Jak to dobrze, że Hanka Bielicka zdążyła spisać z pomocą redaktorki swoje wspomnienia! Chciała w nich ocalić od zapomnienia artystów, którzy już odeszli: Jerzego Duszyńskiego, Jerzego Jurandota, Kazimierza Brusikiewicza, Ludwika Sempolińskiego i innych. I udało się jej to. W jej książce przedstawieni są bardzo ciepło i ciekawie. Wspomnienia o nich na pewno zachęcają do zadumy nad kolejami losu. Mam jednak szczerą nadzieję, że dzięki tej książce nie zapomniemy zbyt szybko samej Hanki Bielickiej, która już niestety także odeszła, a ponieważ znacznie więcej i znacznie bardziej charakterystycznie występowała na estradzie niż w filmach, mogłaby zostać zapomniana. Książka tchnie ciepłem i życzliwością. Hanka Bielicka - dosadna (choć nigdy nie wulgarna) w swoich pyskówkach na estradzie - tu jest inna, mówi tylko dobrze o wszystkich, których wspomina. Mam wrażenie, że książka zachowuje jednak jedną jej cechę. Mianowicie obok dosadności charakterystyczną cechą Hanki Bielickiej była jej szybkość w wypowiadaniu czegokolwiek (o co czasami mieli podobno do niej żal twórcy tekstów). Trudno mówić o szybkości, kiedy mamy do czynienia ze słowem pisanym, ale jednak łapałam się na tym, że zamiast smakować tekst książki, czytałam coraz szybciej i szybciej, w duchu stylu autorki. Ale to przyspieszenie wcale nie umniejsza walorów wspomnień, a może nawet je podkreśla. Szczerze zachęcam wszystkich do ich przeczytania i uśmiechnięcia się.