Książka niezwykle ciepła. Historia Ewy, dla której moment urodzenia dziecka był przełomem w życiu. Już ciąża jej dziwaczna była, zmuszała bowiem kobietę do spożywania korzeni z ogrodu. Sam poród natomiast otworzył jej oczy szerzej. Znacznie szerzej.
I tak, kobieta znajduje w beczce kota, który wpadł tam z deszczu pod rynnę, kot jest kluczem do drugiego świata, czyli Krainy Kota.
Podróż Ewy jest w pewnym sensie podróżą Małego Księcia czy Alicji w Krainie Czarów. Jest podróżą wewnątrz siebie, podróżą, która powinna mieć dla nas znaczenie porównywalnie z pielgrzymką muzułmanina do Mekki.
„W krainie kota” to książka fenomenalna! Długaśny spacer po krainie Tarota, po królestwach Buław, Kielichów, Denarów i Mieczy. Miedzy Cesarzem i Cesarzową, Magiem, Wisielcem, Papieżycą i samą karcianą Śmiercią. Tutaj sen zatraca swoje pierwotne granice. Tutaj marzenia senne odgrywają przeogromną rolę, to w nich bohaterów spotykają dziwaczne przygody, czekają niebezpieczeństwa i niespodzianki. Na stronnicach owej książki krzyżują się dwie rzeczywistości, rozwiązują zagadki, urzeczywistniają się marzenia. Czytelnik do końca nie wie, co jest jawą, a co snem.
Nie wiem, komu przypisać ową książeczkę. Czy jest powieścią dla dorosłych? Czy też dla dzieci? Bajkowość jej i cała gama kolorów nie szufladkują tej pozycji. W żadnej ze znanych mi szuflad. Już jakiś krytyk napisał, że Terakowska nie umie się zdecydować, czy pisze dla dorosłych czy dla dzieci. Może coś w tym jest. Może autorka chce nam pokazać jak bardzo jesteśmy dziećmi, żyjąc tu obok siebie. I jak świat przepełniony jest magią, tylko my tego nie dostrzegamy.
W każdym razie, polecam! Polecam z czystym sumieniem!