SPRAWDŹ STATUS ZAMÓWIENIA
POMOC I KONTAKT
Ulubione
Kategorie

Wieża świtu

Tom 5.5 cyklu Szklany tron

O Akcji

Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.
Dowiedz się więcej
  • Promocja
    image-promocja

książka

Wydawnictwo Uroboros
Data wydania 2018
z serii Szklany tron
Oprawa miękka
Ilość stron 752
  • Dostępność niedostępny
  • DPD dostawa za półdarmo

Opis produktu:

WSPANIAŁE IMPERIUM. DESPERACKA MISJA. PRADAWNY SEKRET
Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do starego i pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme przywróci mu władzę w nogach. Uleczenie to jednak tylko część planu. Oto na tronie zasiada wszechpotężny kagan, którego Chaol ma za zadanie nakłonić do wzięcia udziału w wojnie.
Jednak to, co czeka Chaola i obecną kapitan Gwardii Królewskiej Nesryn, przekroczy ich najśmielsze oczekiwania. Kluczem do powodzenia misji może okazać się niepozorna uzdrowicielka Yrene i informacje, które bohaterowie zdobędą podczas pobytu w pałacu.
S
Szczegóły
Dział: Książki
Wydawnictwo: Uroboros
Oprawa: miękka
Okładka: miękka
Rok publikacji: 2018
Wymiary: 135x200
Ilość stron: 752
ISBN: 978-83-280-5346-5
Wprowadzono: 09.05.2018

RECENZJE - książki - Wieża świtu, Tom 5.5 cyklu Szklany tron - Sarah J. Maas

Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.

4.7/5 ( 19 ocen )
  • 5
    17
  • 4
    0
  • 3
    1
  • 2
    0
  • 1
    1

Wpisz swoje imię lub nick:
Oceń produkt:
Napisz oryginalną recenzję:

bookedparadise

ilość recenzji:45

8-06-2020 15:52

Po zakończeniu ?Królowej Cieni?, już w trakcie lektury ?Imperium Burz?, wiele razy zastanawiałam się: ?A co z Chaolem??. Przez całą książkę nie ma o nim ani jednego rozdziału, ani jednej informacji! No jak tak można?

Wiemy, że wraz z Nesryn udał się do miasta uzdrowicieli, by odzyskać władzę w nogach i na tym koniec naszych informacji. Niektórym może to wystarcza. Jednak, choć ?Wieża Świtu? jest tomem dodatkowym, tak przynajmniej sugeruje nazwa ? tom 5,5 ? uważam, że jest to warte przeczytania uzupełnienie przed finałem serii.

Warto jednak przedtem przeczytać piąte opowiadanie ze zbioru ?Zabójczyni? ? ?Zabójczyni i uzdrowicielka?. Opowiadanie jest krótkie, ale według mnie dużo wnosi w odbiór całej książki. Niestety sama mam w posiadaniu stare wydanie, bez tego opowiadania, ale udało mi się je nadrobić i nie żałuję. Nie będę się nad nim dłużej rozwodziła, po prostu przeczytajcie.

Wracając do ?Wieży Świtu?, zaczyna się ona dotarciem Lorda Chaola Westfalla oraz kapitan Nesryn Faliq do stolicy Kaganatu, Antici, nad którym góruje wieża uzdrowicieli znana Tore Cesme. Bohaterowie przyjeżdżają tam przede wszystkim licząc na przywrócenie władzy w nogach Chaolowi, ale to nie ich jedyne zadanie! O nie! W końcu wojna z Erawanem zbliża się nieubłaganie, tak więc każdy sojusznik po stronie Dworu Terrasenu jest na wagę złota, a tak się składa, że armia Kaganatu jest bardzo potężna. Dodatkowo należą do niej oddziały jeźdźców Ruków ? gryfów, które mogą być jedyną szansą w walce przeciwko dosiadającym wywern czarownicom.

Przyznam Wam, że choć od początku lubiłam Chaola, który zyskał dużo w moich oczach w książce ?Korona w Mroku?, a potem stracił równie dużo w ?Królowej Cieni? przez jego zachowanie w stosunku do Aelin, nie za bardzo podobała mi się perspektywa spędzenia z nim sam na sam przeszło pięciuset stron solowej książki. I właśnie dlatego myślę, że każdy kto podziela moje mieszane uczucia do tej postaci musi koniecznie poznać tą historię. Jasne, w ?Kingdom of Ash? poradzicie sobie i bez tego, a wydarzenia można na pewno poznać w skróconej wersji na jakimś forum lub od przyjaciółek, ale czy warto?

Chaol przechodzi długą drogę. Dzięki tej szansie do poznania go lepiej, Sarah J. Maas sprawiła, że stał się mi o wiele bliższy. To samo z Nesryn! Oboje bohaterowie nie tylko wypełniają swoją misję, ale i natrafiają w Antice na szansę na odnalezienie swojego celu w życiu! Gdy kapitan Westfall będzie próbował przekonać kagana do wsparcia sił Aelin oraz walczył o powrót do zdrowia, Nesryn sama odbędzie przygodę swojego życia.

Możliwe, że Sarah J. Maas mogłaby trochę skrócić tą opowieść, mimo wszystko nie dłuży się ona i z biegiem stron staje się coraz bardziej interesująca. A jeśli w odróżnieniu ode mnie nie lubicie Chaola, lektura ta pomoże wam obniżyć negatywne uczucia i zacząć go tolerować ? spotkałam się z takimi przypadkami ;)

Jeśli lubicie ?Szklany Tron?, nie warto omijać żadnego aspektu tej serii. I choć nie spotkacie tu Aelin, historia którą przeczytacie i tak w was zaintryguje i poszerzy świat przedstawiony w serii.

Możecie się zdziwić, ale Chaol naprawdę da się pokochać!

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

czytanie naszym zyciem

ilość recenzji:1

27-10-2019 11:15

Wieża świtu - tak zwany tom połówkowy (a przynajmniej ja używam tego określenia :D), co oznacza, że należy do serii, ale jest tylko dodatkiem i można go pominąć. Z tego też powodu okładka różni się od pozostałych tomów serii Szklany tron. Wieża świtu swoją premierę miała 18.04.2018 roku, więc jeszcze przed Królestwem popiołów. Zostawiłam ją sobie na sam koniec, bo nie chciałam odrywać się od właściwej akcji. O czym opowiada książka?



Tom 5.5 poświęcony jest przede wszystkim Chaolowi i Nesryl - ale, oczywiście, nie tylko! Wszyscy już doskonale znamy Sarah J. Maas i wiemy, że jest to autorka, która nie potrafi się ograniczać w pisaniu. Na blisko 850 stronach spotkamy wielu bohaterów i jeszcze więcej akcji. Chaol i Nesryl wyruszają w podróż do miasta Antica. Były Kapitan Gwardii Królewskiej liczy na to, że jedna z uzdrowicielek przywróci mu władzę w nogach. Zaczyna się bardzo niepozornie, ale za chwilę akcja nabierze tempa i nie zwolni aż do końca!



Zachwyca mnie to, ile pracy Sarah J. Maas wkłada w swoje książki. Od samego początku tej serii, od pierwszego tomu, bohaterowie są w mojej głowie jak żywi! Jednych lubię, innych nienawidzę, ale każdy z nich w jakiś sposób mnie porusza, wywołuje emocje. To oznacza, że postacie są naprawdę świetnie wykreowane i chyba każdy miłośnik Maas się ze mną zgodzi.



Pojawiają się gdzieniegdzie głosy, że Wieża świtu jest stanowczo zbyt obszerna. Ale takie opinie krążą przy każdej książce Maas, taki jest po prostu jej styl. Ja też na początku narzekałam, ale teraz to doceniam. Dzięki takiej liczbie stron mogę dłużej siedzieć w tym świecie, mam czas na przemyślenie zachowania bohaterów i wcale nie uważam, że ten czas odpoczynku jest dla mnie nudny czy zmarnowany.



