"W ostatecznym rozrachunku ze złem zawsze musimy mierzyć się sami."
Horror powstał niemal czterdzieści lat temu, a ja dopiero teraz po niego sięgnęłam, nie oglądałam też filmu, który nakręcono na jego podstawie, nie wpadły mi w ręce komiksy inspirowane tym tytułem. Bardzo się cieszę, że miałam zaległości, gdyż weszłam w świat książki bez skażenia zdradzającymi cokolwiek informacjami. Dzięki temu szybko dałam się wciągnąć w mroczną i bezwzględną walkę światła i ciemności. "Twierdza" zrobiła na mnie spore wrażenie, zachwyciłam się zwłaszcza rewelacyjnie odmalowanym klimatem grozy, przedstawionym tak, jak lubię najbardziej.
Zaczyna się bardzo niewinnie, z czasem pojawiają się subtelne drżenia zła, niewyjaśnione intuicyjne obawy, a następnie nakręca się spirala brutalności i krwistych dowodów istnienia nadprzyrodzonej siły. W finale intensyfikują się długie ponure cienie, zaczynają zdobywać władzę nad światem, wydaje się, że nikt i nic nie jest w stanie przeciwstawić się im. Co ciekawe, Paul Wilson absorbuje naszą uwagę nie tylko w kierunku nadziemskiej mocy niszczenia, ale również zwyrodniałej potęgi objętych fanatyzmem ludzi. Dobro zmuszone jest skonfrontować się z dwoma obliczami bestii, tym pierwotnym, nad którymi nie można zapanować, a jedynie spróbować je wyeliminować, oraz tym, które powstało ze źródeł zbioru ułomności i słabości człowieka. Przyznaję, że takie ujęcie złożoności tego, co niszczycielskie i mordercze, mocno mnie przekonało, o ileż powieść straciłaby, gdyby nie symbioza tych dwóch elementów.
Oprócz odpychających się i wzajemnie zwalczających mocy, oddanych w pobudzających wyobraźnię klimacie, spodobał mi się styl narracji, wyjątkowo płynny, lekki i przyjazny. Zgrabnie prowadził przez scenariusz zdarzeń, dozował odpowiednią porcję opisowości, tak aby czytelnik wytworzył w głowie odpowiedni obraz, ale również natychmiast wczuł się w emocje postaci, czyli przeniknął go dreszcz niepokoju, zaznał lodowatego przerażenia, dał się ogarnąć nieokreślonemu niepokojowi i pofantazjował z przeczuciami. Odpowiadało mi pełne uczestnictwo w przeżyciach, obserwacjach i interpretacjach bohaterów, ochoczo poddałam się wzrastającemu napięciu, niecierpliwości poznawania i odkrywania kart zagrożenia. Atrakcyjnie wnikałam w tajemnice, które uczeni próbują poznać od wieków, a które wciąż opierają się ludzkiemu rozumowaniu. Ale to też zajrzenie do najbardziej czarnych i bolesnych świadectw współczesnej historii.
Różnorodność bohaterów jest atutem powieści, każdy skrywa tajemnice i zahamowania, na swój sposób poddaje się niesprzyjającym okolicznościom, mierzy z własnymi demonami. Wyrazista okazała się zwłaszcza silna postać kobieca, to ona nadaje energiczny rytm wielu scenom, staje się spoiwem męskich bohaterów. Natomiast postać profesora, chociaż poddana ekstremalnej próbie człowieczeństwa, to jednak, jak na uczonego, zabrzmiała mało przekonująco, ale i tu pojawił się interesujący pierwiastek, kontra nauki i rozumu w stosunku do legend i duchowości. Starosłowiańskie wierzenia, wołoskie mity, czarna magia, religijne symbole i Alpy Transylwańskie. Gdzieś w wąskiej górskiej przełęczy, otoczonej stromymi urwiskami, wypełnionej białą rzeką mgły, znajduje się osobliwa pięćsetletnia fortyfikacja, granitowa, z samotną wieżą, opuszczona. W tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym roku Niemcy uznają ją za strategiczny punkt na mapie wojny i wysyłają oddział żołnierzy. Twierdza nie pozostaje wobec nich bezbronna i bierna, odwołuje się do zimnej nienawiści, czystej wrogości, perfekcyjnej broni strachu i szaleństwa.
...
Opinia bierze udział w konkursie