"W księżycową, jasną noc" - niech nas nie zmyli ten romantyczny tytuł. Książka przedtawia wspomnienia amerykańskiego żołnierza z drugiej wojny światowej.
Wartka akcja. Proste słowa bez krzty patosu i chwały. Autentyzm, który uderza nas w twarz otwartą dłonią swojej szczerości. Zaskakujące zwroty akcji. Dowcipne dialogi. Wszystko to sprawia, że czyta się tę książkę bardzo szybko.
Główny bohater został sierżantem. Nie do wiary. Przede wszyskim dla niego samego nie do wiary. Często musi sobie zadawać pytanie, co zrobiłby normalny sierżant w danej sytuacji. Na wojnie nic nie jest przewidywalne. Nic nie jest normalne. Coraz częściej zdarzają się chwile, kiedy nie przychodzi mu na myśl ani jedno sensowne słowo. Nie lansuje się na bohatera.
"Największym moim bieżącym problemem jest pokazowy wręcz przypadek [...]zki ogólnowojskowej. Dzięki Ci, Boże, za gacie w kolorze khaki. (...) Kto wie, czy mianowanie mnie zasranym (dosłownie) dowódcą oddziału nie jest najlepszym dow[...]m w całej tej wojnie."
"Oberwał, jak w baseballu - i powrót na bazę, albo go trafili, albo "dał" jak w dwuznacznym dow[...]. - W wojsku nigdy nie mówimy głośno, że ktoś z naszych został zabity."
Książka ukazuje absurd wojny. Choć ponoć każda wojna jest święta. Gdyby ludzie, którzy rozpoczynają wojnę, nie czynili ją jednocześnie świętą, komu by się chciało walczyć? Politycy, mówcy, demagogowie rzucają podżegające hasła, utrwalają uprzedzenia, przypisując szlachetne cele wojnie. Nic jednak w świecie nie wynagrodzi nam tego, co stracimy na wojnie.
Tak, książka "W księżycową jasną noc" jest powieścią o wojnie. Ale też o życiu. O ludzkiej przyjaźni i wrażliwości. I w końcu o nadzieji, a ta, jak wiadomo, umiera ostatnia.