Komu tej książki zdecydowanie nie polecam? Na pewno tym, którzy za Chaolem nie przepadają. Wiem, że tacy też są. Jednak myślę, że można podejść do tej książki trochę inaczej i skupić się bardziej na samej fabule, a mniej na Chaolu - co kto lubi. :) Jedno jest pewne - Wieża świtu to część, która stanowi doskonałą zapowiedź tego, co spotkamy w Królestwie popiołów. Dajcie się porwać tej serii, dajcie szansę temu tomowi, a zapewniam, że będziecie zachwyceni! Szklany tron nie bez powodu jest tak popularny i ciągle się do niego wraca. W tym uniwersum naprawdę można przepaść bez reszty. :)

Czy recenzja była pomocna?

Inthefuturelondon

ilość recenzji:1

brak oceny 2-04-2019 14:29

Bardzo długo zbierałam się do przeczytania kolejnej części Szklanego tronu. Najbardziej odrzucała mnie ta ilość stron. To znaczy, grubość książki bym przeżyła, ale fakt, że Wieża Świtu jest "nowelką", to dla mnie mało śmieszny żart. Sarah, coś Ty tutaj najlepszego zrobiła?

Myślę, że Chaola Westfalla nie trzeba nikomu przedstawiać. Obecnie były kapitan Gwardii Królewskiej, musi mierzyć się z paraliżem dolnej części ciała, co z pewnością nie jest czymś przyjemnym. Zdany jest na pomoc innych, ponieważ wózkiem nie da rady wjechać wszędzie samemu. Pamiętam, że swego czasu bardzo mocno byłam za jego związkiem z Cealeną. Była to jedna z moich ukochanych par książkowych, a ich gwałtowne rozstanie mocno złamało mi serce.
Przy okazji lektury Wieży Świtu zauważyłam, że uporałam się już z tamtym wydarzeniem i pozwoliłam Chaolowi decydować o swoim losie. Jednak nadal pozostaje on moim książkowym mężem, czy tego chce, czy nie.

Nesryn Faliq jest obecną kapitan Gwardii Królewskiej. Kobieta jest niezwykle odważna, silna i twardo stąpa po ziemi, ale z drugiej strony ma wrażliwą duszę. Mimo tego, że nie wzbudziła ona mojej wielkiej sympatii, to jest dobrze wykreowana postać. Mam nadzieję, że w następnym tomie będzie jej jednak troszkę więcej, co pozwoli mi bardziej się do niej przywiązać.

Jestem zła. Jestem cholernie zła na autorkę, za to co tutaj odwaliła. To miała być krótka nowelka, dotycząca wyprawy Chaola i Nesryn, a na tym miał być koniec. Sarah J. Maas jednak postanowiła się rozpisać na pond osiemset stron i szczegółowo opisać wszystko, co dotyczyło bohaterów. Moje pytanie brzmi: czy było to potrzebne? Dobrze, przyznaję, że ja nawet się cieszyłam z tego, że taki kloc jest poświęcony w bardzo dużej części tylko Chaolowi, ale z drugiej strony uważam, że całą tę historię można było skrócić co najmniej o jakieś trzysta stron. Wystarczyło usunąć kilka zbędnych opisów i dialogów, które nic kompletnie nie wnosiły do przebiegu akcji.

Pomimo mojego narzekania, ta książka bardzo mi się podobała. Może i jestem mało subiektywna, ale ja po prostu uwielbiam wszystko, co wychodzi spod pióra Sary i nieważne, jakiej historii by nie stworzyła, ja ją biorę w ciemno. Podobało mi się tutaj to napięcie, które narastało tak powoli, leniwie, aż w końcu osiągnęło taki poziom, że zabrakło mi słów. Jakieś 150-200 stron przed końcem, działo się już tyle, że przestawałam nadążać.

Zakończenie było, jakie było, czyli naprawdę dobre i zaostrzyło mi apetyt na Królestwo popiołu. Szalenie nie mogę doczekać się ponownego spotkania z bohaterami całej tej serii oraz uzyskania odpowiedzi na wiele pytań, które tylko się mnożą.

Moim zdaniem warto sięgnąć po Wieżę Świtu i przebrnąć przez te osiemset czterdzieści stron.

Czy recenzja była pomocna?

Recenzentka doskonala

ilość recenzji:1

brak oceny 8-01-2019 13:50

W życiu człowieka wszystko może się zmienić i tak było też u mnie. Wcześniej jedyną fantastyką jaką byłam w stanie przeczytać był Harry Potter, a tymczasem zdążyłam już przejść przez prawie wszystkie książki Sarah J. Maas. Ba, kiedyś zarzekałam się, że fantastyka nie jest dla mnie, na szczęście założyłam bloga książkowego i jakoś tak wyszło, że przekonałam się do takiego rodzaju książek. I wiecie co? Jestem z tego powodu bardzo zadowolona, bo nawet nie wiedziałabym jak wiele mogło mnie ominąć. Wiele frajdy, przygody, zabawy i niezapomnianych wspomnień. Nie mówię, zdarza się, że fantastyka jest do niczego i bardzo ciężko się ją czyta. Lecz nie w przypadku Sarah J. Maas. Według mnie ta kobieta jest po prostu prekursorką, kobietą która tworzy tak wspaniałe fantastyczne historie iż miejscami wydaje się to być niemożliwe. Moi drodzy, bo jak napisać tak długi cykl książek bez pomylenia się i żadnych niezgodności? To jest po prostu fenomenalne. Chciałabym aby książki tej autorki zyskały kiedyś taki rozgłos jak seria o Harrym Potterze, bo według mnie jej niczego tutaj nie brakuje.
Tym razem udało mi się zdobyć trzy kolejne książki a mianowicie: Królową cieni, Imperium burz oraz Wieżę świtu. Tak, spędziłam kolejne noce na przerabianu tych historii. Ja w nich po prostu przepadłam, zatopiłam się w nie, chłonęłam je. Stale chciałam więcej i więcej, pokochałam tą serię za styl, za wspaniałych bohaterów, za ten cały fantastyczny świat. Trzeba przyznać, że Autorka odwaliła kawał dobrej roboty.
Najlepszy jest według mnie fakt, że początek tej serii, te trzy poprzednie tomy nijak się mają do kolejnych. Wydawałoby się, że przecież na pewno początek jest najlepszy, a kolejne tomy to już takie zapychacze.No nic bardziej mylnego! Tutaj jest według mnie odwrotnie. Tamte poprzednie tomy były według mnie nieco słabsze, a tutaj ogromne zaskoczenie! Zdecydowanie więcej akcji, różnorakich bohaterów, tej inności, czasu i miejsca. To w jaki sposób Autorka budowała relacje pomiędzy bohaterami i ogólnie akcje, to tak zwane stopniowe napięcie, które ciągle rosło, za chwilę znowu opadało, a potem pojawiało się ze zdwojoną siłą. Najbardziej podobała mi się Królowa cieni, jeżeli jednak mam wziąć pod uwagę tom ,który nieco różnił się od innych to Wieża świtu. To chyba moje ulubione dwie książki. Według mnie jest w nich to wszystko, czego w poprzednich częściach zabrakło albo było ich po prostu za mało. Te części były perfekcyjne pod każdym względem!
Tak szczerze? To kończąc tą serię poczułam się smutna ale i również zmęczona. Wiecie czemu? Towarzyszenie bohaterom od początku serii do samego końca nie było takie proste. Tym bardziej, że pomiędzy pierwszymi tomami a kolejnymi miałam dosyć sporą przerwę, więc musiałam sobie wiele przypomnieć, aby nie pogubić się, co u mnie w takiego rodzaju grubasach zdarza się bardzo często. Zapominam kto kim jest, co tam wcześniej się wydarzało i w mojej głowie pojawiał się chaos.
Wiecie jaki jest ogromny plus takich książek? Ogólnie dla mnie fantastyka jest bardzo ciężka, ponieważ zdecydowanie wolę powieści obyczajowe i dlatego właśnie ciężko jest mi się wdrążyć w ten świat. A tutaj? Zero problemu! Wydaję mi się, że nawet prościej było się wczuć w tę historię niż w Dworze cierni i róż. Ta lekkość i prostota, ah. I wiecie jakie to jest trudne? Żeby wprowadzić tyle fabuły, akcji, postaci i żeby to wszystko miało ręce i nogi? No uwierzcie, że to proste nie jest! Główna bohaterka w tych częściach przeszła tyle przemian, tyle przeżyła i tyle jej się przydarzyło. Wiecie co? To jedna z moich ulubionych książkowych bohaterek. To bardzo waleczna, pewna siebie, odważna i niesamowita kobieta! Chciałabym mieć w sobie tyle odwagi co ona... Aelin, tak to zdecydowanie jedna z najlepszych bohaterek jaka kiedykolwiek powstała!
Fajne jest też to, że pojawia się dużo bohaterów drugoplanowych, którzy miejscami odgrywają znaczną rolę w książkach.
Wiadomo, każde książki mają jakieś wady i zalety, ale ja tutaj naprawdę nie potrafiłam się doszukać wad. Wiem, jestem mało wymagającą czytelniczką. Według mnie książka albo się podoba albo nie.
Fantastyczne są również opisy nowych miejsc, jakie pojawiają się w kolejnych częściach. Są przedstawione nam bardzo szczegółowo i dokładnie, ale na szczęście nie są one nudne. Po prostu Autorka doskonale wiedziała, w którym momencie zakończyć dany opis, aby nie było tego wszystkiego za dużo. Ja byłam zakochana szczególnie w części Królowa cieni, tam gdzie Autorka opisała wydarzenia na zamku. No jejku, już sam opis zamku zachwycał mnie i zaskakiwał. A jak doszły do tego wydarzenia, to już w ogóle byłam w siódmym niebie.
Co ogólnie sądzę o tych trzech kolejnych tomach? Zdecydowanie polecam Wam zapoznanie się z dalszymi częściami. Uważam nawet, że są one lepsze niż te poprzednie. Fakt, są to najgrubsze części, te końcowe, ale i tak warto, oj zdecydowanie warto. Fantastyczni bohaterowie, fabuła, opisy miejsc, styl w jakim Autorka przedstawia nam te kolejne części. No nic tylko siedzieć i czytać. Czy są to ksiązki jedynie dla młodzieży? Zdeycdowanie nie! To czysta fantastyka, dla fanów tego gatunku, niezależnie od wieku czy od płci.

