Książka wspomnieniowa o kapitanie Mamercie Stankiewiczu. O tym jakim był człowiekiem, w jaki sposób dowodził kolejnymi jednostkami pływającymi. Lecz nie tylko. Jest również o ludziach morza. O początkach polskie żeglugi. O tym gdzie i w jaki sposób szkolili się młodzi ludzie, którzy chcieli być marynarzami. Opisane są żarty, anegdoty, sytuacje trudne i niebezpieczne. Przybliżone są losy pierwszych statków pasażerskich. Szkoda tylko, że autor nie ma w sobie ducha gawędziarza i nawet zabawne historie opisane są suchym językiem. Szalenie utrudnia to lekturę i odbiera połowę przyjemności. To, że poszczególne opowieści nie łączą się ze sobą, nie tworzą ciągłości, również nie pomaga. Lektura raczej dla pasjonatów morza niż dla delektowania się narracją.