Diego Galdino na co dzień zajmuje się swoim barem w centrum, serwując klientom najbardziej wymyślne kawy. Jednak nie przeszkadza mu to w pisaniu coraz to nowszych powieści. Nakładem wydawnictwa Rebis zostały wydane już trzy książki, tj. "Pierwsza kawa o poranku", jako ciekawostkę napiszę, że ta lektura ma zostać zekranizowana we Włoszech; "Zadbam o to, żeby Cię nie stracić" oraz książkę będącą powodem dzisiejszego wpisu "Żeby miłość miała Twoje oczy". Jak nie trudno się domyślić, wszystkie trzy są o miłości. Jak podobała mi się jedna z nich?
Akcja powieści rozgrywa się w małej miejscowości w malowniczej Toskanii. Do Cetony przyjeżdża słynny malarz. To zamknięte miasteczko aż huczy od plotek na temat nowego przybysza, który jak na ironię, stroni od ludzi i nie życzy sobie, by ktokolwiek mu przeszkadzał i rzucał ciekawskie spojrzenia. Wynajmuje część mieszkania od rodziny Ferrettich. Niestety początki nie są najlepsze, bo już pierwszego dnia wdaje się w potyczkę słowną z ich córką, piękną Sofią.
Sofia to inteligentna, młoda nauczycielka, która zaczytuje się w tomikach poezji. Najbliższym jest jej Prevert, francuski poeta. To właśnie od tego zaczyna się jej odmieniona konwersacja ze znienawidzonym artystą. Od momentu rozmowy w samochodzie spojrzenia tej dwójki zaczynają się zmieniać, zmiękczać, a oni sami wydają się być skołowani i przerażeni tymi zmianami. Jak potoczą się ich losy? Czy dadzą radę poradzić sobie z bolesną przeszłością, otwierając się jednocześnie na nową przyszłość?
Autor ma niebywale lekkie pióro. Była to historia na jeden wieczór, w sam raz na jesienną słotę. Urokliwe miejsca we Włoszech przenoszą nas w czasie, historyczne zamki i pola słoneczników nadają całości niepowtarzalny klimat. Czytelnik rozkoszuje się w blasku słońca, ogrzewa zawartością książki i pochłania historię pięknej, niespodziewanej miłości.
Treść zawiera wiele uczuć, problemów, z jakimi zmagają się bohaterowie. Jest to między innymi ból, samotność, wycofanie ze społeczeństwa, brak zaufania, a koniec końców wielka, długo wyczekiwana ponowna miłość, która tym razem nie łamie serca, tylko je skleja.
Może i jest to opowieść tuzinkowa, nie odchodząca od schematów i nasuwająca z góry końcowy wniosek, mimo to dobrze się bawiłam przy prostych, jednobarwnych bohaterach i przyziemnym języku, przy banalnym wątku. Od czasu do czasu należy bowiem nakarmić się pełną romantycznych uniesień historią, w której ból przeplata się z chęcią miłości, by koniec końców wszyscy bohaterowie zasnęli z uśmiechem na ustach, w ramionach swych ukochanych. Najbardziej jednak jestem zachwycona cudownymi opisami urzekających krajobrazów, gdzie mogłam zamknąć oczy i dotknąć palcem słonecznika.
Recenzja znajduje się również na www.zksiazkadolozka.blogspot.com