Opis fabuły

Kochani, ciężko jest mi opisywać tak łatwo kolejne części, poniważ wiem, że będzie to już duży spam dla osób, które może jeszcze nie czytały poprzednich tomów, albo w ogóle jeszcze nie zaczęły przygody z tą serią a zamierzają. Jednak tak po krótce opowiem Wam o czym są kolejne trzy tomy, które wyszły z rąk Sarah J. Maas.
Królowa cieni - Caleana już straciła wszystkich. To dla niej ogromny ból i przeżycie, ponieważ wszyscy bliscy, których tak mocno kochała, odeszli. Musi teraz sama zmierzyć się z przeznaczeniem. Nawet Nahemia, jej najbliższa przyjaciółka... odeszła. Jak do tego doszło? Poświęciła sie za Caleanę, aby ta mogła dalej rozwiązywać zagadkę swojego przeznaczenia związanego z losem i po prostu oddała swoje życie.
W tej części mamy do czynienia z wewnętrzną przemianą Caleany. Ta dziewczyna już zdecydowanie zbyt wiele przeszła, zbyt wiele wycierpiała i zbyt wiele straciła, dlatego postanawia się zemścić. Przeobraża się w całkiem nową postać, a mianowicie - Aelin Ogniste Serce. Nowa i odmieniona królowa, wraca do zamku, do Adarlanu, aby właśnie tam uknuć spisek i zemścić się na wszystkich, którzy w jakiś sposób ją zdradzili albo sprawili jej ból.
W momencie walki wiele się dzieje, ponieważ jej przeciwnicy mogą korzystać z magii, zaś ona sama jest pozbawiona walki z ogniem. Na szczęście ma jeszcze przy sobie kilkoro zaufanych osób, które są w stanie poświęcić dla niej życie.
Imperium burz - W tej części nowa Aelin odbywa drogę do swojego królestwa, lecz to dopiero początek bardzo ciężkiej wyprawy. Jest to droga do królestwa Terrasenu... Królowa poprzednio wiele przeszła, ale było to konieczne, ponieważ wreszcie odkryła swoje moce. Wie, że jest o wiele potężniejsza niż ostatnio, lecz czy aby na pewno ma szansę na kolejną walkę i szansę na wygranie? Marzy o walce z Erewanem osobiście, w pojedynkę, lecz stale nie ma tej pewności.. To dla niej też czas poszukiwania wśród ludu, osób które będą chętne aby stanąć za nią murem i będą chciały z nią walczyć. To będzie kolejna walka, kolejna przygoda, kolejne straty i ból. Lecz czy i tym razem da radę ponieść cenę za coś takiego?
Wieża świtu - W tej części akcja skupia się przede wszystkim wokół Chaola oraz Nesryn. Oboje wyruszają w całkiem nową i niebezpieczną podróż do miasta - Antica. Jako kapitan gwardii ma nadzieję, że w mieście tym odnajdzie pomoc, a ktoś będzie w stanie pomóc mu w tym co mu się stało. Stracił on czucie w nogach... Skrycie marzy o tym, aby uzdrowicielki pomogły mu, bo wie, że ma szansę ponownie mieć czucie w nogach. Lecz to tylko jedna część misji - dodatkowo Chaol chce aby król z Anticy pomógł mu i wziął udział w kolejnej, ogromnej walce i bitwie. Ma nadzieje, że jego plan się powiedzie.
Wszystko jednak okazuje się na miejscu, w momencie kiedy docierają do zamku. Wtedy wiedzą, że wszystko potoczy się zupełnie innymi torami...

Czy recenzja była pomocna?

Zatracona w słowach

ilość recenzji:1

brak oceny 19-11-2018 00:36

Chaol Westfall oraz Nesryn Faliq przybywają na Południowy Kontynent do pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme zdoła go uleczyć. Nie jest to jednak jego jedyne zadanie. Kontynent znajduje się we władaniu potężnego kagana, z którego Chaol ma nadzieję uczynić sojusznika w wojnie przeciwko ciemności. Jednak to, co czeka Chaola i Nesryn, przerośnie ich najśmielsze oczekiwania i odmieni losy nadchodzącej wojny.

?Wieża świtu? to już szósty tom niezwykle popularnej zarówno w Polsce, jak i na całym świecie serii Szklany tron, która niestety powoli zbliża się ku końcowi. Nie będę ukrywać, że mam ogromny sentyment do tej historii, towarzyszy mi ona już od wielu lat i choć nie przeczę, że ma wady, to jednak jest mi ona tak bliska, że nie potrafię przykładać do nich większej wagi. Z ?Wieżą świtu? miałam jednak problem jeszcze na długo przed jej wydaniem za granicą. Pamiętam, kiedy pojawiła się informacja, że premiera finałowego tomu serii została przesunięta i że międzyczasie wyjdzie jeszcze jedna książka skupiająca się na Chaolu. Jak można się domyślić, nie skakałam z radości, bo nie znosiłam Chaola i nie wyobrażałam sobie, że miałabym przebrnąć przez całą książkę o nim. ?Wieża świtu? wedle zamysłu autorki miała być na początku tylko nowelką, ale rozrosła się do monstrualnych rozmiarów i ostatecznie została kolejnym tomem serii. Wydarzenia rozgrywają się tu równolegle do tych, które mieliśmy okazję obserwować na kartach Imperium burz. Nie wiązałam z tą książką żadnych nadziei, nie miałam żadnych oczekiwań, spodziewałam się wręcz, że mi się nie spodoba. Czekało mnie jednak wielkie zaskoczenie.

