładkowego modela i modelki (w dodatku na śniegu!) to karta przetargowa marketingowego sukcesu. Oto moje 10 powodów, dla których studiujemy Harlequiny!

Dlaczego tak chętnie sięgamy po książki harlequiny?

 Duchowa rozkosz

   Amerykańskie warianty harlequinów są ostrzejsze i zdecydowanie bardziej dosłowne, niż ich polska, romantyczna wersja. Wszelkie polskie tłumaczenia, które powstają w trudzie, pocie i znoju to łagodne wersje tych nieprzyzwoitych, zagranicznych. A nasze zmysły, jak się okazuje, potrzebują czasem takich mocnych, literackich uniesień, żeby choć odrobinę połechtać głęboko ukryte pragnienia. Niewiele z nas przyznaje się do do tego, że pożąda czasem odrobiny ekstazy. Na co dzień kryjemy się za mocno wysubtelnioną wersją samych siebie. I rekompensujemy sobie to właśnie takim romansidłem.

Baśń 1000 i jednej nocy

     Romanse to inaczej baśnie, które mają swojego Kopciuszka-dziewicę, a ten w cudowny sposób jest ratowany przez księcia z nagim torsem. Czyli prosta, słodka bajka dla dorosłych. Miłosne historie podlegają pewnym prawom poetyki. Zamiast literacko „twardniejącego członka” Retta Butlera na widok Scarlett O`harry, wolimy usłyszeć jego „mocne bicie serca”. Wszystkie harlequinowskie opisy to bardziej – „drżenia ciał”, westchnień i dźwięki przyspieszonego oddechu, niż technicznego opisu łączenia dwóch ciał. I nie powiemy, że nasi bohaterowie, właśnie „ostro się stuknęli” ale zażyli „cielesnej rozkoszy”. Zdecydowanie bardziej wolimy działać sobie na wyobraźnię.

Relaks

   Nie zawsze jesteśmy w stanie przyswoić filozoficzne rozważania Nietzschego czy równie ambitne pozycje Umberto Eco. Tym bardziej po długim i wyczerpującym dniu w pracy. Czasem potrzebujemy po prostu odprężenia umysłowego i dlatego też sięgamy po romanse, które choć są może naiwne i głupie to jednak proste, nieskomplikowane. Nie przynoszą nam żadnych trudności w rozumieniu fabuły, nie wymagają wysiłku intelektualnego, a przy okazji pozwalają na chwilę zapomnienia od codziennej szarości. Bez kryminalnych zwrotów akcji, napięć i bezdechu. Czyli dla zdrowia!

 Inspiracje

    Niektórzy czerpią z takiej literatury solidne nauki! Okazuje się, ze harlequin daje niesamowite inspiracje. Pozwala wnieść więcej romantyzmu i pasji do naszych związków. Zamiast narzekać na brak romantyzmu u partnera, wyjdźmy z inicjatywą. Kolacja przy świecach, randka poza domem, może weekend w Paryżu, rzymskie wakacje? Wystarczy odrobina porad z harlequina i hulaj dusza – piekła nie ma!

 Pięćdziesiąt twarzy miłości

     Romanse sprzyjają legalnemu realizowaniu naszych fantazji, nawet tych najbardziej perwersyjnych i „włochatych”. Czytając, możemy w wyobraźni wcielić się w wiele ról. Na własność możemy posiadać jednocześnie kilku atrakcyjnych partnerów! Romans z szefem, policjantem lub lekarzem? Tylko w Harlequinie takie rzeczy…

Między nami kobietami…

     Romanse to często literatura kobiet grupy wsparcia. Kobiety, które piszą romanse, stosują swoistą autoterapię. Nie tylko na samej sobie, ale także na innych. Dzielą się doświadczeniami, uczą się na własnych błędach, wspólnie przeżywają małżeńskie kryzysy czy „ciche dni” w związku. Inspirują się do działania i pozytywnej przemiany. Kobieca literatura daje im siłę i mnóstwo energii. A może same zaczniecie pisać?

