Wszystkie postaci wykreowane przez Jackson budzą sporo emocji. Ukazane są dosyć mgliście, jakby były odrealnione, może wręcz obłąkane. Ich rozgryzienia nie ułatwia pierwszoosobowa narracja, w której Merricat skupia się na dosyć specyficznych cechach członków jej rodziny. Constance po tragicznym wydarzeniu od sześciu lat nie opuszcza wspólnej posiadłości, bojąc się reakcji ze strony mieszkańców. Poświęca się głównie opiece nad leciwym stryjem oraz pilnowaniem młodszej siostry. Większość czasu spędza natomiast w kuchni, pomieszczeniu, w którym czuje się zdecydowanie najlepiej, przygotowując im różne wymyślne przysmaki i przekąski, czym kompletnie nie przypomina wyrachowanej morderczyni. Merricat z kolei przejmuje na siebie zakupowe obowiązki, narażając się tym samym no krzywe spojrzenia i prześmiewcze przytyki. Dnie mijają jej na korzystaniu z uroków natury, na której przebywa wyłącznie w towarzystwie swojego ukochanego kota Jonasza. Stryj Julian, mający problemy z pamięcią a nawet rozróżnianiem osób, w lepszych momentach tworzy własną książkę, spisując w niej wydarzenia z tamtego mrocznego dnia. W pewnym momencie w historii tej pojawia się również kuzyn Charles, który początkowo skrywa swoje prawdziwe oblicze pod dobrze wykreowaną maską. Maską, na którą już od pierwszych chwil nie da się nabrać jedynie jeden z domowników.
Jeżeli już wcześniej mieliście do czynienia z dziełami Shirley zapewne wiecie, że jej styl jest dosyć specyficzny, jednak zdecydowanie w dobrym znaczeniu tego słowa. Autora tworzy niesamowicie plastyczne, wręcz żywe opisy, które przenoszą czytelnika do innego świata, całkowicie go pochłaniając. To, co jednak wyróżnia jej książki na tle innych, to zdecydowanie ten ponury, niepowtarzalny klimat, który z niezwykłą lekkością roztacza w swoich dziełach. Kartki "Zawsze mieszkałyśmy w zamku" są wręcz przesiąknięte aurą tajemniczości, która sprawia, że mimo iż akcja należy raczej do tych opieszałych, nie można się od niej oderwać. Sama fabuła nie jest zbytnio skomplikowana, opiera się praktycznie na jednym wiodącym wątku, jednak nie było to dla mnie wadą, a autorka w ciekawy sposób ukazała ludzką podatność na wpływy i manipulację. Natomiast samo zakończenie... muszę przyznać, że było lekko rozczarowujące, w porównaniu z tak świetną całością, która jak się później okazało osiągnęła swój kulminacyjny punkt na długo przed ostatnim rozdziałem, liczyłam na coś mocniejszego.
Na sam koniec chciałabym również wspomnieć o samym wydaniu, które jest naprawdę przepiękne. Twarda oprawa, stonowane kolory oraz świetna okładka oddająca klimat książki tworzą spójną całość i wraz z tytułem "Nawiedzony dom na wzgórzu" pięknie zdobią biblioteczkę. Polecam Wam obie te pozycje.
Opinia bierze udział w konkursie