Nigdy nie lubiłam Chaola, już w ?Szklanym tronie? wiedziałam, że nie przypadniemy sobie do gustu. Kolejne tomy tego nie zmieniły, a wręcz przeciwnie, moja awersja do niego rosła. Dlatego tak trudno mi teraz otrząsnąć się po ?Wieży świtu?, która całkowicie odmieniła mój stosunek do tej postaci. Wielka niechęć, którą do niego czułam, nagle zniknęła i jestem całkowicie zagubiona, bo to teraz jedna z moich ulubionych postaci w tej serii. Mam wrażenie, że Sarah J. Maas nigdy nie dała mi tak naprawdę możliwości, aby go poznać. Oczywiście od pierwszego tomu Chaol należy do grona głównych bohaterów, jednak gdzieś w połowie serii został on zepchnięty na dalszy plan i wszystko skupiło się wokół Aelin. Trzeba było stworzyć dla niego cały osobny tom, aby ukazać wszystkie zawiłości jego charakteru, wszystkie jego blizny, to co trzymał w sercu i co od dawna zżerało go od środka. Chaol to bohater zbudowany na solidnych podstawach. Kieruje się honorem, jest uczciwy, ma dobre i dumne serce. Teraz uważam, że to właśnie on został najbardziej skrzywdzony na kartach tej serii, wszyscy inni jakoś sobie poradzili ze swoimi demonami, jednak jemu nigdy się to nie udało. Obserwowanie jak walczy z mrokiem, który się w nim zagnieździł, było niezwykle bolesne, ale również bardzo piękne, bo pomimo tak wielu ciosów, nie poddał się, tylko powstał by walczyć dalej.

Kiedy tylko przeczytałam opis tej książki, wiedziałam, że na pewno pojawi się w niej Yrene Towers, którą mogliśmy poznać w nowelce ?Zabójczyni i Uzdrowicielka?. Nie spodziewałam się jednak, że okaże się ona tak świetną postacią, która ma w tej serii ogromną rolę do odegrania. Yrene jest przeciwieństwem bohaterek, z którymi do tej pory mieliśmy styczność. Jest niezwykle utalentowaną uzdrowicielką, nie walczy, nie zabija, zajmuje się za to leczeniem i ratowaniem ludzkiego życia. Ma ognisty temperament i cięty język, jednak mimo to pozostaje bardzo kobieca. Wiele wycierpiała w swoim życiu i równie wiele poświęciła, aby dotrzeć do Torre i zostać pełnoprawną uzdrowicielką. Jej zadaniem jest wyleczyć Chaola, nie jest to jednak łatwe ani dla niego, ani dla niej. Dziewczyna również ma swoje demony i choć umie sobie z nimi radzić, to jednak cały czas płonie w niej nienawiść. Nienawiści żywiona do Adarlanu, który odebrał jej matkę i szczęśliwe dzieciństwo. Z czasem jednak Yrene dostrzega, że nic z tego, co jej się przydarzyło nie jest winą Chaola. Choć nieustannie się kłócą i walczą ze sobą, to jednak zawiązuje się między nimi nić sympatii, która z czasem przeradza się w coś więcej.

Książka liczy sobie ponad osiemset stron. Większa część książki poświęcona jest Chaolowi, ale Nesryn również otrzymała sporo miejsca, aby się pokazać. Na początku wątki tych bohaterów były bardzo mocno ze sobą splecione, ale w pewnym momencie bohaterowie się rozdzielają. Chaol zajmuje się swoimi sprawami w Antice, natomiast Nesryn w towarzystwie księcia Sartaqa odbywa podróż w góry zamieszkiwane przez rukhin ? jeźdźców dosiadających ruków, czyli ogromnych ptaków przypominających orły. Na początku zarówno ten wątek, jak i sama Nesryn jakoś szczególnie mnie nie interesowały. Nesryn to postać, która pojawiła się w czwartym tomie, ale nie odgrywała w nim jakiejś szczególnej roli, nie wyróżniała się z tłumu, więc w gruncie rzeczy nie mieliśmy okazji lepiej jej poznać. Uważam, że to bardzo ciekawa bohaterka, twarda i waleczna, ale jednocześnie wrażliwa, wychowała się w Adarlanie, jednak jej rodzina pochodzi z Południowego Kontynentu i to właśnie tu dziewczyna czuje się jak w domu. Wątek Nesryn okazał się bardzo interesujący i czytałam go z równie wielkim zaangażowanie, z jakim śledziłam losy Chaola. Mamy okazję poznać rukhin, wśród których znalazło się wiele ciekawych i świetnie wykreowanych bohaterów. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiła się jeszcze jedna postać z nowelek, a konkretnie z nowelki ?Zabójczyni i Czerwona Pustynia?, która również okazała się mieć w tej historii rolę do odegrania. Ten wątek, choć się na to nie zapowiadał, okazał się niezwykle istotny dla całej serii, Sarah J. Maas ujawniła nam za jego sprawą bardzo istotne informacje, które wyjaśniły wiele spraw i na pewno okażą się kluczowe w kolejnym tomie.

Akcja w tej książce w przeciwieństwie do poprzednich tomów serii nie gna łeb na szyję. Takich podniosłych momentów czy trzymających w napięciu potyczek jest bardzo mało, skupiamy się tu na leczeniu Chaola i pobycie Nesryn u rukhin, zamiast walk na śmierć i życie mamy politykę i dworskie intrygi. Ta książka jest przede wszystkim smutna, pełna bólu i żalu, opowiada historię o powracaniu do życia, o akceptacji przeszłości i samego siebie. Muszę przyznać, że to miła odmiana i chwila oddechu po nieco patetycznym ?Imperium Burz?. Sarah J. Mass w swoich ostatnich książkach robiła coś takiego, że zaczynała świetnie scenę, ale potem nagle niszczył ją jakąś głupią wypowiedzią bohatera. Nic takiego na szczęście nie dzieje się w ?Wieży świtu?. Na pochwałę zasługuje również styl autorki, który z tomu na tom robi się coraz lepszy. Niektóre rzeczy jednak się nie zmieniają, czyli na przykład parowanie wszystkich ważnych bohaterów, czy niektóre zabiegi fabularne wielokrotnie już wykorzystywane przez autorkę w jej książkach. ?Wieża świtu? jest jednak tak dobra, że można przymknąć okno na jej niedoskonałości, a przynajmniej ja to zrobiłam.

?Wieża świtu? to dla mnie największe zaskoczenie tego roku. Nie spodziewałam się, że ta książka tak mną wstrząśnie i całkowicie odmieni mój stosunek do Chaola. Liczy sobie ona prawie osiemset stron, tempo akcji jest dość powolne, ale ja nie nudziłam się ani chwilę podczas jej czytania. Zakończenie wzbudziło we mnie wiele różnych emocji, z którymi nadal się nie uporałam i wiem, że nie uda mi się to jeszcze przez dłuższy czas. Nie mogę się już doczekać aż w moje ręce wpadnie ?Kingdom of Ash?, ale jednocześnie przepełnia mnie głęboki smutek na myśl, że to już ostatni tom. Wiem, jednak że bez względu na to, jak zakończy się ta historia, jej finał będzie epicki, dlatego warto jeszcze trochę na niego poczekać.

Czy recenzja była pomocna?

To Read Or Not To Read

ilość recenzji:10

brak oceny 14-11-2018 22:19

3,5*

(...)

Po pierwsze, według mnie ta powieść jest zdecydowanie za długa! Na pewno dwa razy za długa, a nawet jakby była trzy razy krótsza, to nikt specjalnie by nie ucierpiał. Niektóre rozdziały są o niczym, składają się tylko z ?rozmów o pogodzie?, które nic nie wnoszą do fabuły. Ogólnie też w całej powieści dzieje się stosunkowo niewiele także? jestem zdania, że to, co w pierwotnym założeniu miało być nowelką, nowelką też zostać powinno, bo jednak trochę szkoda papieru na rozprawianie o niczym znaczącym.

Po drugie ? bohaterowie. Chaol to gwiazda programu. Nie sądziłam, że to możliwe, ale po lekturze jeszcze bardziej polubiłam tę postać. I ja wiem, że on tam trochę zrzędzi w pewnych momentach, ale doskonale go rozumiem, jednak znajduje się w trudniej sytuacji. Patrząc na tego bohatera i ewolucję na przestrzeni poprzednich tomów, to jego zachowanie w Wieży świtu ma naprawdę duży sens i nie bierze się znikąd.

Za to Nesryn? No nie, trzy razy nie, tej pani dziękujemy. Jak ona mnie irytowała! W każdym rozdziale, w którym się pojawiała? no po prostu masakra. Nie jestem w stanie znieść tej kobiety. Dodatkowo jej relacja z Chaolem zupełnie mi nie pasuje. Wydaje się sztuczna, sztywna i poprowadzona na siłę, jakby chłopak nie mógł przez chwilę być singlem, trzeba od razu mu dorzucić kobietę do boku, by móc rzucać uwagami o sparaliżowanej dolnej połowie ciała Chaola i rzekomej niesprawności jego przyrodzenia.

