Szesnasty już dowód na geniusz Cobena. Rodzice Adama Baye, Mike i Tia, decydują się na zainstalowanie w komputerze syna programu szpiegowskiego. Znają każde słowo, jakie napisał, widzą każdy jego ruch. Są zaniepokojeni tym, że po samobójstwie przyjaciela bardzo się zmienił. Tia argumentuję tę decyzję troską o syna, Mike ma wątpliwości. jednak szybko okazuje się, że było warto. Adam znika. Gdyby nie program szpiegowski, Mike Baye nie znalazłby się nigdy w miejscach, których odwiedziny były niezbędne do poznania bolesnej prawdy o synu. Okazuje się, że sprawa samobójstwa Spencera, kumpla Adama, jest zbudowana z praktycznie samych kłamstw. Równolegle policja znajduje zmasakrowane ciało kobiety w stroju prostytutki. Szybko okazuje się, że morderstwo może mieć związek ze zniknięciem kolejnej kobiety. Śledztwo toczy się w niesamowicie szybkim tempie, gdyż gra toczy się prawdopodobnie o życie zaginionej. I nie, tym razem nie spodziewajmy się, że obie sprawy są ściśle powiązane. Łączy je jedynie przypadkowa obecność bohaterów. A Coben jak zwykle bawi się naiwnością czytelnika. Zmusza do ciągłych rozmyślań, wielokrotnie niesłusznych i za pomocą lekkiego języka przylepia człowieka do książki, kolejnej tak wciągającej. Spotykamy się ze starymi znajomymi z poprzednich Cohenów, m.in. Hester Crimstein, Paulem Copelandem, Loren Muse, nawet czytamy wzmiankę o Esperanzy Diaz. Czego więcej chcieć? To naprawdę świetny prezent dla zagorzałych fanów tego autora. Tym bardziej, że minusów tego dzieła znaleźć się nie da. Irytujące są – niezawinione oczywiście przez autora – śmieszne błędy w tłumaczeniach i częste literówki. Ale co tam, gdy w ręku trzyma się coś tak niesamowitego, nawet bez interpunkcji wiadomo, na czym się stoi.