Ta książka jest dla mnie portretem przegranego inteligenta. Przegranego podwójnie, bo chyba nawet sam autor nie uświadamia sobie porażki własnej postaci. A może nawet więcej? Może też przegranej własnego pokolenia, przegranej etosu inteligenckiego, przegranej inteligenta wobec społeczeństwa masowego? Główny bohater jest parodystycznie hamletowski w swej niepewności i bezradności. Przekracza czterdziestkę, a wciąż poszukuje swojej indywidualnej dykcji, celu życia i gwarantów egzystencjalnych pryncypiów. Czy taki ma być inteligent? Wiecznie wahający się, wciąż niepewny, na dodatek kawaler, który nie miał sił, zdecydowania, by założyć rodzinę? Po lekturze książki Menztla już nie dziwi we współczesnej Polsce sytuacja inteligencji jako warstwy społecznej (o tym znaczeniu już się, niestety, zapomniało). Intelektualiści nie stanowią dziś istotnego odniesienia, nie mówiąc już o posiadaniu autorytetu. Jakże głos inteligencji ma być wysłuchany, skoro głos bohatera nie jest nawet słyszany, skoro jest słaby i dla niego samego mało wiarygodny? Poza tym powieść warsztatowo bardzo dobra, bardzo poprawna. Skonstruowana z rzemieślniczą precyzją i znajomością narracyjnych schematów oraz kompozycyjnych wybiegów. Kilka aluzji literackich i kryptocytatów zadowoli czytelników nastawionych na wyłuskiwanie intertekstualnych powiązań. Polecam czytać tę książkę jako studium upadku polskiej inteligencji - zawieszonej, zapętlonej, zamkniętej w inercji i niepewności.