I Yrene! Kocham tę kobietę i z czystym sumieniem dołączam ją do moich ulubionych postaci z tej serii. Jest z niej twarda i stanowcza babka, która nie robi maślanych oczu do faceta, która potrafi sama o siebie zadbać i nie czeka, aż uratuje ją książę na białym koniu. Do tego jest świadoma swojej pozycji i mocy, jakie posiada, więc nie mamy tutaj kolejnej szarej myszki, której trzeba mówić, jak bardzo jest nieoceniona.

Przy okazji poznałam kolejny ship mojego życia. Sparowanie Chaola z Nesryn ? meh. Ale Chaol i Yrene? Od pierwszych stron przeczuwałam, że tak to właśnie się potoczy i jestem bardzo zadowolona, że się w tej kwestii nie pomyliłam. Kiedyś nie byłam w stanie przeboleć, że mój poprzedni ship z tej serii, czyli Chaol i Celaena nie wypalił, ale już mi przeszło, Chaol z Yrene są zdecydowanie lepiej dobrani.

Ale? skoro już ustaliliśmy, że według mnie Wieża świtu mogłaby być sporo krótsza i nikt wiele by nie stracił, to mogę już sobie trochę popolemizować na ten temat. W Imperium burz także znalazłoby się kilka przestojów w akcji, gdzie bohaterowie się snuli, gadali od rzeczy i krótko mówiąc się obijali. Więc jakby z obu tych powieści wyrzucić to wszystko, co zbędne i nudnawe, a to co istotne i ciekawe połączyć w jedną książkę, to bylibyśmy szczęśliwsi. I w sumie takie rozwiązanie byłoby według mnie najbardziej optymalne. Maas mogłaby spokojnie na zmianę serwować czytelnikowi rozdziały; jeden o tym, co porabia Chaol a kolejny o przygodach Aelin. Wtedy bym się nie frustrowała, tak jak tutaj, gdy ja już doskonale wiedziałam, co wydarzyło się w Imperium burz i na czym stoi główna historia, a bohaterowie Wieży świtu mogli się tylko domyślać, bo jeszcze nie dotarły do nich wszystkie informacje. No nie wiem, po prostu takie rozwiązanie wydaje mi się optymalne, ale nie musicie się ze mną zgadzać w tej kwestii, może wam te lekkie przestoje nie przeszkadzały.

Dalej nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Maas zaczynając pisać serię Szklany tron, miała zupełnie inny pomysł na fabułę, a w trakcie pracy nad drugim tomem olśniło ją, by poprowadzić tę historię w trochę inną stronę, tylko wtedy już nie mogła zmienić wszystkich wątków i dopasować ich do siebie. No nie wiem, pierwsze dwa tomy wydają mi się być jakby z zupełnie innego cyklu, a na początku trzeciego Maas burzy wszystko, co tak pieczołowicie budowała przez poprzednie dwie książki i zaczyna iść w zupełnie innym kierunku wmawiając wszystkim, że tak właśnie miało być. Albo faktycznie zmieniła tor historii w ostatniej chwili, albo tak kulawo to wszystko ze sobą połączyła.

I chociaż Wieży świtu nie przeczytałam w szybkim tempie, to jednak bardzo dobrze bawiłam się przy lekturze. Styl Sary J. Maas jest lekki i przyjemny, lekko się czyta i można w fajny sposób spędzić wolny czas przy jej książkach. Także nawet pomimo tego, że Wieża świtu ma te 800+ stron, to nie czuć tego tak bardzo (chyba, że czytacie w papierze, wtedy trochę ręce bolą od trzymania).

(...)

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

Paula

ilość recenzji:53

brak oceny 24-06-2018 17:29

To, że wprost kocham książki napisane przez Sarah J. Maas nie jest żadną tajemnicą. Ba! Wszyscy to wiedzą, chociażby dzięki mojej nazwie na IG ;P Uwielbiam zarówno Dwory, jak i Szklany tron. Kiedy dowiedziałam się o polskiej premierze ?Wieży świtu? zwyczajnie nie umiałam się doczekać, siedziałam jak na szpilkach w oczekiwaniu na listonosza. Można się więc domyślić, że wymagania miałam ogromne, no w końcu nowa książka ulubionej autorki fantasy! Ale czy rzeczywistość sprostała oczekiwaniom?

Nie zabrałam się za Wieżę od razu, jak tylko przyszła ? w końcu to grubasek, a ja miałam nawał nauki. A jak wiadomo ? Maas potrafi walnąć takimi zwrotami akcji, że przyszpila do książki na długie godziny. Tak więc w końcu nadszedł ten czas, kiedy to wzięłam tę cegłę do rąk i zaczęłam czytać, mój zapał utrzymywał się jeszcze kilkadziesiąt stron, po czym... zaczął słabnąć. Było ciekawie, ale jakoś tak za spokojnie jak na Sarah. Generalnie autorka w ?nowelce? (tak to miała być zwykła nowelka. A urosła do rozmiarów pokaźnego tomu) przedstawiła inny świat niż w regularnych tomach, inny świat na takiej zasadzie, że tutaj akcja rozgrywa się nie na północnym, a na południowym kontynencie. W krainie, która o ile mnie pamięć nie myli ? nie została nawet wspomniana w poprzednich częściach. Sarah miała więc pustą kartkę, jeśli chodzi o królestwo na tym kontynencie i jak to ona ? wykorzystała to. Jednak jako że jest to coś nowego, to musiała też poświęcić trochę czasu, żeby wszystko wyjaśnić, co i jak.

I nie, nie bójcie się, te kilkadziesiąt/ kilkaset stron to nie tylko opisy nowego otoczenia, jest też akcja. Tyle że, no właśnie. Ta akcja nie pędzi na łeb na szyję, jak to w przypadku Maas. Ona jest zwyczajnie spokojna, może nawet momentami zakrawać o nieco nudną. Nawet z bólem przyznaję, że w końcu ?na chwilę? odłożyłam tę książkę. Wróciłam do historii dopiero po jakiś dwóch, czy trzech tygodniach. Przebrnęłam do końca pierwszej części (bo Wieża Świtu składa się z dwóch) i... przepadłam! A niech mnie, tutaj to dopiero zaczęła się akcja rodem z książek Sarah J. Maas! Tutaj nareszcie fabuła pochłonęła mnie do tego stopnia, że ani myślałam wypuszczać Wieży z ręki, gdybym mogła to czytałabym to tak długo, aż bym skończyła. Tu dopiero zaczęło się coś dziać na taką skalę, jak powinno, śledziłam losy bohaterów z zapartym tchem i bałam się o zakończenie. Bo Sarah uwielbia łamać nam serca w tych momentach ? kto zna jej historie, ten potwierdzi, że każda jej książka kończy się takimi zwrotami akcji, że ledwie da się to przeczytać! Szczerze? Nie myliłam się! Może i te zawały były dużo słabsze, niż w przypadku pozostałych części, ale działo się, oj działo! I to zakończenie... już myślałam, że lepszego sobie nie mogłabym wymarzyć, kiedy to autorka w ostatnich rozdziale zaserwowała nam coś, co przypomniało o tym, co dzieje się na północy. Coś, przez co moja niecierpliwość w oczekiwaniu na finał serii sięgnęła niemalże zenitu.

Chaol, jak dobrze wiemy, budzi przeróżne uczucia, ja go na początku serii polubiłam, ale wraz z ?Królową cieni? ta sympatia nieco osłabła. W ?Imperium burz? nie było dosłownie nic na temat tego, co się z nim dzieje, więc ?Wieża świtu? to pierwsze spotkanie z nim od czwartej części. I wiecie co... jak zaczęłam, to nie raz i nie dwa miałam ochotę nim potrząsnąć, żeby się ogarnął, żeby wziął się w garść. Ale potem ta chęć stopniowo zanikała, aż zaczęła przeobrażać się w ponowną nić sympatii do niego. Jego upór, siła i chęć dążenia do celu to coś, co w nim podziwiam. Mamy też do czynienia z Nesryn, tak w zasadzie to ona, Chaol i Yrene są narratorami w tej książce, więc o tej trójce dowiadujemy się najwięcej. Nesryn nieco przypomniała mi Aelin - taka silna i niezależna dziewczyna, która nie da sobą pomiatać, a potrafi o siebie zadbać.

