Kiedy po raz pierwszy ujrzałem okładkę "Trzynastej opowieści" Diane Setterfield, od razu wiedziałem, że muszę mieć w domu tę książkę.
Twarda obwoluta lśniła w świetle lampy jak pradawny skarb, który zauroczywszy, nigdy nie daje o sobie zapomnieć i pozostaje w sercu czytelnika na zawsze.
Żadne jednak słowa zachwytu, uwielbienia, czci nie oddadzą wspaniałości tej lektury.
Czytając ją, zagłębiamy się powoli w historii pięknej i tajemniczej, zarysowanej z wielkim kunsztem.
Każdy, kto sięgnąłby po ową pozycję, spostrzegłby, że panuje w niej mrok, przejmująca ciemność i dech minionych wieków.
Historia trzyma w napięciu do ostatniej strony. Każde słowo pozornie zbliża nas do rozwikłania zagadki, kolejną stronicę przekładamy z nadzieją poznania całej prawdy.
A ta przepełniona jest bólem, cierpieniem, wyrzucana z ust z ogromnym wzruszeniem.
Opowieść, którą snuje Setterfield, ukazuje to, czego zwykle nie dostrzegamy. Prawi o potrzebie miłości, czułości, o poszukiwaniu ciepła w świecie zlodowaconym, gdzie prym wiodą krzywda i nieprawość.
W swej książce składa autorka hołd literaturze dziewiętnastowiecznej. Dlatego też natykamy się w jej prozie na elementy, delikatnie wionące twórczością sióstr Bronte,
które sprawiają, że niepodobna się od "Trzynastej..." oderwać.
Gorąco polecam!