Ta sporych rozmiarów książka (by nie powiedzieć księga) czekała na swoją kolej jakieś 3 lata. Może nie od początku jej posiadania chciałam ją przeczytać, bowiem przez długie lata nie przepadałam za powieściami historycznymi. To przekonanie zmieniłam po Kochanicach króla Philippy Gregory, które bardzo miło wspominam, od których zaczęła mnie bardziej interesować historia Anglii. Z pozytywnym nastawieniem wzięłam się za powieść ponoć najlepszego hiszpańskiego pisarza powieści historycznych. Byłam ciekawa ile zajmie mi jej lektura...
Akcja dzieje się w XIII wieku, kiedy to legat papieski potajemnie przewodzi dokumenty stanowiące zagrożenie dla głowy Kościoła. Jednak Peyre de Castelnou zostaje zamordowany i okradziony. O kradzież oskarża się hrabiego Tuluzy. W tym czasie nowy legat papieża namawia Guillerma do przyłączenia się do krucjaty i każe mu odnaleźć skradzione dokumenty oraz zabić Brunę. Bruna jest tytułową postacią w książce, która jest zakochana w Hugonie. Dwóch rycerzy i jedna dama plus tajemnice, dla których zabito tysiące ludzi.
Sądząc po opisie można stwierdzić, że szykuje się ciekawa lektura na wiele dni, pełna napięcia i namiętności. Nie będę ukrywać, że książka mi się spodobała i faktycznie zajęła mi kilka dni podczas, których tak chętnie wracałam do książki. A jednak mi czegoś tu brakuje. Fabuła może się kojarzyć ze średniowieczną wersją Kodu da Vinci, choć w tych czasach Leonarda da Vinci nie było nawet w planach. Co mają wspólnego? A mianowicie święty Graal, więcej nic nie powiem, bo nie chce psuć komuś lektury. Jest świat kościelny, na który składa się wiele religii, są tajemnice, które mogą zmienić całkowity wizerunek Kościoła. Czyli właściwie są elementy, które w powieściach lubię, dzięki którym czytanie tych książek wciąga. A jednak muszę przyznać, że przez prawie pół książki może nie nudziłam się, ale treść mnie nie pociągała. Ciągole czekałam na rozwój wydarzeń. Dopiero kiedy Hugo, Guilermo i Bruna pojawili się jednej scenie zaczęło się dziać. Nie chodzi tu o niuanse miłosne, bo poza uczuciami opisywanym przez Brunę i wyznaniami miłości nie wiele się działo. Ale zaczęła się walka o Brunę, poznajemy dlaczego ona jest taka cenna dla tak wielu o wysokiej randze ludzi. Podobało mi się zakończenie, choć ostatecznie wynik był przewidywalny, to jednak wydarzenie poprzedzające go były zaskakujące, przez mogły zmylić czytelnika do przyszłości Bruny.
Ogólnie książka podobała mi się, ale powiem wprost, do Philippy Gregory to jeszcze trochę hiszpańskiemu pisarzowi brakuje. Nie mniej jednak Zamaskowa królowa jest książką wartą uwagi