6 września 1992, Alaska. W porzuconym autobusie trzy niezależne grupy znajdują ciało Chrisa McCandlessa. Przyczyna zgonu: zagłodzenie. Oto człowiek, który przegrał z dziczą. Jon Krakauer, dziennikarz i alpinista zostaje poproszony o opisanie jego przygód dla magazynu "Outside". Artykuł Krakauera rozwija się w książkę - i tak powstaje "Wszystko za życie". Historia jaką przybliża nam ów dziennikarz jest absolutnie niesamowita. Poznajemy w niej Chrisa McCandlessa, który będąc pod wpływem twórczości Tołstoja, Londona czy Thoreau rozwinął poglądy zupełnie niepasujące do dzisiejszego świata. McCandless żywił szczerą pogardę dla konsumpcjonizmu i ograniczeń narzucanych przez społeczeństwo, wierzył zaś w wolność, marzenia i szacunek dla przyrody. Ojciec Chrisa był uznanym naukowcem, a sam chłopak przodował w nauce i sporcie oraz ukończył prestiżowe szkoły. Można by sądzić, że miał idealne warunki do tego, aby podążyć zwyczajną ścieżką życia i kariery zawodowej. On jednak postanowił wytyczyć nowe szlaki. Patrząc na otaczającą go rzeczywistość pozbył się wszelkich oszczędności i udał się w długą podróż do miejsca gdzie zamierzał odnaleźć ukojenie. Jak sam o sobie pisał - "esteta, podróżnik, którego domem jest droga". Wyruszył na samotną odyseję, w pogoni za marzeniami i ideałami, czerpiąc radość z samego dążenia i bezpośredniego doświadczania naturalnego piękna. Zrezygnował z wszelkich wygód, podróżował pieszo lub autostopem, a jego celem była alaskańska głusza. Na ostatniej pocztówce wysłanej z Fairbanks do swego przyjaciela Waynea Westerberga zapisał "I now walk into the wild (A teraz wkraczam w busz)". Było to jego pożegnanie z cywilizacją, słowa o, jak na dzisiejsze czasy, niezwykle romantycznym wydźwięku. McCandless to osoba niewątpliwie kontrowersyjna. Magazyn "Outside" otrzymał w odpowiedzi na artykuł o jego przygodach mnóstwo listów. W jednych Chris chwalony był za odwagę, w innych ganiony i przeklinany za brak przygotowania i naiwność. "Wszystko za życie" pomaga zrozumieć kierujące nim motywy, mimo zarzutów, że to książka stronnicza napisana przez idealistę, jakim jest Krakauer. Prawdą jest, że McCandless postąpił nieodpowiedzialnie nie przygotowawszy się na trudy samotnego życia w nieprzystępnej alaskańskiej dziczy. Można jednak powiedzieć, że w czasie swojej wielkiej podróży prawdziwie żył. Nie bał się zaryzykować, szukając siebie i sensu istnienia. Odcisnął piętno na spotkanych przez siebie ludziach i wciąż robi to na kartach książki Krakauera. Jego podróż to historia nie tylko niezwykłego człowieka. To też opowieść o tym, że szczęście jest prawdziwe, tylko gdy dzielone. O tym, że dzisiejszy człowiek do tego stopnia oderwany jest od natury, że w samotnej konfrontacji z nią ma marne szanse na przeżycie. O tym, że żyjemy schematycznie, nie zastanawiając się nad tym, czego naprawdę pragniemy. O tym, jak dziś w człowieku coraz mniej jest człowieka. McCandless - pozornie zwykły autostopowicz - urasta do rangi pomnika, stawionego ku przestrodze. Staje się symbolem; to współczesny Odyseusz, piewca filozofii zupełnie odwrotnej do kultywowanej przez zasadniczą większość ludzkości. Nie musimy wkraczać w dzicz, by doświadczyć duchowego rozwoju, ale wielu przydałoby się zmienić sposób myślenia. Dlatego właśnie warto przeczytać dzieje McCandlessa i poznać człowieka, który za życie gotów był oddać wszystko.