Słyszeliście kiedyś o aforyzmie, że wszystko jest wielką wiązką małych rzeczy? Otóż właśnie o tym mówi owa książeczka. I choć rozmiary jej niepozorne, stron zaledwie sto, to potrafi zdziałać wiecej niż cała Trylogia razem wzięta + Qua Vadis. Arcydziełko, i zdrobnienie wcale nie świadczy o tym, że pisze z przekąsem, raczej z rozczuleniem, jakie we mnie wywołała książka pana Filipa. Z uśmiechem na ustach, łezka w oku i rumieńcami na policzkach, czytałem ją w pociągu, na stacjach i peronach, w pracy i po pracy i wzdychając mówiłęm sobie, ach, jak to dobrze, że my, ludzie, potrafimy cieszyć się takimi drobiazgami jak omlety, grzybobrania, znajomi nadciągający na ucztę, pietki chleba i wata cukrowa. Wszystko to ma w sobie coś z uroku bycia małym dzieckiem, kiedy cieszyło się nawet malym znalezionym robaczkiem czy nowym obrazkiem z gumy Kaczor Donald lub Turbo... <łezka w oku>