Sarah J. Maas nie tylko stworzyła nowe królestwo, ale co za tym idzie ? także nowych bohaterów. Mamy do czynienia głównie z kaganem, czyli władcą tego państwa, oraz jego dziećmi. Pojawiają się też uzdrowicielki z Torre Cesme, jedną z nich jest wyżej wspomniana Yrene. Muszę przyznać, że autorka zrobiła kawał dobrej roboty, bo jak i nowe otoczenie jest naprawdę dobrze opisane, tak i nowe postacie są świetnie wykreowane. Szczególnie polubiłam księcia Sartaqa! Jejku to kolejny cudowny facet, który się udał Sarze! U mnie w rankingu stoi tuż za Rhysandem i Rowanem :D Bardzo też polubiłam Yrene, z początku nie wiadomo, co dokładnie o niej myśleć, ale z czasem się do niej przekonałam.

?Wieża świtu? wywodzi się stąd, że Chaol został ranny podczas walki w szklanym zamku i przez to jest sparaliżowany od pasa w dół, więc razem z Nesryn udają się na południe, gdzie są najlepsze uzdrowicielki w ich świecie ? właśnie w Torre Cesme. Ale nie myślcie sobie, że przed te ponad 800 stron jest mowa tylko i wyłącznie o uzdrawianiu byłego kapitana Gwardii Królewskiej. O nie, Sarah postarała się o nowe przygody, nowe niebezpieczeństwa, mnóstwo intryg i knowań. A żeby nie było zbyt nudno, wprowadziła także nowe (to słowo pojawia się już chyba pięćsetny raz) stworzenia! I te dobre i te złe! Aa no i zaserwowała takie rewelacje, że nieraz szczena opadła do podłogi.

Mimo, że pierwsza część była nudnawa, wcale nie żałuję, że ją przeczytałam. Ba! Jestem zasmucona, że już skończyłam! Druga część zdecydowanie wynagradza spokojniejszą akcję pierwszej! ?Wieża świtu? to dodatek do serii Szklany tron, ale ja osobiście uważam, że przed tomem finałowym (ale koniecznie po ?Imperium burz?!) zdecydowanie warto po niego sięgnąć. Bez tego lektura finałowego będzie w pewnym stopniu niekompletna, bo tutaj zadziało się naprawdę wiele rzeczy i mam przeczucie, że bez Wieży będzie trudno się później połapać. Pozostaje tylko czekać na ?Kingdom of Ash? (Czyżby ?Królestwo popiołów??) i a niech mnie... Ja się aż boję, co nam szykuje Sarah... Coraz bardziej się skłaniam ku temu, żeby sprezentować sobie tę książkę po angielsku na swoje 18 urodziny! A co mi tam, spróbuję w oryginale :D

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

Kaśka Dudek | ButFirstCoffee.pl

ilość recenzji:21

brak oceny 14-06-2018 12:45

Wieża świtu (Tower of Dawn) Sarah J. Maas to kolejna powieść z cyklu Szklany Tron.

Na Wieżę świtu z niecierpliwością czekało wielu czytelników i czytelniczek, ponieważ seria Szklany Tron zebrała już niemałe grono fanów. Akcja tego tomu rozgrywa się w tym samym czasie co Imperium Burz, a jego głównymi bohaterami są Chaol Westfall oraz Nesryn Faliq, którzy w poprzednich częściach byli zdecydowanie postaciami drugoplanowymi.

Chaol i Nesryn wyruszają na Północny Kontynent do miasta Antica z desperacką misją nakłonienia wielkiego kagana imperium do udziału w wojnie przeciwko siłom Perringtona, ale i również z nadzieją na uzdrowienie Chaola przez którąś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme. Co to ich spotyka przechodzi ich najśmielsze oczekiwania ? przychodzi im stawić czoło niebezpieczeństwu, którego nie spodziewali się spotkać na Północnym Kontynencie, a przekonanie wielkiego kagana do udziału w wojnie okazuje się nie takie łatwe. Mimo wielu przeszkód i komplikacji zyskują wiele, jakże cennych dla nich informacji, udaje min się zyskać kilku ważnych sprzymierzeńców, a niepozorna uzdrowicielka Yrene Towers wydaje się odegrać bardzo ważną rolę w powodzeniu ich misji.

Szczerze mówiąc, do tej książki podchodziłam trzy razy i dopiero za trzecim razem zaskoczyło. Nie wiem dlaczego nie mogłam się w nią wkręcić, może to był jakiś kryzys czytelniczy, ale powiem Wam, że jak już zaskoczyło to nie mogłam się od niej oderwać, cały czas myślałam, tylko o tym kiedy będę mogła znowu ją wziąć w ręce i dowiedzieć się CO BĘDZIE DALEJ.

W Wieży świtu pojawiło się wiele nowych postaci, które z tym jak się pojawiały, zyskiwały na mojej sympatii. Nawet sam Chaol, który wcześniej załapał u mnie niezłego minusa, zyskał w moich oczach i to wiele. Yrene Towers, udrowicielka, wbrew pozorom okazuje się niezłym ziółkiem ? ta to ma charakterek, a dzieci wielkiego kagana to też niezłe łajdaki ? Sartaq to mój faworyt ;D

Poznajemy również ludy zamieszkujące Południowy Kontynent, wraz z ich historią, poznajemy nie tylko przepiękne zakątki, ale również te mroczne, które skrywają mrok i niebezpieczeństwo.

Jeśli chodzi o samą fabułę to Sarah J. Maas tak nią zakręciła, że w życiu bym się nie domyśliła jak to się wszystko potoczy. Akcja świetnie się rozwinęła, a wątki i informacje, które pojawiły się w tej części, idealnie połączyły się z poprzednią częścią i wyjaśniły wiele spraw.

Wieża świtu to pozycja obowiązkowa! I już nie mogę się doczekać dalszego ciągu, bo zarówno Imperium burz i Wieża świtu skończyły się w tym samym momencie, a był to moment iście PIEKIELNY.

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

dziewczyna z książkami

ilość recenzji:41

brak oceny 21-05-2018 10:57

Powieść, która nie miała być powieścią? Cóż mogło z tego wyniknąć? Szczególnie, jeśli owa ponad ośmiuset stronicowa książka dotyczy jednego z najmniej lubianych przez większość wielbicieli cyklu, bohatera? Nie byłam zbyt przychylnie nastawiona do tego pomysłu, szczególnie jeśli odwlec miał on w czasie, oczekiwany przez wszystkich z niecierpliwością, finał serii przygód byłej Królewskiej Zabójczyni! Zwłaszcza gdy tom piąty, skończył się w sposób, w który się skończył. Pragnę również uprzedzić, iż ze względu na to, iż Wieża świtu jest kolejną już częścią, popularnej młodzieżowej serii, recenzja ta będzie miała nieco luźniejszą formę oraz mogą pojawić się w niej spoilery dotyczące poprzednich tomów.

Przed byłym kapitanem Gwardii Królewskiej czeka nie jedno, lecz dwa wyzwania. Oba, wydawać by się mogło niemożliwe do zrealizowania. Chaol musi bowiem przekonać władcę Kaganatu do dołączenia swych sił do królowej Aelin Ashryver Galathynius w wojnie przeciw Valgom oraz odzyskać utraconą podczas bitwy władzę w nogach, w czym pomóc ma mu jedna z ze słynnych na całą krainę uzdrowicielek ? Yrene Towers. Nie spodziewa się jednak, że mroczne siły pustoszące jego ojczyznę, są bliżej niżeli śmiałby myśleć, a Kaganat ? będący z pozoru szczęśliwą krainą ? skrywa wiele mrocznych tajemnic.

Co istotne, narracja w Wieży świtu jest podzielona między czwókę bohaterów. Pojawia się bowiem perspektywa Chaola, Nesryn, Yrene, a także Aelin. Każdy z tych bohaterów w interesujący, lecz nie równy sobie sposób, ukazuje nam barwne królestwo Kagana. Prowadzi nas między niezmierzone zakręty starych bibliotek, wrzuca prosto do pełnego starożytnych bestii lasu, wznosi w stronę połaci nieba na potężnych, latających monstrach. Nieomal żaden z bohaterów nie pozwala na dłużej zaczerpnąć powietrza, pomiędzy rozdziałami tego przesyconego akcją tomu. Jednak, jak szósty tom cyklu wypada na tle poprzednich? Czy książka, która z początku miała być tylko opowiadaniem, naprawdę była konieczna?

