Uwielbiam książki wydawnictwa Filia. Uwielbiam to, w jakich szatach graficznych wydają swoje książki (szkoda, że nie w twardych, albo chociaż ze skrzydełkami, ale co zrobić!). O książce Tysiąc pocałunków słyszałam i czytałam wiele. Same pozytywy i to, żebym przygotowała się w tony chusteczek, bo ta historia, to wyciskacz łez. Nie myślałam, że po Promyczku coś wyciśnie ze mnie tyle łez, a jednak. Wiecie... Tillie Cole potrafiła mnie wzruszyć swoją poprzednią książką Raze, tyle, że była to mocna historia okraszona sporą dawką erotyzmu. A tutaj? Bum bum i czyste uczucia, bez siły, bez przemocy, bez wulgaryzmów... Coś pięknego, ciepłego, smutnego i wzruszającego. Naprawdę jestem zakochana w tej książce. Początek mnie oczarował totalnie. Można powiedzieć, że przepadłam już od pierwszych stron. Chociaż, gdzieś tak pośrodku tejże powieści coś mi nie zagrało. Sama nie wiem co, ale było coś nie tak. Jakiś zgrzyt pomiędzy moim odbiorem a treścią. Niemniej było to chwilowe niedogranie, bowiem chwilę później oczy mi się zaszkliły, serce mocniej zabiło i wszystko wróciło do normy. Prócz moich emocji. Tillie Cole roztrzaskała moje serce... Nie sądziłam, że jej się to powiedzie, a jednak. Wszystkie słowa na temat tego, że Tysiąc pocałunków łamie serca i wyciska łzy, były prawdziwe! Chociaż w zasadzie nie wylałam potoku łez, to jednak wewnętrznie zadziało się naprawdę wiele. On: wojownik od małego. Wiking jak się patrzy, silny charakter, upartość, powaga, mroczność, tajemniczość, chęć walki o swoje. Ona: niewinna, słodka, spokojna, subtelna, urocza dziewczyna o wielkim sercu, które należy tylko do Niego. Łączy ich wszystko, a dzieli przeszłość, którą da się pokonać. Jednak jest coś, czego pokonać się nie da. Utracony czas i brak czasu - te dwa czynniki sprawiają, że kluczowy wątek tak bardzo zagra na uczuciach czytelnika. Ogarnie go pewna niemoc, żal, smutek... A może nawet nadzieja? Cholera jasna! Cole, tak się nie robi no! Nawet pisząc tę opinię serce mnie boli, kiedy przypominam sobie ostatnie strony. Tak się po prostu nie robi. Tysiąc pocałunków, to historia jakich niewiele. Historia, która jest tak prawdziwa, jakby napisało ją życie. Każda szanująca się romantyczka powinna ją przeczytać. Oczywiście przygotować się w chusteczki, bo mogą się przydać, w ramię - gdzieś trzeba się wypłakać i przygotować na pogrom emocji - to nieuniknione. Jest to cudowna, urocza i smutna historia dwojga zakochanych i oddanych sobie całkowicie osób. Historia, która mówi nam, jak wielka jest moc miłości i oddania. Jak ważne są obietnice i jak ważne jest to, by je dotrzymać. Rune i Poppy pokażą Wam jak to wszystko powinno wyglądać, tyle, że coś im przeszkodzi. Czy jest to książka z happy endem? I tak, i nie. Zależy jak odbierzecie lekcję życia, jaką da Wam autorka wraz ze swoimi bohaterami....