Myślałam a właściwie byłam pewna, że Janusz L. Wiśniewski już nie może mnie zaskoczyć, ani mocniej dotknąć, ani bardziej poruszyć swoimi opowiadaniami. Przeczytałam kilka jego książek i przy każdej z nich bardzo mnie bolało najpierw serce, potem dusza a na koniec wszystko co było mną. Przy twórczości tego autora nie da się nie płakać, nie drżeć, nie czuć. Emocje w jego wydaniu są wyraźne, silne i bezwzględnie wypełniają ludzką przestrzeń. Świat staje w miejscu a wszelka biochemia, fizyka i informatyka stają się tlenem dla czytelnika. Nagle chce się wiedzieć, znać granicę pomiędzy nauką a wzruszeniem.
Zespoły napięć to zbiór opowiadań o kobietach w różnym wieku, z różnymi pragnieniami i potrzebami oraz z różnym niespełnieniem. Te historie dotykają miłości, oddania, poniżenia, strachu, zagubienia i samotności. Pytania wprost zaskakują trzeźwe myślenie, opisane wydarzenia sprawiają, że gęba jest szeroko otwarta a umysł nie mieści oddartej z barw prawdy, natomiast wszelkie wulgaryzmy zamiast oburzać i zniesmaczać zaostrzają zakręty, na których stoją bohaterzy.
Przy tej książce nie stać człowieka na obojętność, nie ma też gdzie uciec przed bólem przeżywania i brak sposobu, aby zniknąć, skryć się przed zażenowaniem. Tu trzeba stawić czoło smutkowi, depresji, ostatecznemu upadkowi a nawet śmierci. To trzeba przejść przez zgnojone uczucia, głębokie upadki i śmierdzącą beznadziejność. Potem trzeba wstać, aby nie pozwolić na złamanie prawa do własnego szczęścia.
Jedno mnie zastanawia. Jak mężczyzna pojął psychikę kobiety? Jak z taką precyzją, głębokością i wyrozumiałością potrafi napisać o tym, co tkwi w kobiecie? Jak przy pomocy krótkich zdań, zwyczajnych słów może stworzyć tak poruszające obrazy? Cały wstyd kobiecy, całe skrępowanie i niezgodę na pomijanie on ujawnia całemu światu.
Dlaczego warto przeczytać te opowiadania? Bo nagle ktoś szczerze, uczciwie, bez pruderii i zbędnej kolorystyki przedstawia rzeczywistość, która albo tylko zaboli, albo zbudzi bunt, który poprowadzi kobiety do spełnienia.