Autoplagiat, tak w skrócie można określić historię byłego Kapitana Gwardii Królewskiej. Słowo to dobitnie wybrzmiało w wielu dotychczas opublikowanych recenzjach i odnaleźć nie mogę lepszego, tak dobrze oddającego fabułę Wieży świtu słowa, niż tego tak namiętnie przez moich kolegów po fachu, w ich opiniach używanego. Sarah J. Maas pokusiła się bowiem o użycie motywów oraz rozwiązań, które sprawdzały się już wyśmienicie w innych jej książkach; w przypadku innych, pokochanych przez tysiące postaci. Splotła historię Chaola dokładnie takimi nićmi, które już niegdyś w rozmaitych konfiguracjach użyła do przedstawienia burzliwych losów pozostałych stworzonych przez siebie bohaterów.

Co jednak z tego wynikło? Jako istny weteran na polu pisarstwa Sarah J. Maas, podkreślić muszę, że jak w przypadku wielu części wydanych przed Wieżą świtu (a tyczy się to zarówno historii Aelin, jak i Feyry), historia Chaola jest bardzo schematyczna. Już przy pierwszym niekiedy spotkaniu (ba! spojrzeniu), można odczytać z łatwością jak potoczą się dalsze losy danej znajomości. O rękę pójść nawet można w zakładzie, iż pewne sceny miały już ogniś miejsce. I nie raz i nawet nie dwa, owe złudzenie czytelnika podczas lektury nachodzi. Być może wynika to z faktu, iż ta ogromnych rozmiarów cegiełka miała być z początku jedynie opowiadaniem? Może podniesienie jej do rangi powieści, wiązało się z ponadprzeciętną szybkością procesu twórczego? Mniejszym zastanowieniem nad tworzoną fabułą? Mniejszym polem dla kreatywności?

Powodów może być wiele. Począwszy od tego przeze mnie w minionym akapicie wymienionego, poprzez zwyczajną, ludzką wygodę. Po cóż przecież odchodzić od tego, co przyniosło nam kiedyś sukces? Niestety, amerykańska autorka ma również ? świadomą, czy też nie ? potrzebę łączenia w pary wszystkich bohaterów. Niech rękę podniesie ten, kto w twórczości Sarah J. Maas przyuważył postać (mowa tu o głównych graczach) nijak nie zaplątaną w miłosne relacje! Niestety jeśli takowi kiedyś się pojawili, albo nie byli dla fabuły istotni, albo zginęli nim również i ich dosięgnęła, wypuszczona przez autorkę, strzała Amora. I tu powstaje paradoks. Niby nie może się tego znieść, a książki pochłania się w kilka godzin.

A czyni się to będąc zaangażowanym, nie mogącym się doczekać dalszego ciągu oraz kibicującym bohaterom. Bo, koniec końców, Wieża świtu była dobrą lekturą. Była tym, czego wymagam od każdej powieści spod pióra tej amerykańskiej autorki. Dobrą zabawą, chwilą wytchnienia, porządną młodzieżową fantastyką, która porywa mnie do swojego świata na dzień lub dwa. I choć książka posiada istotne wady, w szczególności te dotyczące prowadzenia fabuły ? niektóre sceny oraz rozwinięcie pewnych relacji mogłyby pójść w inne strony, to historię lorda Westfalla czyta się bez wytchnienia, wybaczając wręcz na końcowych etapach popełnione dotychczas błędy. Gdy odepchnie się pewne rzeczy na bok, to pozostaje to, co zawsze zapewnia miłośnikowi książek Sarah J. Maas ? zniknięcie z otaczającego go, szarego świata.

Jeszcze jakiś czas temu było mi na dobrą sprawę obojętne, czy poznam dalsze losy Aelin oraz jej licznych, osobliwych towarzyszy. Po lekturze Wieży świtu nie mogę się wręcz doczekać tego, jak autorka zakończy swoją pierworodną serię. Historia poświęcona Chaolowi przypomniała mi bowiem za co tak bardzo lubię książki tej autorki. Dlaczego wybaczam jej tyle błędów. Bo to mimo wszystko są cholernie dobre opowieści. Takie, które mimo schematyczności angażują, porywają, wsysają do swojego świata i nie chcą pozwolić wrócić do rzeczywistości. Takie przez, które mknie się niczym Manon przez góry na swojej wywernie, nie mogąc się doczekać rozwinięcia danych wątków. To historie pełne bohaterów, którym się kibicuje oraz emocji, które nie pozwalają odłożyć książki, aż do jej zakończenia.

Bo Sarah J. Maas znowu to zrobiła! Znowu rozdzierała serce, po to by po chwili znowu je skleić. Pokazała światy wydarte wprost z najciemniejszych zakątków jej wyobraźni. Wrzucała w paszczę potwora, po to by w ostatniej chwili uratować przed zabójczym jadem jego kłów. Przedstawiła kolejnych bohaterów, o których nasze serca będą drzeć w ostatnim tomie. Bo niewątpliwie nie będzie to spokojna odyseja, ale pełna zwrotów akcji podróż przez krew, pot, łzy, kości... aż do celu. Jednocześnie chcę poznać ostatnie zdania, lecz mało czego w mojej karierze czytelniczej bałam się z równą mocą. Ciężko mi również uwierzyć, że to już koniec. Że w końcu okaże się, co od początku było Królewskiej Zabójczyni przeznaczone.

Co najbardziej urzekło mnie w tej książce? Pomijając fakt, iż moja awersja do Chaola w końcu nieco odpuściła, co można nazwać sporym osiągnięciem, to największym plusem tej powieści są zdecydowanie Yrene, Sartaq oraz królestwo Kagana. Opisy towarzyszące narracjom naszych bohaterów, jasno malują przed naszymi oczami, piękne obrazy tego cudownego mocarstwa. Kolejnego skrawka świata stworzonego przez Sarah J. Maas. Nieskończonego w swej różnorodności oraz umiejętności zadziwiania czytelnika. I choć postać Nesryn nie przypadła mi do gustu, to na narrację z jej udziałem czekałam z niecierpliwością równą tej oczekiwaniu na Yrene. Ponieważ aktualna kapitan... powiedzmy, że przebywała w towarzystwie oraz środowisku niesamowicie interesującym, przynajmniej w moim mniemaniu. Ta część królestwa Kagana skradła po prostu moje serce, bardziej niż najpiękniejsze komnaty jego zamku.

Podsumowując, uważam, że koniec końców dobrze wyszło, iż Sarah J. Maas stworzyła pełnowymiarową powieść, niżeli tylko krótkie opowiadanie, jak było to w zamiarze na początku. Bo naprawdę świetnie się bawiłam. Zostałam wręcz pochłonięta przez świat królestwa Kagana. To jedno z najlepiej stworzonych miejsc, jakie autorka na kartach swych wszystkich powieści nam dotychczas przedstawiła. Szczególnie jeśli mowa tu o środowisku, w którym przebywał jeden z książąt ? Sartaq. Zdecydowanie nie jest to jednak najlepszy tom z serii, choć widoczna jest poprawa; chociażby samego warsztatu pisarskiego, względem poprzednich części. Uważam też, że ten tom nie był zbędny. Na jego kartach poznajemy wiele ciekawych wątków, odkrywamy parę odpowiedzi oraz zadajemy sobie kilka nowych pytań. Pytań, które odnajdą swe rozwiązanie w finale. Finale, który nadchodzi i porwie na strzępy nasze płonne nadzieje.

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

Czytaczyk

ilość recenzji:127

brak oceny 20-05-2018 20:41

Z książkami Sarah J. Mass mam tak, że wciągają mnie dopiero od połowy albo przy samej końcówce. Większość wątków jest dla mnie zbyt rozwinięta, przez co początki mi się niemiłosiernie dłużą. Niestety Mass lubi tak rozdrabniać się na szczegóły i rozciągać wszystko. Na szczęście wszystko to wynagradza, gdy już zaczyna wprowadzać jakieś zawirowania i akcja nabiera tempa.
Dlatego nie zniechęcajcie się, gdy sięgnięcie po tę czy inną książkę wywodzącą się z jej twórczości.

