Moje kinowo-literackie doświadczenie każe mi wysunąć wniosek, że w zdecydowanej większości przypadków ekranizacje filmowe są, krótko mówiąc, gorsze niż ich papierowe pierwowzory; to, co rodzi się i rozwija na kartach powieści, nie zawsze w pełni i wiernie da się przenieść na ekran filmowy. I z takim właśnie przeświadczeniem, będąc jednocześnie dość mocno zafascynowany filmem "Zjawa" z Leonardem di Caprio w roli głównej, z jeszcze większą fascynacją sięgnąłem po "Zjawę" autorstwa Michaela Punke.
Jest to opowieść o 36-letnim traperze Hugh Glassie, który jako członek Kompanii Futrzarskiej wyrusza na wyprawę w nieznane i niebezpieczne rejony Gór Skalistych. Podczas podróży, strasznie okaleczony przez niedźwiedzia grizzly, stojąc jedną nogą w grobie, Hugh zostaje oddany pod opiekę dwóch ludzi, którzy mają albo czekać na jego wyzdrowienie albo go godnie pochować. W krytycznej chwili opiekunowie Glassa pozostawiają go na pastwę losu, odbierając mu broń i skazując na pewną śmierć w dzikiej głuszy. Hugh jednak przeżywa i z zamiarem strasznej zemsty rusza śladem zdrajców.
I tak naprawdę dopiero tutaj zaczyna się prawdziwa opowieść. Jako czytelnik zacieram ręce i z fascynacją oczekiwania na dalszy rozwój wypadków staję za plecami czołgającego się Glassa, by wraz z nim, metr po metrze, przeć ku nieuchronnej zemście. Jednak droga ta literacko nie jest spełnieniem moich marzeń; powiem nawet, że w ostatecznym rozrachunku oceniam ją jako usłaną wieloma zarówno fabularnymi, jak i narracyjnymi rozczarowaniami. Liczyłem na powieść głęboko psychologiczną (wszak fizyczne rany Glassa musiały odbić swoje piętno w jego psychice), pełną nie tylko opisów przyrody i trudów traperskiej wędrówki, ale przede wszystkim przesyconą głęboką analizą i przemyśleniami człowieka, który w tak brutalny sposób otarł się o śmierć. Punke całą tę historię opisał jednak dość płytkim kronikarskim stylem, mało emocjonalnie i bez tego fascynującego polotu, który "Zjawę" mógłby uczynić powieścią bez reszty wciągającą. W efekcie mamy historię wędrówki samotnego trapera, historię o zdradzie, historię o przetrwaniu, o ukrytym w każdym człowieku pragnieniu życia. Zaraz, zaraz - a zemsta? No cóż, akurat ten wątek autor gubi przez całą powieść, by ostatecznie zniszczyć go niespodziewanym i nijak nie pasującym do "opowieści o zemście" zakończeniem.
Dobry pomysł, przeciętna realizacja - to chyba najlepiej pasujące słowa, którymi ostatecznie podsumować mogę "Zjawę" autorstwa Michaela Punke. To, że najpierw obejrzałem film, a dopiero później sięgnąłem po książkę, na pewno podniosło moje wymagania co do lektury. Ale czy gdybym nie obejrzał filmu, moja ocena tej powieści byłaby mniej krytyczna? Nie. Na pewno nie. Zmarnowany potencjał przebija się tu zdecydowanie zbyt mocno.
Opinia bierze udział w konkursie