Resocjalizacja

    Dzieje bohaterów i podejmowane przez nich decyzje mogą nam podsunąć rozwiązania, które być może nie przyszłyby nam w ogóle do głowy. Może warto dać komuś drugą szansę? A może sąsiad z dołu, którego kojarzymy tylko z widzenia to miłość naszego życia? Dzięki romansom poznajemy różne życiowe scenariusze, uczymy się jak tworzyć lepsze relacje z ludźmi i jak unikać błędów.

Czytanie jest sexy!

      Odkąd zorganizowano kampanię społeczną promującą czytanie wśród Polaków pod hasłem „Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka”, czytanie stało się modne. Oczytana kobieta to dobra partia: robi wrażenie, jest błyskotliwą partnerką w rozmowie i nie sposób się z nią nudzić. A jeśli jeszcze do tego posiada sekret uwodzenia, w czym niewątpliwie z pomocą przychodzi jej Harlequin (ale nie każdy musi o tym wiedzieć) – jest podwójnie pożądana!

 Książka lepsza niż facet

    Książka jest czuła, cierpliwa, niezawodna. Nie marudzi, nie zazdrości, nie kontroluje, nie ma humorów, nie wymaga obsługi. Zawsze wierna, zawsze pod ręką.

Przypadek: miłość

    Czytanie romansów może spowodować, że przypadkiem przyciągniemy miłość życia. Dajmy na to, fana harlequinów. On je lubi, Ty je lubisz – przypadek? Nie sądzę 🙂 Czytanie miłosnych historii to bardzo dobry sposób na oddawanie się takim samospełniającym marzeniom o związku.

Znacie jeszcze jakieś powody, dla których czytamy romanse? A może sami przeżyliście jeden z nich? Opowiedzcie mi o nich w komentarzach!

Udostępnij:
26 czerwca 2015

4 odpowiedzi na “Harlequiny – czym są i dlaczego je czytamy?”

  1. Avatar zuza pisze:

    Osobiście harlequinów nie lubię i nie czytam. Wpadło mi kiedyś w ręce takie „dzieło”na wakacjach (na plaży – dużo nagich torsów męskich 😉 ) i …. nie dotrwałam do końca. To był tak żenujący tekst że aż mi się głupio zrobiło że to czytam. Mdławo – rozczulające zaprawione gorrrącymi erotycznymi scenami 🙂 ! Jak refluks żołądka – najpierw piecze potem zgaga, w efekcie pozostaje niesmak. Nie nazwę tego literaturą, ale jak ktoś lubi…. Dobrze że w ogóle czyta, bo tylko analfabeta nie czyta. A co do danych i faktów na temat harlequinów to nie wiem czy GUS ma statystyki, ale zawsze można zostać ankieterem….. :):)

    • Gandalf Gandalf pisze:

      Droga Zuzo, dzięki za podzielenie się swoimi, dość nietypowymi wrażeniami z lektury. Okazuje się, że czytanie romansów ma 11 motyw: refluks żołądka 🙂 Dla każdego coś innego, do wyboru do koloru. Kto da więcej?

  2. Avatar Ewa pisze:

    Po kilku ostatnich wpisach czekałam z niecierpliwością na następny. Tytuł zachęcił, ale po przeczytaniu pozostała pustka. Kilka naciąganych stwierdzeń, zero danych, zera faktów. Jeśli tekst miał zachęcić do czytania tego typu książek – nie udało się. Jeśli miał być pejoratywny i prześmiewczy – tym bardziej. Szkoda bo temat wydaje się interesujący…

    • Gandalf Gandalf pisze:

      Ewo, cóż mogę powiedzieć… masz prawo do swojej subiektywnej oceny. Nie uważam jednak, że w poście jest zero faktów, a tym bardziej, że cokolwiek zostało „naciągnięte”. Jeśli znasz jakieś ciekawostki, dane, których tu brakuje, podziel się proszę 🙂 Mam nadzieję, że kolejne wpisy nie przyniosą tylu rozczarowań. Dzięki za komentarz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W przypadku naruszenia Regulaminu Twój wpis zostanie usunięty.