Ta wstawka do całego cyklu została w pełni poświęcona Chaolowi Westfallowi oraz Nesryn Faliq. Chaola polubiłam już od samego początku, kiedy to pierwszy raz się zetknęłam z nim w ?Szklanym tronie?. Tym bardziej nie mogłam się doczekać lektury i tym większe było moje podekscytowanie, gdy już się za nią zabrałam. Co do Nesryn, to raczej nie skupiła sobie mojego zainteresowania. Ale i też nie miała okazji, bo jak do tej pory pojawiały się jedynie jakieś wzmianki na jej temat. Po tym tomie szczerze mogę stwierdzić, że darzę ją sympatią. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach ?Szklanego tronu? będzie się pojawiać częściej, niż do tej pory. Nie przeszkadzałoby mi nawet, gdyby jej większa obecność miała jeszcze bardziej przyhamować niekiedy akcję. Również inaczej spojrzę teraz na postać Chaola. Jestem z chyba teraz bardziej zżyta, niż z Cealeną.

?Wieża świtu? jest wartym uwagi dodatkiem do serii, po który powinien sięgnąć każdy miłośnik tej serii.

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

MargoRoth

ilość recenzji:132

brak oceny 30-04-2018 07:21

Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do odległego miasta Antica. Mają dwa konkretne cele: po pierwsze, mają nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme będzie w stanie przywrócić Chaolowi władzę w nogach; a po drugie, chcą namówić zasiadającego na tronie potężnego kagana, aby stał się ich sojusznikiem w wojnie.

Jak się okazuje, pobyt w Antice stawia Chaola i Nesryn przed zupełnie innymi wyzwaniami, niż się spodziewali. Mroczne moce, przeciwko którym zbierają armię, próbują dosięgnąć ich nawet w zamorskiej krainie, a kluczem do powodzenia misji może stać się młoda uzdrowicielka Yrene. Informacje, które bohaterowie zdobędą w pałacu, mogą stać się najistotniejszą bronią przeciwko rosnącej w siłę królowej Meave.

Kiedy coś, co początkowo miało być nowelką, rozciąga do rozmiarów ośmiuset stronnicowej księgi, można mówić tylko o Sarah J. Maas. Wieża świtu jest określana mianem tomu 5.5 serii Szklanego tronu, co oznacza, że wydarzenia opisywane na kartach tej powieści toczą się równolegle do tych, które znamy już z Imperium burz. Jak możecie pamiętać, kluczowym bohaterem, którego brakowało w Imperium, był właśnie Chaol, którego losy doczekały się teraz całkiem osobnego tomu serii. Jak więc Wieża świtu wypada na tle poprzednich części tej historii? Czy to uzupełnienie o losy Chaola było tak naprawdę potrzebne?

Odkąd tylko zaczęłam lekturę, cieszyły mnie dwie rzeczy: pierwszą z nich była porywająca akcja, która może nie zastraszała szalonym tempem, ale skutecznie łapała czytelnika w swoje macki, co moim zdaniem jest nawet lepsze. Prawda jest taka, że ostatnimi czasy mam ogromne problemy ze skupieniem się na czytaniu, gdyż moja uwaga bez przerwy ucieka w rozmaite rejony wyobraźni, błądząc wszędzie, tylko nie w pobliżu fabuły książki. Jednak Wieża świtu wciągnęła mnie znacznie bardziej, niż inne książki, które ostatnio czytałam, a tym samym udało jej się przełamać mój niepożądany zastój czytelniczy (dziękuję ci, Sarah J. Maas!).Drugą sprawą, która od początku napawała mnie zadowoleniem, był fakt, że przypominanie sobie wydarzeń z poprzednich tomów nie było absolutnie potrzebne. Imperium burz czytałam w sierpniu i obawiałam się trochę, że minął zbyt długi czas od tamtej lektury, abym mogła chociaż jako tako pamiętać, co i jak. Wiecie, ponowne czytanie poprzedzających Wieżę świtu pięciu tomów byłoby dużym problemem, więc ogromnym plusem jest to, że nie trzeba znać na pamięć wszystkich szczegółów, aby ogarniać, o co chodzi.

Mam z tą książką podobny problem, co z resztą książek z serii Szklanego tronu, a konkretnie tomami 3, 4 i 5. Choć początkowo wątki Chaola i Nesryn są ze sobą związane, w dalszej części powieści rozplatają się i biegną niezależnie od siebie. Niestety, po raz kolejny zauważam, że jeden z tych wątków jest wyraźnie atrakcyjniejszy i ciekawszy od drugiego i to zawsze tego jednego wyczekuję, chcąc, aby drugi trwał jak najkrócej. W poprzednich tomach niechętnie wracałam do wątku Manon Czarnodziobej i czarownic, natomiast wszystko, co związane z Aelin natychmiastowo przyciągało moją uwagę, za to tutaj losy Chaola przedstawiały się o wiele bardziej intrygująco, niż wątek Nesryn. Przez to książka była w pewnych momentach nierówna, na szczęście motywy związane z bohaterami zmieniały się dosyć często.

Przykro mi to mówić, ale czytając Wieżę świtu odkryłam, że pewne powtarzalne elementy, które pojawiają się praktycznie w każdej książce Sarah J. Maas, zaczynają działać mi na nerwy. Może jest to sprawa tego, że czytam o nich już szósty raz (lub gdy doliczyć serię Dworów, to dziewiąty). Mam tu konkretnie na myśli wątki romantyczne. Mimo tego, że powieści Maas krążą wokół tematów fantastycznych, miłości tam nie brakuje. No i właśnie ? jest to zawsze miłość pełna pasji i namiętności, która początkowo wydawała mi się niesamowicie piękna, ale? cóż, nieustannie podąża ona w tą samą stronę. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, aby zgadnąć, który bohater skończy z którą bohaterką ? w tym temacie Maas jest boleśnie przewidywalna. Do tego mam wrażenie, że gdyby autorka pozostawiła choć jednego ze swoich bohaterów jako silnego i niezależnego singla, nie byłaby sobą. Tutaj dosłownie każdy odnajduje swoją drugą połówkę niezależnie od tego, gdzie się znajduje, przeciwko komu walczy i jakie ma interesy. Całokształt tego wątku romantycznego zaczął mnie nieco irytować. Myślę, że na jego niekorzyść działa sama powtarzalność, która stała się nieco nużąca.

No dobrze, tak narzekam i narzekam, ale przecież wcale nie było tak źle. MIMO tych wad, o których wspomniałam, MIMO tego, że część zakończenia skutecznie przewidziałam, co niemile mnie zaskoczyło, to? cóż, przecież to Sarah J. Maas. Ta autorka ma coś w sobie, co sprawia, że jej książki zapisują się w sercu czy się tego chce, czy nie. Ostatecznie stwierdzam, że Wieża świtu była powieścią dobrą ? wciągającą i zajmującą, choć na pewno nie najlepszą spośród całej serii. Pojawiły się w niej intrygujące motywy, jakie jak działanie mocy uzdrowicielek, w których mam nadzieję usłyszeć jeszcze więcej w przyszłości. Zakończenie książki napełniło mnie ekscytacją na myśl o tym, w jaki sposób połączą się ze sobą teraz te dwie historie ? historia Chaola oraz Aelin, które biegły chwilowo niezależnie od siebie. I odpowiadając na wcześniej postawione pytanie? tak, uważam, że Wieża świtu ma sens. Dzięki tej powieści całość historii bohaterów stała się pełniejsza i zdecydowanie bardziej rozbudowana, a losy Chaola w Antice zasługują na poświęcenie im osobnego tomu serii.

Jeśli jesteście na bieżąco ze Szklanym tronem, jak najszybciej biegnijcie do księgarni po Wieżę świtu. Choć nie była to najlepsza część serii i miała ona swoje wady, to patrząc na całokształt powieści, jestem gotowa wybaczyć te niedociągnięcia autorce. W końcu co zrobilibyśmy bez genialnej Sarah J. Maas? ;)

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?