Po znakomitym cyklu z Zofią Lorentz, przyszedł czas na sięgnięcie po wcześniejsze powieści Zygmunta Miłoszewskiego, a to za sprawą wznowionego wydania cyklu z prokuratorem Teodorem Szackim, w pięknie minimalistycznej oprawie graficznej.
I bardzo się cieszę, że dane mi było poznać tego znudzonego swoim życiem męża i ojca. Takiego co to chce, ale się boi. Najlepiej gdyby nie musiał podejmować decyzji, by sprawy same się przydarzały.
Autor idealnie oddaje funkcjonowanie umysłu mężczyzny w kryzysie wieku średniego. Faceta, który na siłę szuka odmiany, odskoczni, powiewu świeżości. Który chce sobie udowodnić, że jego czas jeszcze nie minął, że ciągle może. Czy dla chwilowego dreszczyku adrenaliny jest w stanie zaryzykować swoje małżeństwo?
Oczywiście życie osobiste i przemyślenia bohatera nie są głównym wątkiem powieści, ale niewątpliwie dodają jej kolorytu i sprawiają, że bohater wydaje się tak bardzo ludzki w swoich działaniach, z całą swoją niedoskonałością i brakiem konsekwencji.
Wątek kryminalny można zawrzeć w jednym zdaniu - "jeden trup, czterech podejrzanych", jednak śledztwo odsłania dużo ciekawych kwestii. Przyglądamy się niespotykanym elementom terapii ustawień, trudnym relacjom rodzinnym, ale przeszłość z czasów PRL-u również wyciąga swe macki naruszając poczucie bezpieczeństwa. Czy tym razem wygra sprawiedliwość, czy może nie ona jest najważniejsza, a wystarczy tylko świadomość, jaka jest prawda?
Do powodzenia tej serii z pewnością przyczynił się główny bohater, który mimo swoich szowinistycznych zapędów, po prostu da się lubić. Nie bez znaczenia pozostaje również lekki styl i nieco ironiczny humor, dzięki któremu powieść czyta się tak dobrze. Ciekawym przerywnikiem jest możliwość przypomnienia sobie wydarzeń w Polsce i na świecie w 2005 roku, szczególnie w odniesieniu do rzeczywistości.
Z opinii wynika, że historia bardzo zyskuje w drugiej części trylogii, więc już się cieszę, że czeka na półce i będę mogła wkrótce to sprawdzić.
Opinia bierze udział w konkursie